"Aladyn" [recenzja]: Disneywood

Kadr z filmu "Aladyn" /materiały prasowe

Ani liczne inspiracje roztańczonym Bollywoodem, ani hollywoodzkie zaplecze w postaci zjawiskowych kostiumów i scenografii nie są w stanie w pełni zdefiniować "Aladyna". Najnowsza baśń Disneya to przykład kina rozrywkowego, zapoczątkowanego "Księgą dżungli", łączącego nie tylko obie estetyki, ale i skrajne gatunki: musical z filmem przygodowym. Skoro nie Hollywood i nie Bollywood, to może... Disneywood?

"Aladyn" wchodzi do kin otoczony złą sławą: zarówno ze względu na źle prezentujące się w zwiastunach efekty specjalne, negatywne nastawienie fanów po niezbyt udanym aktorskim remake'u "Dumbo", jak i z winy Willa Smitha, który zamiast być niebieskim dżinem, w zapowiedziach pojawił się jako... czarnoskóry dżin. Nie miejcie jednak obaw - nie dość, że Smith wygląda w "Aladynie" jakby uciekł prosto z plemienia Na'vi, to jeszcze gra w filmie swoją najlepszą rolę od lat. Sam film Guya Ritchiego to natomiast niespodzianka dużego kalibru - baśń energetyczna, kolorowa, magiczna.

Na pierwszy rzut oka Disney znów nie ingerował w sprawdzony przepis - "Aladyn" to wciąż ta sama historia, opowiedziana przy użyciu tych samych słów (a nawet piosenek), co w słynnej animacji z 1992 roku. Nie da się jednak oprzeć wrażeniu, że w zalewie sequeli, prequeli i remake'ów dzieło Ritchiego to powiew świeżości. Trudno oceniać, czy to orientalne tło, nieopatrzone twarze na pierwszym planie, czy wyrazisty styl reżyserski sprawiają, że "Aladyna" ogląda się z taką lekkością. To raczej suma tych elementów, doprawiona widowiskowymi partiami musicalowymi i intensywną akcją. Niezmienne pozostało z kolei serce opowieści - to dalej piękne (i proste) love story o żebraku i księżniczce.

Reklama

Aladyn (Mena Massoud) to jednak nie pierwszy lepszy żebrak. To król ulicznego życia. Zwinny złodziejaszek, którego nieodłącznym towarzyszem jest małpa Abu, potrafi wykaraskać się z każdych tarapatów - do czasu, gdy na jego drodze staje księżniczka Dżasmina (Naomi Scott). Miłość, która z miejsca rodzi się między młodymi, wpycha Aladyna prosto w sidła Dżafara (Marwan Kenzari) - wezyra, którego największym pragnieniem jest zostać Sułtanem, a co za tym idzie, pozbyć się księżniczki i jej ojca. By to osiągnąć, Dżafar zmusza swoich więźniów do wyprawy na dno magicznej jaskini, gdzie czeka zaklęty w lampie Dżin (Will Smith), gotowy spełnić trzy życzenia właściciela. Dla Aladyna, jako kolejnego śmiałka, będzie to szansa, by nie tylko odzyskać wolność, ale i zdobyć serce Dżasminy. Najpierw jednak młody bohater będzie musiał przechytrzyć opętanego wizją władzy Dżafara.

Finał tej bajki wszyscy już znamy. Od początku czuć bowiem, że Aladyn pod szatami złodzieja skrywa złote serce, a bystra i wnikliwa Dżasmina zasługuje na kogoś więcej, niż niezbyt rozgarnięty książę w pstrokatych ciuchach. W "Aladynie" nie o niespodzianki jednak chodzi - raczej o to, w jaki sposób twórcy zaserwują nam znane danie. Guy Ritchie z pomocą scenarzysty Johna Augusta i setki speców od CGI robi to po mistrzowsku. Jego "Aladyn" to mieszanka barw, temperamentów, smaków i wrażliwości; połączenie młodzieńczego romansu, słodkich piosenek o miłości, orientalnych choreografii oraz żywiołowego kina akcji. Ritchie prezentuje tu swoją najlepszą formę od czasu "Sherlocka Holmesa" i udowadnia, że jest świetnym inscenizatorem.

Zachwycają kostiumy, bronią się wspomniane w nienajlepszym kontekście efekty specjalne, nie przeszkadza wydłużony do ponad dwóch godzin metraż. Aktorzy natomiast świetnie się bawią. Smith wygląda wręcz tak, jakby na planie "Aladyna" spełniało się jego marzenie z dzieciństwa - ma w sobie tyle werwy i humoru. A para głównych bohaterów w interpretacjach Meny Massouda i Naomi Scott to najbardziej charyzmatyczny duet Disneya od lat. Cieszy również finał - nieco przewrotny, skrajnie feministyczny.

Zachwyty zachwytami, ale "Aladyn" nie jest, oczywiście, dziełem wybitnym. Niezgrabna ekspozycja, zbyt wiele wymuszonych żartów, garść rozwiązań, które znamy z kina na wylot - to tylko część twórczych grzechów. Mimo to trudno nie polubić filmu Ritchiego za jego dobrą energię - nawet, gdy zdajemy sobie sprawę, że nabieramy się na najbardziej znany z chwytów Disneya. "Aladyn" ma w sobie wszystkie cechy przeboju lata - bijąc w tym nawet swoich poprzedników: "Księgę dżungli" oraz "Piękną i Bestię". Po takim show nadchodzący "Król Lew" będzie miał nie lada poprzeczkę do przeskoczenia...

7,5/10

"Aladyn", reż. Guy Ritchie, USA 2019, dystrybutor: Disney, premiera kinowa: 24 maja 2019 roku.


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Aladyn (film)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy