Reklama

"Stay Alive": GRACZE: GRA O ŻYCIE

Równie ważna, jak sama gra, była w „Stay Alive” grupa graczy. Młodych ludzi z różnych środowisk, których połączyła wspólna pasja: adrenalina i wyzwania, jakie może im dostarczyć wyłącznie gra komputerowa. Przygotowując obsadę, realizatorzy poszukiwali grupy aktorów o silnych, wyrazistych osobowościach, kochających przygody. Udało się zgromadzić znakomitych młodych aktorów, którzy w prywatnym życiu sami pasjonują się grami.

Rolę Hutcha otrzymał Jon Foster, jeden z najbardziej obiecujących młodych aktorów Hollywood, któremu światowy rozgłos przyniosła rola w adaptacji powieści Johna Irvinga „Drzwi w podłodze”. Naszym celem było znalezienie takiego aktora, – mówi Bell – z którym widz utożsamiłby się od pierwszej minuty, bez ustanku mu kibicując. Jon jest właśnie taki. Ma niezwykłą osobowość, wielkie serce i co ważne, potrafi swoje ciepło przekazać postaci, którą gra. Hutchem stał się bez wysiłku.

Reklama

Samego Jona przekonał przede wszystkim scenariusz. Pomysł fabuły był przerażający i ekscytujący zarazem – mówi. Poziom tekstu znakomity, a rola Hutcha wymarzona dla każdego aktora. Nigdy wcześniej nie widziałem, żeby gra komputerowa miała tak ogromny wpływ na fabułę. Sam chciałem coś takiego zobaczyć. Zresztą wiele rzeczy mnie zaintrygowało: świat kultury graczy, ich złożone sposoby postępowania, no i cała historia Elżbiety Batory.

Warto również podkreślić, że Jon sam jest pasjonatem gier komputerowych. Nie musiałem się specjalnie przygotowywać – przyznaje aktor. Podobnie jak reszta chłopaków z obsady. Kiedy już spotkaliśmy się przy filmie, mieliśmy do dyspozycji tony gier. Całe weekendy spędzaliśmy na graniu i dyskusjach, dlatego na planie wiele razy mieliśmy wrażenie, że mamy po prostu przedłużony weekend.

Ale Hutch to nie tylko gry. W momencie, kiedy śledztwo w sprawie tajemniczych morderstw nabiera tempa, ujawnia się starannie skrywana tajemnica tej postaci. Tajemnica Hutcha pozwala nam zrozumieć w pewnym momencie, kim on jest naprawdę. Pozornie to typowy, przeciętny, amerykański chłopak, ale odkrywamy, że jest w nim coś więcej – mówi Foster. Dla mnie liczyło się również jego wielkie serce i troska o przyjaciół. Hutch ma w sobie wielkie pokłady miłości i to było najważniejsze.

Dla Hutcha najważniejszą postacią staje się Abigail, osoba dotychczas nieobyta ze światem graczy, która dołącza do grupy na chwilę przed pierwszą tragedią. Reżyser miał świadomość, że będzie potrzebował do tej roli niekonwencjonalnej aktorki o nieszablonowej urodzie i niezwykłym stylu zachowania. Wszystkie te cechy łączyła w sobie Samaire Armstrong, gwiazda seriali telewizyjnych „O.C.” i „Entourage”.

Już na pierwszym spotkaniu – mówi Bell – dostrzegliśmy, że Samaire ma w sobie wszystkie te cechy, ale dopiero, kiedy zacząłem pracować z nią na próbach, przekonałem się, z jak bardzo utalentowaną aktorką mam do czynienia. Jest niezwykła i ma niewiarygodny instynkt. Peterman dodaje: Samaire jest chyba najbardziej kreatywną osobą, z jaką miałem do czynienia. I nieważne, czy chodzi o aktorstwo, muzykę czy szydełkowanie. Ona jest niewiarygodna i, podobnie jak Abigail, niekonwencjonalna w swoim zachowaniu.

Tak jak filmowa Abigail, Samaire od pierwszego momentu zakochała się w grach. Wcześniej grałam jedynie w Tetris i w pożyczony od brata Doom – przyznaje aktorka – co było idealne, bo Abigail też była nowa w świecie graczy. Myślę, że owa fascynacja grami wynika po części z potrzeby adrenaliny. Żyjemy w bezpiecznym świecie, a dzięki grom możemy przeżywać ekscytujące przygody i to w całkiem bezpieczny sposób.

Samaire była również zachwycona ukrytą siłą Abigail, która ujawnia się w momencie, kiedy gra staje się niebezpieczna. Abigail jest kimś w rodzaju Samotnego Jeźdźca – zauważa aktorka. Czuje się bezpieczna w swoim świecie. Prowadzi cygańskie życie: mieszka w vanie i przenosi się z miejsca na miejsce. Zainteresowało mnie, że ona i Hutch są w gruncie rzeczy samotnikami, potrafiącymi jednak połączyć swoje siły, by pomóc grupie przyjaciół w chwili narastającego zagrożenia.

Choć sama wydaje się silną osobą, znającą na dodatek od dzieciństwa japońskie sztuki walki, Samaire uznała pracę przy „Stay Alive” za największe wyzwanie swojego życia. Jestem twarda, potrafię walczyć i używać broni, – mówi aktorka – ale panicznie boję się wszelkich opowieści o duchach i potworach. Mam wrażenie, że takie historie przypominają puszkę Pandory – otworzysz ją raz i nigdy nie wiesz, na co się natkniesz.

Innym bohaterem filmu stał się Frankie Muniz, znany szerszej publiczności ze swojej pracy w serialu „Zwariowany świat Malcolma”. Muniz zdecydował się kompletnie zmienić swój wizerunek. Zagrał Swinka Sylvaina, komputerowego cudotwórcę, który w miarę rozwoju fabuły zmienia się w prawdziwego bohatera. Od początku podobał mi się pomysł zaangażowania Franka – mówi Bell. Wydawało nam się, że Frank zaskoczy swoich fanów, pokazując się początkowo jako duży dzieciak, który stopniowo zmienia się w herosa. Frank był tak zdeterminowany, żeby zagrać, że wiedzieliśmy, że sobie poradzi.

Frankie walczył o możliwość zagrania Swinka, bo sam uwielbia gry, no i zakochał się w tej postaci już w czasie pierwszej lektury scenariusza. Spodobało mi się, – mówi aktor – że Swink początkowo jest zanurzony w swoim własnym, technicznym świecie. Uważałem, że byłoby zabawnie zagrać faceta, dla którego świat gier jest światem rzeczywistym, i który nagle orientuje się, że walczy o życie swoje i swoich przyjaciół. Swink umie radzić sobie z grami i teraz musi stosować różne sztuczki, by on i jego przyjaciele przetrwali zarówno w grze, jak i w rzeczywistości. To on nosi na swoich barkach największą odpowiedzialność.

Frankiemu, aktorowi kojarzonemu wyłącznie z rolami komediowymi, podobała się również możliwość zagrania w zupełnie nowym dla niego gatunku – horrorze. Nawet, jeśli kogoś nie interesują gry, myślę, że w czasie projekcji będzie siedział na krawędzi fotela. Bo każdy ma swoje lęki i fobie – czy dotyczy to świata fantazji, morderców czy wampirów. Sam pamiętam, że w czasie zdjęć dopadały mnie różne dziwne lęki. Szedłem na przykład pod prysznic i nagle dopadała mnie myśl, że za zasłonką prysznica czai się ktoś z nożem. Wiem, to było dziwne, ale pomagało potem w pracy na planie.

Kolejną młodą aktorką, która nie miała najmniejszego problemu z wcieleniem się w swoją rolę, jest Sophia Bush, młoda gwiazda popularnego serialu telewizyjnego „Pogoda na miłość”, która zagrała October, wytatuowaną maniaczkę gier. Kiedy zobaczyliśmy Sophię – wspomina Bell – mieliśmy pewność, że znaleźliśmy October. To nie była łatwa rola do zagrania, bo October pozornie jest twarda, ale w rzeczywistości jest kimś w rodzaju matki dla całej grupy. Sophia jest właśnie jak October: silna, mądra, wygadana i seksowna.

Sophia, w przeciwieństwie do jej filmowej bohaterki, nie miała wcześniej większego doświadczenia w grach komputerowych. Mam jednak sporo przyjaciół, zafascynowanych grami – mówi aktorka. Szybko wciągnęłam się w ten świat.

Był jeszcze jeden powód, dla którego Sophia zdecydowała się zagrać w tym filmie. Moim absolutnym konikiem jest historia – mówi aktorka. Dlatego od pierwszego momentu pokochałam tę opowieść, w której jedną z bohaterek stała się fascynująca, choć mroczna Elżbieta Batory. Nie miałam ochoty brać udziału w czymś, co już setki razy pojawiało się na ekranie. „Stay Alive” było czymś całkowicie nowym i dlatego fascynującym.

October od pierwszego momentu wydała mi się wspaniała – opowiada aktorka. Silna, troszeczkę gotycka osobowość, związana z kulturą wampirów, tak charakterystyczną dla Nowego Orleanu. Ma twardą osobowość i silną indywidualność, a jednocześnie dla wszystkich tych chłopaków jest opiekunką. Matkuje im i zrobi wszystko, żeby ich ochronić.

Na planie szczególnie ucieszyła Sophię przyjaźń, jaka wytworzyła się wśród całej grupy. Byliśmy niczym Pięciu Muszkieterów. Choć formalnie wszyscy byliśmy dorośli, zachowywaliśmy się jak grupa wiernych sobie dzieci. Troszeczkę na zasadzie: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.

Kolejnym z członków grupy jest punk Phineus, którego zagrał Jimmi Simpson, znany choćby z filmu „Garbi – Super bryka”. Jeszcze zanim zaczęliśmy kompletować obsadę – mówi Bell – byliśmy w stu procentach przekonani, że to Jimmi powinien zagrać Phineusa. On ma zadatki na gwiazdę tylko nikt go jeszcze nie odkrył.

Podobnie jak inni członkowie obsady, Jimmi również kocha gry komputerowe. Od lat jestem nimi zafascynowany, – mówi – ale w najmniejszym stopniu nie jestem takim wariatem, jak Phineus. Dla niego świat gier to całe jego życie i najlepiej czuje się wyłącznie wtedy, kiedy gra, a otaczająca go rzeczywistość znika z pola widzenia.

Zanim w ogóle trafił na plan, Jimmi zarejestrował kamerą video siebie, grającego w gry komputerowe. Aktorowi zależało na utrwaleniu jak najbardziej naturalnego stylu zachowania w trakcie gry. Zauważyłem, – mówi Jimmi – że grając robię bardzo idiotyczne miny. Starałem się odtworzyć je potem w filmie. Wygląda to kretyńsko, ale czy nie tak się zachowujemy?

Już od pierwszych chwil wspólnej pracy na planie ekipie udało się stworzyć grupę przypominającą typową paczkę graczy. Wspaniałe było to, – mówi Bell – że każdy z nas zaczął pracę nad tym filmem z jednym celem: stworzenia horroru, jakiego jeszcze na ekranach nie było. Spędziliśmy razem wiele godzin, rozmawiając o postaciach, dodając wiele nowych rzeczy do poszczególnych scen. A ja, jako reżyser tego filmu jestem szczęśliwy, że moi młodzi aktorzy nie tylko zagrali przyjaciół. Oni naprawdę się zaprzyjaźnili.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Stay Alive
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy