Reklama

"8 kobiet": GŁOSY PRASY

Trudno wyobrazić sobie bardziej olśniewającą i imponującą obsadę. Widz ma możliwość podziwiania niezwykłego geniuszu w wykonaniu najlepszego składu aktorskiego, jaki kiedykolwiek pojawił się na ekranie (…). Ozon tak manipuluje kamerą, żeby można było docenić każdy niuans przemyślanych, złośliwych starć między kobietami.

Ten film skonstruowany jest jak rosyjska matrioszka – jedna niespodzianka kryje w sobie następną. Dzięki temu widz pozostaje w stanie nieustannego zaskoczenia (…). To jest film o intrydze, kłamstwach, bezinteresownej złośliwości, czyli o tym wszystkim, co jest nieodłączną cechą kobiety. Chociaż niektórzy dopatrują się tu mizoginizmu, bez wątpienia film stanowi hołd złożony francuskim kobietom, w taki sam sposób jak Wszystko o mojej matce Pedro Almodóvara jest artystycznym wyznaniem miłości do matki. Wielkość 8 kobiet nie polega wyłącznie na rozmiarze talentu zaangażowanych w przedsięwzięcie aktorek. Jestem przekonany, że można by ten film oglądać z zaciekawieniem, nie rozumiejąc z niego ani słowa. 8 kobiet odbiera się jak spektakl. Ozon nie ogranicza się do wciągnięcia widza w kryminalną intrygę. Realia lat 50. są tylko mistyfikacją. Film jest osadzony w epoce głownie za sprawą kostiumów i dekoracji, natomiast dialogi i fabuła noszą na sobie piętno współczesności. Ozon wykorzystuje tamten okres jako pretekst komediowy. Już na początku rozbawia widza, każąc jednej z heroin francuskiego kina zaśpiewać wpadającą w ucho piosenkę, która bezlitośnie odziera aktorkę z patosu. I ponieważ Ozon zdecydował się nakręcić film, a nie wystawić sztukę, ponieważ Isabelle Hupert wypowiedziała swój melodramatyczny monolog, ponieważ Firmine Richard, która gra kucharkę, rozśmiesza, gdy tylko pojawi się na ekranie, widzowie dostali to, co najlepsze z różnych gatunków kina. 8 kobiet jest sukcesem i nadzieją współczesnej kinematografii, która w tej chwili przechodzi jałowy okres nostalgii za minionym.

Reklama

(Andrew Gialcalone, www.saintonline.uk)

François Ozon, 35-letni reżyser, któremu uznanie przyniósł obraz Sous le sable, ma duszę prowokatora. Dlatego konwencjonalną historię kryminalną, napisaną przed niemal półwieczem przez zapomnianego dziś Roberta Thomasa, przekształcił w olśniewający filmowy majstersztyk. Choć trudno stwierdzić, czy to bardziej farsa kryminalna czy komedia muzyczna, jedno jest pewne – to opowieść o spragnionych miłości i gotowych na wszystko kobietach. Ostentacyjnie prosta intryga nie skrywa swojego bulwarowego pochodzenia. Oto w zamożnym domu fabrykanta, w przeddzień Bożego Narodzenia, doszło do morderstwa. Jego ofiarą padł gospodarz. Kobiety, związane z ofiarą różnymi więzami pokrewieństwa, muszą znaleźć we własnym gronie sprawczynię przestępstwa. Dochodzi do kłótni i wzajemnego obwiniania się, wszystkie mają powody, by kłamać, więc sprawa staje się coraz bardziej zagmatwana. Wyciągając wstydliwe tajemnice, bohaterki powoli obnażają swoje prawdziwe oblicze. Napięcie rozładowuje się w kilku osobliwych scenach, które stanowią nieomylny znak, że Ozon dopracował się już własnego, niepowtarzalnego stylu.

(Benny Crick, „Screen International” 10.02.2002)

„Kto zabił Marcela?” To pytanie rozbrzmiewa w zamożnym domu, odciętym od świata przez śnieżycę (…). Matka, żona, szwagierka, siostra, dwie córki i dwie służące przepytują się i podejrzewają nawzajem, grają sobie na nerwach, ranią się, zwierzają z najgłębszych tajemnic... (…). Wybiegi, podstępy, kłamstwa i okrutną niekiedy szczerość bohaterek można interpretować na wiele sposobów. Ważniejsze jest jednak to, że dają one niezrównany efekt komiczny, który bierze górę nad gwałtownymi emocjami (...). Zgromadzenie na planie i mistrzowskie poprowadzenie tak znakomitych aktorek to jeden z wielu elementów tej osobliwej układanki, jaką jest 8 kobiet (…). Reżyser na każdym kroku daje dowody mistrzostwa. Nie jest to jednak pusty popis umiejętności, ale seans pierwszorzędnej filmowej magii: oto spod starych, ogranych sztuczek wyziera naga prawda o człowieku szukającym miłości. Tę magiczną przemianę najlepiej widać w scenach najbardziej sztucznych i skrajnie skonwencjonalizowanych, kiedy to każda z bohaterek po kolei przerywa akcję, by zaśpiewać piosenkę. Wszystkie piosenki należą do klasyki francuskiej muzyki popularnej (…). Sobie tylko znanym sposobem Ozon sprawił, że stare przeboje nie wywołują wrażenia kiczu, ale stają się intymnymi, poruszającymi zwierzeniami.

(J.-M. F., „Le Monde” 6.02.2002)

Mistrzowsko panując nad konwencją, z której drwi (…), Ozon zbudował perwersyjny labirynt tajemnic, kłamstw i oszustw (…). Aktorki znakomicie wypełniają reżyserski zamysł. Uwagę przykuwa zwłaszcza Isabelle Huppert. Trudno oprzeć się wrażeniu, że wykonawczyni ta, nagrodzona w Cannes za wstrząsającą kreację w Pianistce, każdą nową rolą przewyższa swoje poprzednie dokonanie. I choćby z tego powodu warto zobaczyć 8 kobiet.

(Lisa Nesselson, „Variety” 11–17.02.2002)

Jednocześnie zabawny i poważny, bardzo, bardzo francuski (…). Jest jasne, że Ozon kocha kobiety lub, lepiej, kocha socjologiczny, a zwłaszcza filmowy stereotyp kobiety. I myślę, że on widzi tę różnicę i w tym filmie śle kobietom cudowną walentynkę.

(Peter Brunette, „Indiewire”11.02.2002)

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: 8 kobiet
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy