Jakoś to będzie
'Para na życie", reż. Sam Mendes, USA 2009, dystrybutor Best Film, premiera kinowa: 11 lutego 2011.
Nowy (choć w Polsce pokazywany z niemal dwurocznym poślizgiem) film Sama Mendesa zaskakuje. Zamiast siać defetyzm czy serwować ironię, reżyser ''American Beauty'' wygrywa tym razem nutę optymistyczną.
Burt (John Krasinski) i Verona (Maya Rudolph) są po trzydziestce. Mają mieszkanie, mają pracę; ich życie zdaje się toczyć beztrosko. Dopóki dziewczyna nie zachodzi w ciążę. Burt i Verona spoglądają na tekturowe okno w swojej klitce - wiedzą, że nadszedł czas zmian. Trzeba znaleźć sobie miejsce na świecie, miejsce dla wychowania dziecka. Trzeba znaleźć dom dla rodziny. Wyruszają więc w podróż po Ameryce Północnej. Odwiedzają krewnych i przyjaciół. Szukają miejsca do osiedlenia, ale też - przede wszystkim - konfrontują ze sobą różne modele rodziny. Prędko okazuje się, że w przeświadczonych o swojej inności i nieporadności Burcie i Veronie jedyne, co uderza, to... porażająca normalność. Kolejne pary małżeńskie, którym składają wizyty, to prawdziwe okazy geeków, freaków, albo po prostu ludzi nieszczęśliwych.
Egoistyczni rodzice Burta, którzy w kilka miesięcy przed urodzinami wnuka przeprowadzają się do Europy, szefowa Verony, prawdziwy potwór, Lily (Allison Janney), czy przyjaciółka Burta z dzieciństwa, Ellen (Maggie Gyllenhaal), miłośniczka New Age'u i przeciwniczka wózków dziecięcych - wszystko to groteskowe portrety ludzi upupionych, uwięzionych w szeregu konwenansów: społecznych, kulturowych, obyczajowych.
Burt i Verona mają szansę nie dać się wplątać w te spróchniałe struktury - dziewczyna konsekwentnie nie godzi się na zinstytucjonalizowanie związku. Tego, czy para po kilku latach nie będzie chciała wyrwać się z modelu, który sobie stworzą - jak dzieje się to w Mendesowej ''Drodze do szczęścia'' - nie wiemy. Reżyser nie tworzy żadnej utopijnej wizji rodzinnej, ale perspektywa, którą stwarza dla swoich bohaterów, jest optymistyczna. Są młodzi (mimo, że po trzydziestce), ustawieni (mimo, że trochę niedojrzali), kochają się (bez żadnych "mimo"). Wystarczy. Jakoś to będzie.
Ten zaskakujący, paradoksalny jak na Mendesa optymizm jest krzepiący. Jest to zasługa zarówno sprawnej ręki reżyserskiej, jak i niezłego i chwilami autentycznie zabawnego scenariusza Dave'a Eggersa i Vendeli Vidy - prywatnie małżonków. Ze względu na prezentację całej baterii dysfunkcyjnych familii i propagowanie tego właściwego, ''normalnego'' modelu, film mógłby być z powodzeniem prezentowany na kursach dla młodych małżeństw. Nie będzie, z pewnością nie w Polsce, z uwagi na to, że młodzi żyją tu w konkubinacie. O tym, czy podobny wzorzec może sprawdzać się na dłuższą metę, ''Para na życie'' już nie mówi. Ale gdzieś na horyzoncie, na który spoglądają bohaterowie w ostatniej scenie, migocze pytajnik. Świadomość tego, że świat, oglądany przez różowe okulary, łatwo mogą przesłonić chmury. Ta niepewność wymalowana na twarzach Burta i Verony sprawia, że ''Para na życie'' jest czymś więcej, niż pełną wiary i nadziei bajką. Już dla tej jednej sceny warto zobaczyć cały film.
7/10