Reklama

Homoerotyczne bicie piany

"Nić", reż. Mehdi Ben Attia, Francja, Tunezja, Belgia 2009, dystrybucja: Tongariro Releasing, premiera kinowa: 8 października 2010

"Nić" - debiutancki film urodzonego w Tunezji Mehdiego Bena Attii - to próba optymistycznego i utopijnego spojrzenia na kwestię miłości homoseksualnej. Naiwność tego obrazu przypomina jednak estetykę oper mydlanych.

Homoseksualista jako ofiara? Kinematograficzne przedstawienia mniejszości seksualnych już dawno przestały zbytnio przejmować się problematyką winy i kary, koncentrując się raczej na celebracji seksualnej odmienności. Mahdi Ben Attia w swym reżyserskim debiucie też chce za wszelką cenę pokazać jaśniejszą stronę miłości homoseksualnej. Niestety, przesładza swój film bez opamiętania.

Reklama

Historia jest egzotyczna, rozgrywa się bowiem w Tunisie, bohaterami "Nici" nie są jednak obywatele Tunezji, tylko francuska arystokracja. Urodzony w Tunezji Malik (Antonin Stahly) wraca do ojczyzny po długim pobycie w Europie. Powód jego przyjazdu jest oczywisty, kilka miesięcy wcześniej stracił ojca, w Tunisie w opustoszałym domu samotnie mieszka jego matka (Claudia Cardinale). Największą troską młodzieńca obdarza jednak nie ją, tylko pracującego jako pomoc domowa Balila (Salim Kechiouche). Między chłopcami rodzi się namiętna znajomość.

Najbardziej drażniące w "Nici" jest to, że ekranowe wydarzenia wydają się wypreparowane. Niby pojawia się w filmie Ben Attii wzmianka o prześladowaniach homoseksualistów w Tunezji - spędzających upojne wakacje kochanków nachodzi na plaży domniemany stręczyciel - problem mniejszości seksualnych, projektowany przez reżysera jako temat tabu, jawi się jednak jako zagrywka wybitnie stylistyczna. Proszę sobie wyobrazić, że w filmie doczekamy się sceny pozorowanego ślubu między Malikiem a jego przyjaciółką - lesbijką, która zdecydowała się z naszym bohaterem na sztuczne zapłodnienie. W urzędowej intrydze nie zorientuje się nikt, poza babcią Malika, która coś podejrzewa, ale tylko to, że "żona" jej wnuczka była w czasie ślubu w ciąży... Komedia omyłek, zwłaszcza jeśli idzie o kwestię dobrego stylu.

Cały film kolorowo i słonecznie zmierza zaś do słodkiego happy endu, w którym po kilku latach od ekranowych wydarzeń widzimy wszystkich bohaterów, szczęśliwe pluskających się w morskiej wodzie, nie wyłączając malutkiego synka Malika. Bycie gejem jest boskie. Ojcem - także.

Drażniące jest w "Nici" także obsesyjne rozwijanie kłębka tytułowej symboliki. Główny bohater cierpi od dzieciństwa na pewną przypadłość - czuje łączącą go z przeszłością, przyczepioną do ubrania psychologiczną "nić", uniemożliwiającą mu swobodne poruszanie się, czego efektem jest nerwowe kręcenie się w kółko. Jak nieroztropnie jednak gra Ben Attia na tej cienkiej strunce między dystyngowaną powagą a nachalną śmiesznością! Nie oszczędza nam nawet widoku skrępowanego tytułową "nicią" młodzieńca w chwili osobistego załamania.

Nie pomaga też filmowi Claudia Cardinale, zaangażowana do roli matki głównie za zasługi i biografię (tak jak reżyser filmu, ona też urodziła się w Tunisie). Czaruje nas przez cały film koktailowym uśmiechem, odgrywając na przemian telenowelowe sceny oburzenia, kiedy odkrywa seksualność syna, to znów ckliwe momenty bezwarunkowej matczynej miłości. Zero niuansów!

Świecące nad tunezyjskim niebem słońce jest w "Nici" tak płaskie i pozbawione ostrości, że ma się ochotę na szybki powrót do Paryża. Od razu przypomina mi się wspaniały film Andre Techine "Świadkowie"(2007). Mehdi Ben Attia powinien uczyć się od starszego kolegi jak w pełnym słońcu opowiadać niejednoznaczną i niepokojącą historię erotycznej ambiwalencji...

4/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: piana | piano | Tunezja | ben | bicie | film
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy