"Dogman". Sfora pancernych psów i drag queen [recenzja]

Caleb Landry Jones w filmie "Dogman" /materiały prasowe

Luc Besson wrócił do swojej najlepszej formy z czasów, gdy tworzył postacie ekscentrycznych samotników-zabójców, wkomponowując w hollywoodzkie ramy europejski barok w wersji pop. Magnetyczny Caleb Landry Jones może stanąć bez kompleksów obok Leona Zawodowca i Nikity, kreując szalony obraz drag queen - mściciela z uroczo zabójczymi psiakami u boku, którego misja ma wymiar niemal...metafizyczny.

To zdumiewające, że Luc Besson nie tylko nic nie robi sobie z tego, że pięć lat temu powstał "Dogman" Matteo Garrone, opowiadający o gnębionym przez otoczenie miłośniku psów, który dociśnięty do muru postanawia wymierzyć upadłemu światu vendettę. Oczywiście "Dogman" Bessona jest filmem stylistycznie i psychologicznie na zupełnie innym poziomie niż dzieło Garrone, ale punkt wyjścia i tytuł pozostają te same. No, ale czy Besson kiedykolwiek przejmował się takimi drobnostkami? To nie jest mój zarzut, bo przecież Douglas w wykonaniu Jonesa to bohater zupełnie inny od Marcello u Garrone, choć obu łączy brutalne odrzucenie, niepełnosprawność i gołębie serce.

Reklama

Idealny filmowy psychol

Jest to bohater bardzo bessonowski. To przecież ten czołowy twórca cinéma du look z francuskiej fali lat 80. (gdy w hollywoodzkim mainstreamie królowali maczystowscy herosi reaganowskiej ery) stworzył najciekawsze kobiece postacie zabójczyń, na czele z wymienioną wyżej Nikitą czy Matyldą z "Leona". Ba, jego wersja Joanny d’Arc to kobiecy "boży szaleniec" prowadzący do boju rycerzy, natomiast "Lucy" o twarzy Scarlett Johansson to już zabójczyni o nadludzkich umiejętnościach. O bohaterce jego najsłabszego feministycznego kina kopanego "Anna" nie będę wspominał. Aha, była jeszcze Leleloo z "Piątego elementu", której sam eklektyczny wizerunek wyprzedził swoje czasy. Teraz Besson wymyślił zabójcę, który sytuuje się pomiędzy tymi heroskami i Leonem Zawodowcem.

Douglas to samotnik, który w dzieciństwie był więziony przez sadystycznego ojca i brata w klatce z psami. To one stały się jego jedynymi przyjaciółmi i rodziną. Dowiadujemy się tego z jego rozmowy w areszcie z panią psychiatrą (Jojo T. Gibbs), gdy zostaje zwinięty przez policję z krwią na rękach, makijażem i peruką Marylin Monroe na głowie oraz dziesiątkami psów na pace furgonetki. 

Niepełnosprawny Douglas znajduje w kobiecie bratnią duszę i otwarcie opowiada jej o swojej specyficznej działalności. Pracuje jako śpiewająca z playbacku drag queen, a po godzinach wymierza z pomocą swoich psów sprawiedliwość łajdakom tego świata. Urocze, nieprawdaż? Oglądając kolejne wywody Douglasa, miałem przed oczami uśmiechniętego urwisowsko Sama Rockwella z "7 psychopatów" Martina McDonagha. Cóż, może Caleb Landry Jones nie przez przypadek zagrał (razem z Rockwellem zresztą) u McDonagha w "Trzech billboardach za Ebbing w Missouri", a potem dostał nagrodę w Cannes za rolę nastoletniego masowego mordercy w "Nitram". 

Caleb Landry Jones: Między Jokerem a Ace Venturą

Caleb Landry Jones doskonale wpasowuje się w szalony świat Bessona, w którym krwi wcale nie jest tak wiele (mimo że masakra zębami psimi w finale się pojawia), choć grindhouse'owe kadrowanie każe czekać na jakąś formę kina gore. Zamiast tego Besson bawi się obrazem z podobną radością, jak wtedy, gdy kręcił "Wielki błękit" czy "Metro". Amerykańskie osiedle z domami "bidoków" i powiewającymi flagami oraz Jezusem na grzesznych pyskach wściekłych ludzi; opuszczona miejscówka, gdzie nasz Dogman ma swoją siedzibę, w której wygodnie czułby się John Wick (rzecz jasna z psem u boku); burleskowy teatr z drag queen robiącymi lipsing do Edith Piaf i Annie Lennox i w finale wielki krzyż, z którego jeszcze powinna spoglądać spalona na stosie męczennica Mila Jovovich - Besson dawno nie był tak uroczo hultajski. Udziela się to Jonesowi, który balansuje w swojej roli między mrocznym szaleństwem Jokera (tego od Phoenixa) i dezynwolturą Ace Ventury. Jones wie, że bierze udział w teatralnym spektaklu Bessona i otwarcie eksponuje umowność swojej roli, co nadaje jej wyjątkowej lekkości.

No i te psy! Tutaj chowam do kieszeni swój obiektywizm i przyznam się, że jestem czworonogów oddanym miłośnikiem. Mój niemiecki owczarek o imieniu Rocky dałby mi zresztą kuksańca, gdybym Bessonowską psią rozwałkę skrytykował. Trzymałem kciuki, by żaden z psiaków Douglasa nie dostał kulki i miałem radochęza każdym razem, gdy dopadały gangusów. A tutaj nie tylko doberman pilnuje swojego szefa (Vincent Cassell może czuć zazdrość!), ale i małe kundelki dają łupnia draniom. No, ale może Leona też pokochałem za jego spanielski wzrok Jeana Reno?

7/10

"Dogman", reż. Luc Besson, Francja 2023, dystrybutor: Monolith Film, Velvet Spoon premiera kinowa: 17 listopada 2023

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Dogman (2023)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy