Reklama

"Hamlet": REALIZACJA

Nie da się ukryć, że pomysł realizacji nowej, osadzonej w dzisiejszej rzeczywistości ekranizacji "Hamleta" krył w sobie duże niebezpieczeństwo. Po pierwsze - sama sztuka była przenoszona na ekran filmowy już kilkadziesiąt razy (wystarczy wspomnieć chociażby o wersjach z Melem Gibsonem czy Kennethem Branaghiem). Po drugie - próby "unowocześnienia" Szekspira często kończyły się spektakularnymi porażkami ("Romeo i Julia" z DiCaprio czy "Man of Respect" z Johnem Turturro). A jednak reżyser "Hamleta 2000" Michael Almereyda mimo wszystko postanowił stworzyć własną, całkowicie oryginalną wersję tego wielkiego dramatu. Najpierw obejrzał wszystkie dostępne ekranizacje (nawet te nieme!), a potem zaczął się zastanawiać, czy dylematy moralne opisywane przez Szekspira mają "przełożenie" na dzisiejszego, wychowanego na kulturze masowej widza. Uniwersalne pytania, jakie zadaje sobie Hamlet przecież tak naprawdę zupełnie się nie zestarzały, zmieniła się tylko rzeczywistość. Dlatego, zanim jeszcze Almereyda przystąpił do kręcenia, dokładnie opracował wizję przyszłego filmu: "Kluczem do naszej adaptacji było balansowanie między szacunkiem dla sztuki, a poszanowaniem dzisiejszej rzeczywistości. Chodziło o to, żeby pokazać jak gruntowny wpływ na każdego z nas mają dzisiaj słowa Szekspira". Aby maksymalnie podkreślić "nowoczesność" filmu, Almereyda zdecydował się na umiejscowienie akcji w Nowym Jorku w ostatnim roku drugiego tysiąclecia.

Reklama


Zderzenie szekspirowskiego języka ze światem wielkich korporacji, kultury masowej, roziskrzonych neonów, szybkiego seksu i wszechwładzy mediów dało naprawdę niezwykły efekt. "W tej całej atmosferze, Hamlet stara się znaleźć dowody doświadczeń i relacji międzyludzkich, które byłyby całkowicie prywatne i czyste" - mówi reżyser. "Więc kiedy duch ojca Hamleta znika w maszynie do pepsi, albo sam Hamlet zadaje sobie fundamentalne pytanie o sens życia w wypożyczalni kaset video - to cos więcej niż przypadkowa ironia, to kolejny sposób na dotknięcie i zrozumienie sedna jego cierpienia". Bo przecież, pytanie jakie zadaje sobie człowiek od tysiącleci pozostają takie same. Kim jestem, dokąd zmierzam, czy przyjemność jest równoznaczna ze szczęściem - to stały element ludzkich losów od czasów Adama i Ewy. I chociaż rzeczywistość cały czas się zmienia, sam człowiek pozostaje taki sam. Zmieniają się tylko formy, w jakich egzystuje. A film Almereydy "tylko" udowadnia, że to, o co pytał Szeskspir wciąż pozostaje uniwersalne i aktualne, nie tylko dla wąskiego grona intelektualistów, ale także dla całej tzw. Generacji X wychowanej na MTV i sieczce kina akcji.


Mimo, że Almereyda wcześniej dał się poznać jako twórca mocno "undergroundowy", do swojego "Hamleta" udało mu się pozyskać wielkie gwiazdy. Tytułową rolę zgodził się przyjąć rozchwytywany Ethan Hawke, który błyskawicznie znalazł wspólny język z reżyserem: "Od jakiegoś czasu sam myślałem o takim projekcie, dlatego szybko podjąłem ostateczną decyzję". Natomiast dla Almereydy wybór Hawke'a to podyktowany był nie tylko szacunkiem dla jego aktorskiego profesjonalizmu, ale także próbą odejścia od stereotypu obsadzania w tej roli aktorów w wieku średnim. W filmie, Hamlet jest jeszcze uczniem college'u, dlatego odtwarza go aktor przed trzydziestką. Poza tym, tylko praca z tak "młodym" gwiazdorem dawała szansę na podkreślenie nowoczesności tej ekranizacji. Hawke szybko zaczął identyfikować się z taką wizją przyszłej ekranizacji i sam zaczął poszukiwać w sztuce Szekspira odniesień do dzisiejszej rzeczywistości: "Ta sztuka ma w sobie dużo paranoi. Tutaj każdy cały czas uważnie obserwuje innych bohaterów. Myślę, że to bardzo nowoczesne".

Jeżeli chodzi o resztę doborowej stawki aktorskiej, jaka zgodziła się pracować na planie, reżyser nie kryje swojego zadowolenia: "Bill Murray to jeden z moich ulubionych aktorów, dlatego po prostu byłem wdzięczny za możliwość pracy z nim. To samo dotyczy zresztą całej obsady". Jednym z podstawowych zadań, jakie narzucił sobie Almereyda było ekspresowe tempo realizacji. Sam film zrealizowano błyskawicznie w ciągu niecałych dwóch miesięcy na taśmie 16mm i przy naprawdę niskim budżecie, co najbardziej odbiło się na aktorach, nie ukrywających, że to jedna z najtrudniejszych realizacji w ich życiu: "Nie mieliśmy zbyt wiele czasu na próby. Większość aktorów twierdzi, że to było najcięższe z ich dotychczasowych doświadczeń. Jedno wiem na pewno: dla mnie była to najtrudniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłem" - podsumowuje Almereyda.


"Hamlet 2000" to bez wątpienia jedna z najlepszych ekranizacji Szekspira, jakie dotąd oglądaliśmy w kinie. To niezwykłe połączenie literackiej klasyki z nowoczesnością ogląda się naprawdę znakomicie. "Chciałem sfilmować Hamleta z tym samym duchem, szorstkością i energią, co Orson Welles swojego "Makbeta" - mówi Almereyda i rzeczywiście ta trudna sztuka udała mu się w 100 procentach.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Hamlet
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy