"Najświętsza Panienka, Koptowie i ja": "Ja" większe od objawienia
Zgodnie z intrygującym tytułem swojego dokumentu Namir Abdel Messeeh próbuje zgłębić trzy tematy: Najświętszej Panienki, a właściwie jej objawień, Koptów i samego siebie. Proporcje układają się jednak niekorzystnie dla pierwszych tematów - najwięcej czasu i uwagi twórcy zajmuje bowiem on sam.
Namir Abdel Messeeh urodził się i wychował we Francji, ale jego rodzice są Egipcjanami, w dodatku silnie związanymi z tradycją, w której się wychowali. Dorastali w społeczności Koptów, chrześcijan, którzy nie wierzą w podwójną naturę Chrystusa. Oddzielony od przodków syn poszedł własną drogą, odchodząc od wiary (dziś deklaruje się jako agnostyk). Poglądy mężczyzny ulegają zachwianiu, kiedy wspólnie z matką ogląda zarejestrowane na taśmie wideo objawienie Maryi w Asjut. Kobieta zobaczy w nim cud z gatunku przenajświętszych, syn - tanią sztuczkę.
Wspólna projekcja staje się przyczynkiem do zadania pytania o status ontologiczny wydarzenia: miało miejsce czy jest tylko zbiorowym wymysłem? Messeeh z kamerą w ręku rozpoczyna prywatne śledztwo, które zamiast odpowiedzieć na pytania i raz na zawsze wyjaśnić jego dylematy wiary, dostarcza tylko nowych wątpliwości. Udzielenie jednoznacznej odpowiedzi na pytanie: było czy nie było - okazuje się niemożliwe - sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana.
I właśnie badanie niuansów jest w tym filmie najciekawsze. Dociekanie, jaki interes dla wyznawców poszczególnych religii miałoby objawienie (w Egipcie istnieje silne napięcie pomiędzy Koptami, muzułmanami i judaistami), rzuca nowe światło na kwestię. Szczególnie interesująco wypada próba przeciągania Maryi na swoją stronę. Wybrzmiewa ona donośnie w scenie rozmowy reżysera z ojcem, który stwierdza: - To oczywiste, że koptyjscy księża optowali za objawieniem, mówiąc, że jest ono wyrazem wstawiennictwa Maryi za Egipcjanami w wojnie sześciodniowej.
- Przecież Maryja była Żydówką - zdziwi się syn.
- Ale Izraelici jej nie czczą, a Egipcjanie - tak, dlatego się tu pojawiła - odpowie starszy mężczyzna.
Komizm, ale i mądrość tej sceny dobrze oddają charakter pierwszej części filmu. Gorzej jest, kiedy dociekania ustępują miejsca inscenizacji, co ma miejsce w drugiej połowie obrazu. Wtedy to reżyser sprowadza do Egiptu matkę i z jej pomocą angażuje rodzinę do "odtworzenia" objawienia z lat 60. Wtedy też oko kamery zwraca się na niego samego i pieczołowicie, żeby nie powiedzieć - do znudzenia rejestruje jego pracę. Niestety, Namir Abdel Messeeh okazuje się dość nieciekawym bohaterem autotematycznego filmu. Zamiast pasji tworzenia kieruje nim raczej konieczność odbębnienia zlecenia na film, zamiast pasji poszukiwania odpowiedzi - niechęć do pokonywania przeszkód na drodze do ich poznania, zaś zamiast pasji niszczenia - konwenansów, utartych schematów, przekonań, tradycji - strach przed przekraczaniem granic. W konsekwencji zamiast reżysera-artysty, na wzór tego spreparowanego na ekranie przez Felliniego w "8 i pół" (nie udało się uciec od tego porównania), Messeeh jawi się jako bojaźliwy maminsynek, który ma ochotę na psoty przy użyciu kamery, ale powstrzymuje go strach przed klapsem w pupę. Efekt jest taki, że na ekranie widzom nie objawia się ani Maryja, ani Koptowie, ani Fellini.
6/10
---------------------------------------------------------------------------------------
"Najświętsza Panienka, Koptowie i ja" ("La Vierge, les Coptes et moi"), reż. Namir Abdel Messeeh, Francja, Katar, Egipt 2011, dystrybutor: Krakowska Fundacja Filmowa, premiera kinowa 16 listopada 2012 roku.
---------------------------------------------------------------------------------------
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!