"Mama": Twoja matka jest duchem i mieszka w szafie
Debiut Andresa Muschiettiego jest reklamowany przede wszystkim nazwiskiem jego producenta, Guillermo del Toro. Ten chwyt marketingowy mówi też sporo o treści samego dzieła. Del Toro, reżyser "Hellboya" i "Labiryntu fauna", to jedna z najważniejszych postaci współczesnego kina fantastycznego, specjalista od mieszanki grozy i baśni.
"Mama" to kolejna po "Hansie i Gretel: łowcach czarownic" filmowa wariacja na temat baśni o Jasiu i Małgosi. Jeśli jednak u Tommy'ego Wirkoli mieliśmy do czynienia jedynie z komiksowym postscriptum do znanej historii, to Muschietti proponuje ciekawszą trawestację. Opowiada alternatywną (i uwspółcześnioną) historię, w której pozostawione przez okrutnego ojca dzieci znajdują w mieszkającym w lesie potworze zastępczego rodzica.
Zdruzgotany krachem na giełdzie przedsiębiorca (Nikolaj Coster-Waldau) zabija żonę i współpracowników, a potem zabiera swoje dwie córki, Victorię i Lilly (Megan Charpentier i Isabelle Nélisse), do opustoszałej chatki, gdzie również próbuje wysłać je do lepszego, nienawiedzanego przez widmo kryzysu świata. Jego plany krzyżuje tajemnicza istota.
Po pięciu latach udaje się odnaleźć zaginione dziewczynki. Ledwie posługujące się ludzką mową i poruszające się na czworakach sieroty trafiają pod opiekę wujka i jego dziewczyny (znów Nikolaj Coster-Waldau, tym razem brodaty, oraz Jessica Chastain). Za nimi z lasu przybywa ich dotychczasowa opiekunka, zjawa o ruchliwych włosach duchów z japońskich horrorów i kwadratowej twarzy wioskowego głupka. Taki pomysł wyjściowy zwiastuje coś nietuzinkowego: połączenie mrocznego fantasy z "Dzikim dzieckiem" Françoisa Truffauta.
Niestety, całość skręca dość szybko w stronę sztampowego ghost story. "Mama" serwuje nam wypis z najbardziej ogranych fabularnych schematów i inscenizacyjnych rozwiązań. Jak w dziesiątkach lub nawet setkach takich filmów, u źródeł całej historii leży tragicznie wydarzenie sprzed kilku dekad, a poczynaniami bohaterów kieruje nie rozsądek, tylko chciejstwo scenarzystów. Nastrój grozy buduje się za pomocą zbyt dobrze znanych klocków: przemykających się na drugim planie cieni, trzaskających drzwi i okiennic, a także nagłych "objawień" ducha, którym akompaniują przyprawiające o zgrzytanie zębami smyczki.
Horror to tak skonwencjonalizowany gatunek, że trudno uczynić większy zarzut z braku oryginalności, ale film Muschiettiego wydaje się wręcz ostentacyjnie pozszywany z cudzych pomysłów; tak bardzo, że jawi się zaledwie jako ćwiczenie stylistyczne.
Ponad ten festiwal przeciętności wybija się rola Chastain. Na początku jej bohaterka robi sobie test ciążowy i oświadcza partnerowi z ulgą, że wynik jest negatywny; później dobrowolnie przyjmuje rolę zastępczego rodzica. W zestawieniu z obrazem rozwścieczonej matki-ducha zdaje się być żywą ilustracją tezy, że w przyrodzie nie ma potężniejszej siły od instynktu macierzyńskiego.
We "Wrogu numer jeden" raziło mnie połączenie delikatności Chastain z graną przez nią postacią na wpół mitycznej kobiety-dobermana, ale tutaj wydaje się być jak najbardziej na miejscu. Jako punkówa o wytatuowanych ramionach i złotym sercu jest przybyszem z innego i lepszego świata: z krainy, gdzie filmowa fikcja ma w sobie krew i życie, a nie tylko trociny.
5/10
---------------------------------------------------------------------------------------
"Mama", reż. dres Muschietti, Kanada, Hiszpania 2013, dystrybutor: UIP, premiera kinowa 22 lutego 2013 roku.
---------------------------------------------------------------------------------------
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!