Reklama

Amerykańska wojna z Białym Domem

"Fair Game", reż. Doug Liman, USA 2010, dystrybutor: Monolith Plus, premiera kinowa: 27 maja 2011

Współczesne kino amerykańskie już od dobrych kilku lat bierze na warsztat "współczesną sytuację polityczną" swojego kraju, w szczególności okres "władzy" prezydenta George'a Busha Juniora - wojnę w Afganistanie i konflikt iracki.

Wystarczy wspomnieć dość kontrowersyjny ale raczej nieudany obraz "W" Oliviera Stone'a piętnujący zachowanie pierwszego obywatela USA i wytykający mu, delikatnie rzecz ujmując, niestabilność emocjonalną i zwykły brak politycznego doświadczenia. Z drugiej strony ostre i mocno ironiczne dokudramy Michaela Moore'a ("Fahrenheit 9.11"), które po pierwszych zachwytach nad potencjałem rewolucyjnym teraz są odbierane jak obrazy "oswojonego wariata". "Fair Game" Limana w tym zestawieniu wypada raczej blado, ale historia typowej dla Amerykanów walki samotnych bohaterów z potężnym molochem Białego Domu mimo wszystko wciąga.

Reklama

Młoda, energiczna agentka CIA Valerie Plame Wilson (Naomi Watts) otrzymuje zadanie rozpracowania sytuacji w Iraku na kilka miesięcy przed wybuchem tzw. drugiej wojny w Zatoce Perskiej. Podstawowy cel to znalezienie broni masowego rażenia na terytorium państwa Saddama Husajna. Setki dokumentów, zdjęć satelitarnych i raportów dotyczących aluminiowych rur, czy wzbogaconego uranu sprowadzanego z Afryki. Jednym z ekspertów wysłanych do Nigeru w celu uwiarygodnienia informacji dotyczących handlu materiałami potrzebnymi do stworzenia bomby jądrowej jest Joseph Wilson (Sean Penn), mąż agentki Plame i były minister.

Kiedy cała Ameryka słucha przemówienia w Kongresie wygłaszanego przez prezydenta Busha Juniora o konieczności walki w imię pokoju i zbrojnej obronie demokracji, Wilson wstrzymuje oddech. Fakty dotyczące broni masowego rażenia są konfabulacją i manipulacją Republikanów. Wojna pomiędzy małżeństwem Wilson i administracją Białego Domu rozpoczyna się od artykułu w "New York Timesie". Następnie zaangażowanie mediów, ujawnianie tożsamości agentów i śmierdząca sprawa mordowania niewygodnych informatorów ze strony irackiej - wszystko w imię obrony amerykańskich interesów narodowych.

Filmu Limana nie można nazwać dobrym kinem akcji, czy zaangażowanym politycznie obrazem. "Fair Game" jest pewnym konsensusem. Widz docenia przede wszystkim autentyczną historię agentki Plame, która pod sam koniec filmu przemawia do widzów składając prawdziwe oświadczenie przeciwko administracji prezydenta USA. Z drugiej strony jednak ma się wrażenie, jakby cała historia wybuchu konfliktu irackiego została sprowadzona jedynie do roli farsy, której nikt nie mógł zapobiec. W końcu macki urzędników Dicka Cheneya sięgały wszędzie.

Oczywiście patetyczne wątki walki o rodzinę, wyboru prawdy zamiast kłamstwa, czy przysłowiowego upadku ideałów wywołują uśmiech na twarzy, szczególnie w trakcie sceny przemówienia Josepha Wilsona nawołującego społeczeństwo do "powstania". Krótko rzecz ujmując: w imię zasad rządzących demokracją ale jedynie na ekranie, bo w rzeczywistości reguły gry są zupełnie inne.

5/10

Zobacz zwiastun filmu "Fair Game":


Ciekawi Cię, co jeszcze w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: USA | GAME | wojny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy