Reklama

"Zabawy z bronią": SZANOWNY PANIE PORUCZNIKU

„Szanowny Panie Poruczniku,

Pozwolę sobie tytułować Pana Porucznikiem i mam nadzieję, że nie ma Pan nic przeciwko temu, że użyję tego właśnie jedynego wojskowego tytułu, jakiego kiedykolwiek się Pan dosłużył. A miało to miejsce w trakcie Pana służby w tzw. Powietrznej Teksańskiej Gwardii Narodowej. W chwili, kiedy zobaczyłem Pana wysiadającego z samolotu w tym mundurze chłoptasia z lotnictwa założyłem, że teraz życzy Pan sobie, aby zwracano się do niego używając tytułu wojskowego, nie zaś cywilnego, który zafundowali Panu przyjaciele Pańskiego Tatusia.

Reklama

A zatem do rzeczy. Panie Poruczniku, czy mógłbym zwrócić się do Pana z pewną prośbą?

Czy byłby Pan tak UPRZEJMY i zaproponował coś ciekawszego, niż RÓŻANY KRZEW?

Wczoraj w telewizji widziałem tego Irakijczyka, na którego trafili Pana chłopcy i który twierdzi, że zakopał jakieś plany broni nuklearnej na swoim podwórku w Bagdadzie - dokładnie dwanaście lat temu - pod RÓŻANYM KRZEWEM.

O rany. Niezłe. Pan naprawdę jest przekonany, że jesteśmy tacy głupi na jakich wyglądamy? Zdaję sobie sprawę, że nasza fascynacja Amerykańskim Idolem i Scottem Petersonem może sprawić, że jako Amerykanie sprawiamy niezbyt dobre wrażenie, ale kiedy ktoś próbuje nas okłamać, żeby nas wciągnąć w wojnę, naprawdę wymagamy POGŁĘBIONEJ INFORMACJI. Zdajemy sobie przy tym sprawę, że wymaga to również większego niż zwykle WYSIŁKU.

Ustalmy jedno, panie George. Nie chodzi nawet o moją irytacje wywołaną Pana kłamstwami i próbami manipulacji. Chodzi o to, że sprawując kontrolę nad Irakiem od ponad dwóch miesięcy nie znalazł Pan czasu, żeby podłożyć kilka atomówek albo pojemników z gazem paraliżującym. Pomogłoby to Panu przynajmniej UKRYĆ fakt, że nas Pan okłamuje.

Tym sposobem jasno widać, że był Pan przekonany co do tego, iż fakt, że wszystko Pan zmyślił, nikomu nie będzie przeszkadzał. Z tej prostej przyczyny nie sfabrykował Pan dowodów na obecność broni masowego rażenia. Inny prezydent z pewnością zdawałby sobie sprawę z oburzenia, jakie w amerykańskim społeczeństwie może wywołać poznanie prawdy – i dołożyłby wszelkich starań, aby zatuszować swoje matactwa.

Johnson postąpił tak w przypadku Zatoki Tonkińskiej. Powiedział, że nasze statki zostały zaatakowane przez Północnych Wietnamczyków. Nie miało to zbyt wiele wspólnego z prawdą, Johnson jednak wiedział, że musi przynajmniej sprawić, żeby tak to WYGLˇDAŁO.

Nixon twierdził, że nie jest oszustem, ale wiedział, że to nie wystarczy, więc zapłacił włamywaczom i jakimś cudem z przechowywanej w Owalnym Gabinecie kasety wyparowało 18 i pół minuty. Dlaczego to zrobił? Ponieważ wiedział, że Amerykanie byliby ostro wkurzeni, gdyby poznali prawdę.

Pańska arogancka odmowa poparcia werbalnego oszustwa fałszywymi dowodami, do których zdążyliśmy się już przyzwyczaić to policzek wymierzony w naszą zbiorową, amerykańską twarz. To tak jakby mówił Pan: Amerykanie są tak cholernie apatyczni i leniwi, że nawet nie będę musiał produkować żadnej broni, żeby uzasadnić nasze żądania!. Gdyby Pan chociaż w zeszłym miesiącu wykopał kilka silosów pod Tikritem, albo rozpuścił wąglik w okolicy Basry, albo odkrył zapasy plutonu, domową wideotekę Udaya Husseina karmiącego tygrysy… Byłby to znak, że sądzi Pan, iż moglibyśmy oburzyć się, gdybyśmy Pana nakryli na kłamstwie. Można by to również zrozumieć jako dowód pewnego rodzaju szacunku. Naprawdę nie dbalibyśmy o to, że później by się wydało, że sam Pan podłożył broń masowego rażenia – jasne, bylibyśmy odpowiednio zirytowani, ale przynajmniej dumni. Dumni, bo świadomi tego, że wiedział Pan, iż MUSI poprzeć czymś realnym zmyślone przez siebie zarzuty!

Jak się zdaje, w tym tygodniu już sam Pan na to wpadł. Miliony z nas zaczęły domagać się, żeby odkrył Pan karty – fikcyjne przyczyny fikcyjnej wojny. Błyskawicznie wyprodukował Pan tego człowieka wraz z jego różanym krzewem oraz dwunastoletni świstek papieru wraz z kawałkami metalu. CNN podało wiadomość z ostatniej chwili o 17:15 głosząc wszem i wobec, że mają to na wyłączność! IRAK! ZNALEZIONO BROŃ ATOMOWˇ!. Jednak kilku dobrych reporterów zaczęło zadawać wnikliwe pytania – 3 godziny wystarczyły, aby Pana własna administracja przyznała, że plany nie miały nic wspólnego z dymiącym pistoletem dowodzącym obecności w Iraku broni masowego rażenia.

No i klops.

Panie Poruczniku, opieranie się na krzewie raczej nigdy nie działa.

Pozdrawiam,

Michael Moore

PS. Sorry, wciąż jednak nie mogę darować sobie tego lotniczego mundurka. Wiem, potrzebuję pomocy. Ale kiedy wylądowałeś na tym lotniskowcu i pojawił się baner z napisem MISSION ACCOMPLISHED, - nie zrozumiałem, właściwie jaka misja została zakończona? Z moich obserwacji wynika, że od momentu, w którym powiedziałeś, że misja została zakończona, zginęło pięćdziesięciu naszych młodych żołnierzy. Wciąż rządzi anarchia, Brytyjczycy też tracą swoje dzieci i wygląda na to, że pokręceni fundamentaliści są gotowi do przejęcia władzy w kraju. Kobietom już się nakazuje, żeby zasłoniły twarze i zamknęły usta, wykonano egzekucje na właścicielach sklepów sprzedających alkohol, a właścicieli kin pokazujących niemoralne filmy z Hollywood zmuszono do ich zamknięcia. A to nawet nie jest zachodni Texas! Może wskoczysz znów w ten swój kombinezon, polecisz do Bagdadu i wylądujesz na lotnisku swego czasu nazywanym imieniem Saddama, wyskoczysz z samolotu i pomachasz radośnie, jak to masz w zwyczaju – tym razem pod napisem MISSION IMPOSSIBLE."

List opublikowany został 26 czerwca 2003r. na stronie internetowej www.michaelmoore.com

Na stronie dostępna jest także angielska wersja listu oraz liczne informacje dodatkowe na temat filmu „Zabawy z bronią”.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Zabawy z bronią
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy