Polska aktorka nie ma ani Instagrama, ani Facebooka. "Boję się ocen"

Edyta Olszówka /Jacek Kurnikowski /AKPA

Ma wszystkie atrybuty świetnej aktorki - talent, wrażliwość i osobowość. Na scenie Teatru Narodowego można ją oglądać we wspaniałych rolach dramatycznych, ale w kinie reżyserzy chętnie obsadzają się w komediach romantycznych. 9 lutego na ekrany kin weszła komedia "Miłość jak miód", w którym Edyta Olszówka zagrała jedną z głównych ról. To film o miłości w dojrzałym wieku, przyjaźni, która pomaga przetrwać najtrudniejsze chwile i nadziei, że metryka nie powinna ograniczać marzeń. Aktorka zdradza, z czego jest w swoim życiu dumna, dlaczego nie ogląda swoich starych zdjęć i nie jeździ w miejsca, w których już była i co jest dla niej teraz priorytetem.

Jak wysoko w twojej hierarchii stoi przyjaźń?

Edyta Olszówka: - Przyjaźń etycznie stoi nawet dużo wyżej niż miłość, bo przyjaźń zawiera w sobie miłość. Ale moim zdaniem "Miłość jak miód" to jednak nie do końca film o przyjaźni kobiet, a raczej o przyjaźni ze sobą, o nauce kochania siebie i dojrzewania do siebie. Agata i Majka, dwie bohaterki "Miłości jak miód" to nie są dwa mamuty, kobiety przeźroczyste, które w pewnym wieku świat przestaje dostrzegać. To pełnokrwiste postaci. I co z tego, że skończyły pięćdziesiątkę? Próbują w trudnych sytuacjach od nowa zakochać się w sobie, w życiu, podnieść się i zacząć wszystko od początku. Uważam, że nigdy nie jest za późno na życiową woltę. Nie ma wieku, w którym nie możemy zmienić pracy, partnera, miejsce zamieszkania. To są społeczne ograniczenia. Myślę, że wszystko możemy. Mamy prawo smakować życie, poznawać nowe kolory, nowe zapachy, nowych ludzi.

Reklama

Edyta Olszówka: Niczego nie żałuję

Ale dobrze mieć przyjaciółkę, do której można zadzwonić w środku nocy.

- Dobrze mieć taką osobę, ale pamiętajmy, że ona nigdy nie przeżyje za nas życia. Nie podejmie za ciebie decyzji. Dlatego przede wszystkim dobrze być przyjacielem dla samego siebie i samym sobą się opiekować. Chodzi mi o akceptację, że jesteśmy wystarczający i nie musimy spełniać oczekiwań, mieć tyle lat, tyle wiedzy, tak wyglądać, tam pojechać. Dla każdego z nas życie to jest osobisty plac zabaw. Bez względu na to, czy mamy 20 czy 50 lat. Dalej jesteśmy wspaniałymi kobietami, mamy dużo do zaoferowania, dojrzewamy do samych siebie. W naszym społeczeństwie, gdy bardzo dojrzały pan ma bardzo młodą partnerkę, to świadczy to o jego męskości i pozycji. A w drugą stronę to jakoś nie działa. Raczej komentarze dla dojrzałych kobiet, które wiążą się z młodymi mężczyznami nie są przychylne. Dlaczego?

Trochę się to zmienia. Coraz więcej jest par, w których ona jest starsza od niego.

- To prawda, ale ta akceptacja jest w wielkich miastach, w określonych środowiskach, na przykład artystycznych. Trochę inaczej wygląda to gdzieś w środku Polski.

Może dlatego, że dojrzały mężczyzna jest wciąż uważany za atrakcyjnego, a dojrzała kobieta niekoniecznie? Wiele kobiet postrzega menopauzę za symboliczny koniec swojej atrakcyjności. Przestają czuć się pełnowartościowymi kobietami.

- Ale chyba dojrzali mężczyźni mają andropauzę, prawda? Rosną im brzuchy, mają problemy z potencją. Dlaczego my o tym nie porozmawiamy? Podobnie jak z tezą, że samotna kobieta jest gorsza? Ile kobiet w związkach małżeńskich tęskni za miłością, bo są tak przeraźliwie samotne? Ilu jest nieszczęśliwych, sfrustrowanych mężczyzn? W "Miłości jak miód" co prawda mój filmowy mąż porzuca mnie dla dwudziestokilkulatki, ale szybko wraca skruszony. Tylko że moja bohaterka już mu nie zaufa.

Według ciebie dojrzałość jest sexy?

- Z tym sexy nie przesadzajmy. Każdy ma swój typ. Jedni lubią brunetki, inni blondynów. Ktoś woli szczupłe ciała, a drugiemu podobają się okrągłe kształty. Dla każdego sexy to jest osobna historia, więc trudno uogólniać. Moje ciało mimo upływu lat nadal bardzo mi się podoba. Nie cofnęłabym się ani do trzydziestki, ani do czterdziestki. Bo mnie ciekawi moje życie, tu i teraz. Interesuje mnie to, co będzie jutro, pojutrze, za miesiąc. A nie to, co było. W związku z tym nie mam w sobie sentymentu, że chciałabym gdzieś wracać. Niczego nie żałuję, więc chyba jestem ze swojego życia zadowolona.

Nie nachodzą cię czasem takie refleksje, że pewne rzeczy w twoim życiu już nie wydarzą?

- Należę do osób otwartych na to, co przynosi życie. Nie uważam, że my zawiadujemy tym życiem całkowicie. Mamy wprawdzie wolną wolę, ale pewne decyzje podejmowane są gdzieś w kosmosie. Jesteśmy uwarunkowani wydarzeniami, na które nie mieliśmy wpływu i spotkaniami z ludźmi na swojej drodze. Stawianie sobie celów czy oczekiwań jest kompletnie niepotrzebne. Ja nie chciałam być żoną ani mamą, jeżeli o to pytasz, bo nie było to moim marzeniem. Gdzieś koło czterdziestki, poczułam, że starzejąca się aktorka może mieć problem z pracą. Że po prostu nie ma dla nas ról. Dla dojrzałych mężczyzn są, a nas się nie dostrzega. Ale ostatnie pięć lat bardzo dużo rzeczy zmieniło w tej kwestii. Przede wszystkim na świecie, ale do nas także dociera ten trend. Zresztą film, o którym rozmawiamy, jest tego przykładem.

Teatr jak życie. Nie ma dubli

Z wiekiem stałaś się odważniejsza czy wręcz przeciwnie - ostrożniejsza?

- Tego nie wiem, bo wydaje mi się, że całe moje życie jest podszyte wielką odwagą i strachem, dzięki temu doszłam do punktu, w którym jestem. Kiedy odwracam głowę, to naprawdę jestem megadumna z tej dziewczyny. Ale świat, w którym funkcjonujemy, nieustannie karmi nas lękiem. Pracuję nad tym, że naprawdę nie mam się czego bać. Co do mnie ma przyjść, to przyjdzie. Nikt nie zje mojego ciastka z kremem. Naprawdę jestem zadowolona i czuję się wyróżniona, że dostałam aż tyle. Dlatego raczej bym pracowała u siebie nad wdzięcznością.

W miłości zawsze byłaś odważna. Dziś też byłabyś w stanie dużo zaryzykować dla uczucia?

- Nie podchodzę do uczuć w matematyczny sposób. Nie siadam przy stoliku i nie wypisuję sobie plusów i minusów. Może są osoby, które potrafią tak zaplanować swoje życie, ale mnie "szkiełko i oko" nigdy nie służyło. Serce jest sercem. Jak przychodzi coś, co ciebie ma pochłonąć, zainspirować, zakochać całą ciebie, to po prostu przychodzi. W moim życiu rządzi spontaniczność, synchroniczność, rezonowanie. Przyciągam wspaniałych ludzi, od nich się uczę, dostaję dużo dostaję ciepła, bliskości. Jeżeli w coś wierzę na tej planecie, to w miłość, którą przyjaźń też zawiera, bo jeżeli masz przyjaciela, to na pewno musisz go kochać.

Lubisz zmiany w życiu czy raczej cenisz stabilizację?

- Tak się składa, że jestem dzieckiem przeprowadzek, nie przywiązuję się do miejsc czy rzeczy, nie mam w sobie sentymentalizmu. Nie oglądam swoich zdjęć z sesji czy wakacji sprzed dziesięciu lat. Nigdy nie jeżdżę w te same miejsca na wakacje, bo świat jest za duży. Dla mnie to, co było, już było. Cudownych ludzi spotkałam, miałam wspaniałe związki, ale pewnie jeszcze coś przede mną. Idę do przodu. Chcę zobaczyć coś, czego jeszcze nie widziałam i przeżyć coś, czego nie znam.

Ale masz miejsce, z którym jesteś związana od lat. Myślę o Teatrze Narodowym.

- Wcześniej 18 lat byłam w Powszechnym, a od 12 w Narodowym. Jestem aktorką, to jest mój zawód, moja praca. A Narodowy jest według mnie najlepszym teatrem w Polsce, więc czuję wyróżniona i dumna, że jestem w tym zespole. Zapraszam na "Dekalog", na "Matkę Joannę" i na "Mizantropa", w którym gram.

Czym dla ciebie jest występowanie na scenie?

- Spotkanie na żywo z publicznością to jest kompletnie inna forma pracy niż przed kamerami na planie. Na scenie niczego nie można powtórzyć. Tworzy się rzeczywistość czasu teraźniejszego. Przez trzy, cztery godziny zabieramy widza w podróż do miejsca, które nie istnieje. Prawdziwe emocje w sztucznej rzeczywistości, prawda w iluzji. Coś niewiarygodnego. Nie można niczego powtórzyć, nie można cofnąć. Teatr jest jak życie. Nie ma dubli. Jak zrobisz błąd, to nie da się tego cofnąć.

Często, gdy pytam kogoś o noworoczne obietnice, to niektórzy mówią, że chcieliby mniej pracować, a więcej wypoczywać. Też tak masz? Czy potrafisz zadbać o balans?

- Jestem bardzo otwarta na świat duchowości. Dla nas Nowy Rok zaczął się 1 stycznia, 10 lutego rozpoczyna się chiński Rok Drewnianego Smoka, a numerologicznie nowy rok przeszliśmy już we wrześniu. Astrologia również jest niezwykle pasjonująca. Ale daty nie determinują naszego życia. Decyzję podejmujemy my, tu i teraz. Nowy rok zaczyna się każdego dnia. Od nas zależy, czy uruchamiany w sobie dobro i zło, my mamy wolną wolę i do nas należy od odnalezienie balansu z planetę i kosmosem.

Dlaczego Edyta Olszówka nie używa mediów społecznościowych?

Przypomniał się film "Lejdis", w którym zagrałaś. Jego bohaterki urządzały sobie Sylwester w sierpniu, żeby była ładna pogoda.

- Trzymamy się tej tradycji. Co roku w sierpniu urządzamy akcję charytatywną - Sylwester "Lejdis" - ostatnie lata pracując dla WOŚP. Uwielbiam dziewczyny z "Lejdis". I dziękuję za to życiowe spotkanie.

Często jesteś obsadzana w rolach sympatycznych, wrażliwych bohaterek, ale już niedługo będzie cię można zobaczyć w kompletnie innej odsłonie. W serialu "Czarne stokrotki" (wyprodukowany przez Canal+, znalazł się wśród najlepszych tytułów "Variety" po festiwalu MIPCOM w Cannes) grasz czarny charakter.

- Każdy z nas ma sobą historie życia, która go poraniła i straumatyzowała. Niektórzy potrafili się z tym uporać i zobaczyć światło, a inni chcą tylko zemsty. W "Czarnych stokrotkach" gram czarny charakter, kobietę, która po życiowych dramatach już nie potrafi być dobra. Nie oceniajmy nikogo po butach i sukience, bo nie wiemy, co przeżył. Nie mogę powiedzieć, że lubię swoją bohaterkę, ale ją rozumiem. Dla niej priorytetem w życiu był mąż i dziecko.

A co dla ciebie jest priorytetem?

- Dawniej była to praca i podróże. A od ponad roku jest to pies Lucek.

Przejmujesz się opiniami innych?

- Wszyscy wszystkich oceniają. Cały czas. Właśnie dlatego nie mam Instagrama i Facebooka. Boję się ocen, wpadam wtedy w popłoch. Podważa to moją wiarę w siebie i prawo, że mogę żyć tak jak chcę, oczywiście nie robiąc nikomu krzywdy. Jako aktorka staram się dać z siebie wszystko, nie oszczędzam się. Ocena należy do widza. Pochwały i komplementy mnie nie budują, bo nie do końca w nie wierzę. Podobnie jest z krytyką. Słucham intuicji, spełniam marzenia. Najważniejsze, że codziennie rano mogę uśmiechnąć się do siebie w lustrze. 

Iza Komendołowicz

PAP life
Dowiedz się więcej na temat: Edyta Olszówka | Miłość jak miód
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama