Reklama

Paulina Gałązka: Żyjemy w czasach, kiedy wszystko jest nastawione na "więcej", "wygodniej", "lepiej"

"Życzyłabym takiego doświadczenia każdemu!" - mówi Paulina Gałązka o roli w filmie "Na twoim miejscu" Antonio Galdámeza. W słodko-gorzkiej komedii, która wchodzi właśnie do kin, aktorka (znana m.in. z "Dziewczyn z Dubaju") wciela się w młodą matkę i żonę, która pewnego dnia zamienia się ze swoim mężem... ciałami. Od tej pory oboje będą musieli postawić się w sytuacji osoby innej płci i wzajemnie przejąć swoje obowiązki.

"Życzyłabym takiego doświadczenia każdemu!" - mówi Paulina Gałązka o roli w filmie "Na twoim miejscu" Antonio Galdámeza. W słodko-gorzkiej komedii, która wchodzi właśnie do kin, aktorka (znana m.in. z "Dziewczyn z Dubaju") wciela się w młodą matkę i żonę, która pewnego dnia zamienia się ze swoim mężem... ciałami. Od tej pory oboje będą musieli postawić się w sytuacji osoby innej płci i wzajemnie przejąć swoje obowiązki.
Paulina Gałązka zagrała główną rolę w filmie "Na twoim miejscu" /Niemiec /AKPA

W rozmowie z Interią Paulina Gałązka opowiedziała m.in. o stereotypach społecznych dotyczących płci, o komentarzach, które spotkały ją po "Dziewczynach z Dubaju", a także o zaangażowaniu w pomoc Ukraińcom oraz osobom z chorobą Alzheimera. Od 6 stycznia będziemy mogli oglądać aktorkę na ekranach polskich kin w filmie "Na twoim miejscu".

Reklama

Mateusz Demski: Kaśka i Krzysiek to młode małżeństwo w kryzysie. Pewnego poranka zamieniają się ze sobą ciałami - od teraz Krzysiek jest Kaśką, a Kaśka Krzyśkiem, każde musi przejąć obowiązki drugiego. Co byś powiedziała na taką zamianę?

Paulina Gałązka: - Byłabym jak najbardziej na tak! I prawdę mówiąc, życzyłabym takiego doświadczenia każdemu. Uważam, że gdybyśmy mieli szansę choć na chwilę wejść w skórę drugiej osoby, zaczęlibyśmy zauważać swoje potrzeby i siebie nawzajem.

Jak myślisz, patrząc na twoją bohaterkę, czego Kaśka uczy się o Krzyśku?

- Na pewno zaczyna inaczej odczytywać jego zachowania, co zresztą mnie samej dało dużo do myślenia. Zawsze myślałam, że kiedy mężczyzna żartuje lub dystansuje się w sytuacjach nerwowych i kryzysowych, jak robi to Krzysiek, to po prostu stara się uciec od problemów. Dziś wiem, że to jeden z wielu krzywdzących stereotypów. Takie zachowania są u mężczyzn strategią radzenia sobie ze stresem, napięciem, z trudnymi emocjami.

A Krzysiek wchodząc w ciało Kaśki doświadcza czegoś dla faceta niewyobrażalnego - ciąży.

- Dla każdego mężczyzny byłby to duży wstrząs. Zresztą tak samo jak dla każdej, bezdzietnej kobiety, zajście w ciąże jest wielkim przeżyciem. Nagle wszystko staje do góry nogami. Ta zamiana ciałami na pewno sprowadza Krzyśka i jego myśli na ziemię. Bywa tak, że mężczyźni mają dużo do powiedzenia na temat kobiecego ciała, a szczególnie płodności i rodzenia dzieci. A myślę, że warto podejść do tematu z szacunkiem wobec każdej strony.

To ciekawe, że na pierwszy rzut oka "Na twoim miejscu" to komedia omyłek o zamianie miejsc. Pod satyryczną warstwą kryje się jednak dyskusja o społecznych rolach płci.

- Przez pracę nad filmem zaczęłam zwracać na to dużo uwagi. Na to, co kryje się też pojęciem tzw. płci kulturowej. W Polsce wciąż jesteśmy na drodze do tego, żeby na płeć patrzeć jak na różne odcienie szarości, a nie jak na czarno-białe schematy. Fajnie, gdyby wszystko między kobietami a mężczyznami było równe, gdybyśmy mieli tę samą pozycję i te same prawa, ale cudów nie ma. Chociaż to się powoli zmienia. Im dłużej trwa debata publiczna, im więcej jest walki, tym lepiej. Na początku każdej transformacji dochodzi do polaryzacji, emocje są silne i skrajne, ale jak przejdziemy ten etap, to mam nadzieję, że wszystko jakoś się ugruntuje.

W takim razie, jak sądzisz, czego jeszcze faceci mogliby się nauczyć od kobiet, a kobiety od facetów, gdyby taka zamiana - jak w waszym filmie - miałaby zaistnieć?

- To sytuacja hipotetyczna, więc oczywiście generalizuję, ale odniosę się do kilku stereotypów. Mówi się, że kobiety są ukierunkowane na relacyjność, a mężczyźni na działanie. Tu mogłaby nastąpić fajna wymiana. Kaśka i Krzysiek tego się od siebie uczą - każde z nich weszło do czyjegoś świata i dzięki temu mogą trochę uzupełnić swoje osobowości. Kasia, jako ta opiekuńcza i skupiona na relacjach, może wreszcie skoncentrować się na sobie. A Krzysiek odwrotnie - uczy się tej relacyjności i bycia z innymi. Powtórzę: to oczywiście uproszczenie. Są też bardzo opiekuńczy mężczyźni, są kobiety nastawione na karierę.

Podobnie jak Edyta, koleżanka Krzyśka z pracy, grana przez Magdalenę Lamparską. To najbardziej ogarnięta osoba w firmie, a mimo, to jest przez szefa deprecjonowana.

- Edyta jest odwrotnością Kasi. To kobieta, która postawiła na pierwszym miejscu swój rozwój. Jest jednak wykluczona, pomijana, nie dostaje gratyfikacji, na jaką zasługuje. A dzieje się tak tylko ze względu na to, że jest kobietą. Pewnie tyczy się to każdej branży, tak jest też w moim zawodzie. Aktorki cały czas mają w Polsce mniej do grania. To powoli, wzorem Zachodu, się zmienia - pojawia się więcej głównych ról dla kobiet, które odbiegają od stereotypowego ujęcia. A mimo to myślę, że 30-letniej, drobnej blondynce o dość mainstreamowym typie urody, takiej jak ja, jest trudniej niż mężczyznom w moim wieku.

Dla ciebie przełomem okazały się "Dziewczyny z Dubaju". Film oparty na reportażu, który ujawnił kulisy tzw. "afery dubajskiej" z 2015 roku.

- Tak, sama czytałam o tym procederze na długo przed zdjęciami. Zainteresowało mnie, że powstanie film na ten temat i że główną bohaterką będzie kobieta. Jestem fanką mobster movies w stylu Martina Scorsese, ale zwykle to mężczyźni grają w nich główne role. To była niesamowita podróż i żałuję tylko, że o samym filmie nie pisało się w polskich mediach merytorycznie. Całą dyskusję przykryły afery, pojawiło się też signum, że robimy reklamę prostytucji. Na szczęście flow z widzami było inne. Dostałam wiele wiadomości od matek, które oglądały film ze swoimi córkami i odebrały go jako przestrogę. Żyjemy w czasach, kiedy wszystko jest nastawione na "więcej", "wygodniej", "lepiej". "Dziewczyny z Dubaju" pokazują, że każdy kij ma dwa końce. Nie ma czegoś takiego jak darmowy luksus.

Inna sprawa, że sugerują, iż w całą sprawę było zamieszanych wiele znanych postaci ze świata polityki, biznesu czy sportu.

- I tak też było. Najbardziej interesuje oczywiście ludzi odpowiedź na pytanie: kto? Dla mnie najbardziej frapujące było jednak to, jak daleko zostały przekroczone granice. W trakcie przygotowań, przez trzy miesiące, spotykałam się z informatorkami i informatorami. Wszyscy powtarzali, że chcą legalizacji prostytucji, by zmniejszyć ryzyko zagrożeń i nadużyć. Może oprócz klientów, bo z żadnym nie udało się porozmawiać. Szkoda, że o tym również niewiele się mówiło przy okazji premiery filmu.

Co w tych rozmowach zaskoczyło cię najbardziej?

- No właśnie to, że wszyscy - włącznie z dziewczynami i pośrednikami - chcą legalizacji, oprócz klientów. Każdy chciałby oddać pieniądze na państwo, zapłacić podatek i zdjąć z siebie odium szarej strefy. W tej chwili ludzi, którzy świadczą usługi seksualne, nie chroni żadne prawo. A takich osób jest naprawdę wiele, w myśl zasady: jest popyt, jest i podaż. Gdyby wszystko zostało zalegalizowane, sądzę, że nadużycia, do których posuwała się moja bohaterka, o wiele rzadziej miałyby miejsce.

Podobno spotkał cię hejt w związku z tym, że film miał dystrybucję w Rosji.

- Nikt z nas, aktorów, nie wiedział, do jakich krajów film zostanie sprzedany, ani że wybuchnie wojna. Hejterskie wiadomości dostawałam tylko od Rosjan. Nie za kontekst filmu, ale za to, że otwarcie, na moim profilu na Instagramie, wspieram Ukraińców.

Od początku wojny angażujesz się w pomoc? Pomoc dla uchodźców przybrała wówczas formę narodowego zrywu Polaków.

- Sama nie mam takiej osobowości, żeby w wir pomocy rzucić się bez trzymanki. Od razu czułam, że będą potrzebne działania długofalowe. Pomoc organizujemy wspólnie z teatrem Ateneum. W budynku, który należy do teatru, przygotowaliśmy mieszkanie dla małżeństwa z Ukrainy. Ten pomocowy zryw, o którym mówisz, był chwytający za serce, pamiętajmy jednak, że w perspektywie długofalowej, może on dążyć do wypalenia, a nawet spowodować odwrotną reakcję wobec sąsiadów.

To nie jedyna akcja pomocowa, w którą się angażujesz. Kilka lat temu zostałaś ambasadorką Polskiego Stowarzyszenia Pomocy Osobom z Chorobą Alzheimera.

- To się zbiegło z premierą spektaklu "Ojciec" z moim udziałem. Autorem sztuki jest francuski dramatopisarz Florian Zeller, reżyserowała Iwona Kempa, a główną rolę grał Marian Opania. Kilka lat później tekst został kupiony przez Hollywood i zekranizowany z Anthonym Hopkinsem. Nawiasem mówiąc, my w Ateneum mówimy, że lepszy Opania w garści niż Hopkins na dachu (śmiech). Ale wracając do tematu: to właśnie wtedy uświadomiłam sobie, że mój dziadek miał Alzheimera. Nigdy wcześniej nie zostało to nazwane w naszej rodzinie.

Wizyty u lekarza przy demencji u osób starszych, zwykle są traktowane po macoszemu.

- Chyba, że ktoś żyje w mieście, to wtedy świadomość zagrożeń związanych z chorobą Alzheimera jest większa. Dziadek mieszkał na wsi, nikt nie widział potrzeby diagnostyki i chodzenia do lekarza. Byłam z nim blisko w dzieciństwie, dlatego dotkliwie to przeżyłam. Wiele rzeczy w moim życiu - także to, że zostałam aktorką - zdeterminował on. Dziadek był artystą folkowym. Robił instrumenty, pisał i komponował pieśni. Byłam nastolatką, kiedy jego świadomość zaczęła oddalać się od rzeczywistość. Powoli przestawał nas poznawać, co czasami przyjmowało buntowniczą postawę wobec opiekunów. Pamiętam jak kiedyś myślał, że jestem jakimś facetem, który wbija gwoździe w jego próg i próbował mnie zatrzymać, a ja po prostu rozbijałam tam orzechy. Dopiero przy pracy nad "Ojcem" zrozumiałam, co się działo z dziadkiem. Wiedząc, że w tych czasach starość jest niemodna, skontaktowałam się ze stowarzyszeniem zrzeszającym opiekunów. Przyszli na nasz spektakl, a byli wśród nich ludzie w wieku mojej mamy, którzy muszą na co dzień w trudzie walczyć o polepszenie życia swojego i podopiecznych. To strefa niedopatrzona i niedoopiekowana przez nas rząd, dlatego pomagam jak mogę. Nawet udało mi się kiedyś wygrać dla nich w "Kole fortuny"! (śmiech).

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Na twoim miejscu | Paulina Gałązka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy