Reklama

"G.I.Joe: Odwet": Epicentrum szaleństwa

W amerykańskiej superprodukcji "G.I.Joe: Odwet" na ekrany kin wracają uznani gwiazdorzy kina akcji: Bruce Willis, Dwayne Johnson oraz idol nastolatek: Channing Tatum.

Świat jest u progu zagłady. Arsenały nuklearne to podstawowe wyposażenie wszystkich armii na całym świecie. Oprócz zwykłych "terrorystów dnia codziennego" (sic!), cywilizacji zagrażają także dziwaczni ludzie w maskach, którzy przypominają cyborgi, roboty i zmiennokształtne poczwary. Destro i Cobra - dwóch największych zbrodniarzy w historii siedzi w więzieniu. Wszystko dzięki jednostce do zadań specjalnych G.I.Joe. Gdyby nie ci dzielni, supernowocześni rycerze, świat mógłby naprawdę przestać istnieć. Strach pomyśleć, co się wydarzy, kiedy tych śmiałków dosięgnie skorumpowany, przestępczy światek. Zdrada wisi w powietrzu.

Reklama

Punkt wyjścia sequelu "G.I.Joe: Czas Kobry" to wymordowanie z zimną krwią niewinnych bohaterów jednostki specjalnej. Cudem uratowani próbują zemścić się na złoczyńcach, przez których po G.I.Joe Unit pozostała tylko kupka srebrnych nieśmiertelników. Wróg czai się nie tylko gdzieś w przestworzach, ale prawdopodobnie zaatakował również Biały Dom. Prezydent USA, który sprawuje pieczę nad oddziałem, zachowuje się inaczej niż zwykle. Śmiałkowie z G.I.Joe nie mogą ufać już nikomu. No, może oprócz starego, dobrego Bruce'a Willisa aka Joe, który założył jednostkę i jest przygotowany na każdą ewentualność, łącznie ze zdradą stanu.

"G.I.Joe: Odwet" Jona M. Chu to rzeczywiście filmowa "jazda bez trzymanki". Wszystko jest w 3D, są efekty specjalne na wysokim poziomie, walki na graniach górskich szczytów, rycerze Ninja przyszłości i naprawdę duże pistolety, karabiny i działka przeciwpancerne. Klimat a la nowoczesne gry komputerowe i obowiązkowo piękne kobiety w czerwonych sukniach wieczorowych. Mimo bogactwa inwentarza czar pryska praktycznie natychmiast po starcie projekcji. Jon M. Chu, który wcześniej reżyserował samego Justina Biebera ("Justin Bieber: Never Say Never") i dwa "Step Upy", naprawdę puścił wodze fantazji. Wspólnie z dwoma scenarzystami "Odwetu" stworzyli dzieło szalone, w trakcie projekcji którego naprawdę trudno zachować zdrowy rozsądek. Ilość nawiązań, zapożyczeń, wybuchów, zwrotów akcji i filmowych kuriozów sytuuje "G.I.Joe: Odwet" w grupie najbardziej absurdalnych przeżyć wizualnych tego roku.

Na początek wojskowa przyjaźń: Duke (Channing Tatum) i Roadblock (Dwayne Johnson). Panowie razem pracują i często zdarza im się również spędzać czas wolny. Block ma dwie córki, z którymi Duke dogaduje się wyśmienicie. Plan działania jest bardzo prosty - za dnia dobrzy opiekunowie o wielkich sercach i naprawdę sporych bicepsach. W nocy - szaleńcy, którzy dla dobra kraju wykradną głowicę jądrową nawet z Pakistanu. Rozmówki żołnierskie to studium językowego upadku, podobnie jak żarty, pojedynki strzeleckie i nawiązania np. do telewizyjnego "Top Chefa".

Męskie relacje to dopiero początek. Kiedy przetrwa się pierwsze pół godziny, atmosfera zagęszcza się coraz bardziej. Niezwykle wysportowana, stuletnia uzdrowicielka, która rzuca nożami w swoich przeciwników plus niewidomy mistrz sztuk walki, którego zagrał sam RZA, to tylko niektóre kuriozalne "figury" przewijające się w filmie Chu. Na dokładkę opcja polityczna - pakistańscy terroryści obowiązkowo w turbanach na głowach krzyczący o Allahu, szaleni Koreańczycy z Północy, którzy są naprawdę łatwym kąskiem dla chłopców z USA, plus niemieckie więzienie z obowiązkowymi napisami: "halt" i "ziehen", w którym porządku pilnują odpowiednio wystylizowani strażnicy w stylu "Hansa" i łysi naukowcy w czyściutkich, białych kitlach. Jednym słowem - świat z marzeń szalonych radykałów, bardzo "na prawo".

Epicentrum szaleństwa to scena z nuklearnymi walizkami. Blisko finału, więc szkoda zdradzać szczegóły, choć panowie zabawiają się naprawdę przednio przyciskając tajemnicze guziczki. Jedna światowa stolica znika z powierzchni ziemi, ale jakoś nikt się tym nie przejmuje. Dwayne Johnson i jego monstrualny biceps (dodatkowa gwiazdka) zapobiegają nieziemskiej tragedii. Bohater ma świadomość, że dzięki służbie wojskowej uniknął nędzy. U jego boku maszerują weterani dawnych wojen i sam Bruce Willis. W kaburze drzemie pistolet samego generała Pattona. Wybrzmiewa patriotyczna idylla i kiepskiej jakości senny koszmar, który naprawdę ciężko rozbroić śmiechem.

2,5/10


---------------------------------------------------------------------------------------

"G.I.Joe: Odwet", reż. Jon Chu, USA, Kanada 2013, dystrybutor: UIP, premiera kinowa: 12 kwietnia 2013

---------------------------------------------------------------------------------------

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy