Reklama

"Hiszpanka" [recenzja]: Maligna

"Hiszpanka" Łukasza Barczyka to film bezczelny i to nie tylko dlatego, że jest reklamowany jako "arcydzieło". To eksperyment i żart, który ukrywa się w szatach wysokobudżetowego historycznego widowiska; widowiska, które zwabi do kin widownię niespodziewającą się tak niecodziennych wrażeń.

Akcja "Hiszpanki" poprzedza wybuch powstania wielkopolskiego i dotyczy przyjazdu do Poznania Ignacego Jana Paderewskiego (Jan Frycz), sławnego pianisty i żywego symbolu, człowieka, który może natchnąć Polaków do zrzucenia obcego jarzma. Nie jest to jednak film pełen patosu, spiżowych postaci i patriotycznych uniesień.

Wokół tych wydarzeń rozgrywa się intryga, w którą uwikłani są przedstawiciele wywiadu i osoby o paranormalnych zdolnościach. Po jednej stronie barykady stoi Dr Abuse (Crispin Glover) - służący pruskiej armii telepata, który ma sprowadzić na Paderewskiego chorobę. Po drugiej stronie znajduje się grupa spirytystów - m.in. Krystian (Jakub Gierszał), Wanda (Patrycja Ziółkowska) i Rudolf (Artur Krajewski), którzy próbują ocalić mistrza. Powietrze zaczyna trzeszczeć od wyładowań psychicznej energii.

Reklama

Scenariusz Barczyka bierze na warsztat popularny w fantastyce motyw "sekretnej historii", historii widzianej oczami paranoika. To przekonanie, że za fasadą opisanych w podręcznikach zdarzeń - wojen i traktatów pokojowych - rozgrywa się spektakl, w który uwikłani są zarówno politycy, jak i członkowie sekretnych stowarzyszeń; że zwykły człowiek nie jest w stanie poznać sił, które mają wpływ na los jego i jego kraju. To przeczucie podkreślają w "Hiszpance" takie obrazy jak: spętany niczym marionetka aktor czy poruszane ręką zjawy jojo.

Barczyk nie jest, rzecz jasna, paranoikiem i dlatego bierze swoją opowieść w wielki i kolorowy nawias. "Hiszpanka" to pastisz i wariacja na temat filmu szpiegowskiego, ekstrawagancka hybryda "Bękartów wojny", "Incepcji" i steampunkowych fetyszy. To kino klasy B, które jest tak przegięte, że ociera się o szaleństwo. Spisek goni spisek, bohaterowie nurkują w snach i wynurzają się w malignie, zaciera się granica między prawdą a kłamstwem - tak jak i granica między powagą a zgrywą.

Barczyk - reżyser znany z kameralnego kina artystycznego - podchodzi do pulpowego materiału w nietypowy sposób. W "Hiszpance" cały czas walczą ze sobą dwa żywioły: jarmarczne rozbuchanie, które czuć zarówno na poziomie kolorystyki, jak i aktorskiej gry, oraz mechaniczna precyzja, która może przywodzić na myśl filmy Stanleya Kubricka, w dowcipny sposób wspomnianego w trakcie akcji. Temu wszystkiemu towarzyszy Lynchowskie poczucie humoru; Lynchowskie, czyli oparte na groteskowym przerysowaniu, obok śmiechu wywołujące niepokój i konsternację. Efekt tych zabiegów znajduje się na rubieżach kina rozrywkowego.

Eksperymentalne podejście ma też swoje złe strony. "Hiszpankę" ogląda się z zaciekawieniem, ale na chłodno, bez emocjonalnego zaangażowania, co niezbyt współgra z epickim formatem filmu - w czasie dwóch godzin seansu można kilka razy poczuć znużenie. To jednak niewielka cena, jaką Barczyk płaci za pomysłowość i odwagę.

7,5/10

---------------------------------------------------------------------------------------


"Hiszpanka", reż. Łukasz Barczyk, Polska 2014, dystrybutor: Vue Movie, premiera kinowa: 23 stycznia 2015 roku.

--------------------------------------------------------------------------------------

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Hiszpanka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy