Reklama

Nie bądź Moopetem. Zmuppeciej.

"Muppety" ("The Muppets"), reż. James Bobin, USA 2011, dystrybutor Forum Film, premiera kinowa 20 stycznia 2012 roku.

Muppety powracają i to naprawdę w dobrym stylu. Twórcom udała się rzecz we współczesnym kinie trudna: zapraszają nas w przyjemną sentymentalną podróż do przeszłości, którą ogląda się bez zażenowania. Cóż, duch Jima Hensona, twórcy Muppetów, wiecznie żywy. Przy okazji, "Muppety" stają się interesującym komentarzem do pogrążonej w kryzysie Ameryki.

"The Muppet Show" to legenda. Program nadawany od połowy lat 70. do 1981 roku, na którym wielu widzów filmów Jamesa Bobina się wychowała. Do nich skierowane są nawiązania do dawnego show, z finałowym występem na nowo zjednoczonych Muppetów. Odnosząc sukces, "Muppety" mogą zaznajomić z sympatycznymi lalkami Hensona kolejne pokolenie, dla którego zapewne, jak dla pojawiającej się na ekranie Seleny Gomez, to ginąca w mrokach zapomnienia prehistoria.

Reklama

Akcja "Muppetów" konstruowana jest wokół motywu sentymentalnego powrotu. Oto Walter (Muppetowe odkrycie roku!), wychowany w "ludzkim" domu wraz z bratem Garym (Jason Segel), w czasie wakacji spędzanych w Los Angeles postanawia zwiedzić dawne studio Muppetów. Od dzieciństwa jest ich zagorzałym fanem. Przypadkowo słyszy o niecnych planach nafciarza, który chce kupić ziemię, zburzyć studio, wydobywać ropę, a Muppety zastąpić demonicznymi podróbkami - Moopetami (brawa za "demoniczny śmiech"!). Walter postanawia z pomocą Gary'ego i jego dziewczyny Mary odnaleźć Kermita i przekonać go, by zebrał dawną ekipę i ostatnim występem spróbował zebrać potrzebną sumę do wykupienia studia.

Scena, gdy w blasku autobusowych reflektorów i śpiewie kościelnego chóru zjawia się Kermit z walizką w łapie, tak naprawdę stanowi początek właściwej akcji. Krótko mówiąc: teraz się zaczyna! Konferansjer Kermit był ulubioną postacią Jima Hensona, który udzielał mu głosu. Na pogrzebie Hensona w 1990 roku śpiewał chór Muppetów, a na trumnie siedziała zielona żaba z tabliczką: "Straciłem głos". Teraz go odzyskuje i to w wielkim stylu. To prawdziwa gwiazda, której słynna piosenka "The Rainbow Connection" stanowi emocjonalny punkt kulminacyjny filmu. Choć konkurencją może być dla niej pełen nawiązań do popkultury utwór, w którym Walter zastanawia się "czy Muppetem jest, czy człowiekiem". A może zmuppeciałym człowiekiem...

Przyznaję, że w pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy "Muppety" mają szansę trafić do młodej widowni. I nadal nie wiem. Fabularnie z pewnością się młodsi widzowie się odnajdą, bo wiedza o dawnych Muppetach nie jest konieczna (choć z pewnością podbija emocje). Problem tkwi w stylistyce, jaką obrali twórcy. "Muppety" bowiem to bardzo udana gra z estetyką starych musicali zabarwiona zabawną ironią, autotematyzmem (film komentowany jest przez poszczególne postacie). Ta realizowana pół-serio, pół-żartem stara konwencja, do której Amy Adams i Jason Segel o aparycji dawnych gwiazd, doskonale pasują, jest urocza, ale czy przemówi do pokolenia wychowanego na współczesnych programach telewizyjnych. Choć z drugiej strony takie "Glee" operuje podobnym stylem...

W beczce sentymentalnego miodziku, jest i jednak zakończenie, stanowiące łyżkę dziegciu, które paradoksalnie stanowi o sile "Muppetów". Czasy się zmieniają, my się starzejemy i powrotu do dzieciństwa już nie ma. Publiczność może na chwilę przypomnieć sobie o starych bohaterach, ale ich miejsce zastępują nowi, wytwory współczesnej kultury. "Muppety" zawierają w sobie wiele krytyki współczesnej telewizji ogłupiającej widzów żenującymi treściami. Mimo tego w nowym show Muppetów pojawia się wiele telewizyjnych i kinowych gwiazd starego i młodego pokolenia: Jack Black, Whoopi Goldberg, Neil Patrick Harris, Jim Parsons (vel. Sheldon), Rico Rodriguez (czyli Manny z "Modern family"), Selena Gomez...

Finałowa piosenka, pełna niezwykle amerykańskiego optymizmu, sprawiła, że nagle na film spojrzałam z innej perspektywy. "Mamy wszystko, by być szczęśliwymi i być, kim chcemy być" - to nie tylko przesłanie charakterystyczne dla familijnego kina o wchodzeniu w dorosłość, odkrywaniu swoich talentów i wyjątkowości. "Muppety", jak dawne klasyczne kino złotej ery Hollywood, z musicalami zatopionymi w soczystych, radosnych barwach, pozawalają tonącej w kryzysie Ameryce uwierzyć, że cokolwiek by się nie działo, to powróci jeszcze chwila chwały. A na razie cieszmy się codziennością i bliskimi. I Muppetami oczywiście.

7,5/10


Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy