Reklama

Nie myślę o tym milionie dolarów

Hollywoodzka aktorka, która zagrała główną rolę w thrillerze "The Box. Pułapka", opowiada o pracy na planie tej produkcji, o filmowych partnerach i moralnych dylematach.

Scenariusz filmu "The Box. Pułapka" oparto na opowiadaniu Richarda Mathesona ("Jestem legendą"), które wcześniej posłużyło jako podstawa fabuły jednego z odcinków serialu "Strefa mroku". Cameron Diaz wciela się w kobietę, która pewnego dnia otrzymuje zaskakującą propozycję od tajemniczego nieznajomego (w tej roli Frank Langella). Jeśli naciśnie guzik umieszczony w dostarczonym jej pudełku, zainkasuje milion dolarów w gotówce. Jest tylko jeden warunek. Naciśnięcie guzika i przyjęcie pieniędzy oznacza, że gdzieś na świecie ktoś straci życie...

Reklama

Opowiedz nam o Normie, bohaterce filmu "The Box. Pułapka".

Cameron Diaz: Norma jest kimś, dla kogo życie jest bardzo proste. Wszystko wydaje jej się takie łatwe. Wszystko jest dokładnie zorganizowane i idzie zgodnie z planem. Kiedy poznajemy Lewisów, ich życie toczy się naturalnym rytmem. Świat Lewisów nie został całkowicie odarty z nadziei czy niezrealizowanych marzeń. Tyle, że są to przedstawiciele klasy średniej, dodajmy - wyższej klasy średniej, reprezentujący właściwy jej styl życia. Jednak Lewisowie zmagają się z codziennymi problemami i muszą wciąż walczyć o swoją pozycję w tak określonej hierarchii społecznej. Z trudem utrzymują się na powierzchni tej "przeciętności pierwszego gatunku". Z ledwością pozwalają im na to ich dochody. Mają marzenia i nadzieję na poprawę swojej sytuacji materialnej - Arthur bardzo liczy na oczekiwany awans w pracy, chciałby trafić do specjalnego programu dla astronautów. Lewisowie są przekonani, że pozwoli im to w jakiś sposób zmienić życie na lepsze.

Norma doznała wielu cierpień jako młodziutka dziewczyna. Gdy miała około 16 lat, w bardzo bolesny sposób straciła palce u nogi. To był skomplikowany, trudny przypadek - Norma miała naświetlania stopy i promienie bardzo głęboko poparzyły jej palce, właściwie je spaliły. To był długi, bolesny proces. Noga Normy została zdeformowana. Moja bohaterka wspomina ten czas jako bardzo trudny, także dlatego, że dotyczył tak szczególnego momentu w życiu dziewczyny - okresu dojrzewania. Dorastała, była młoda, chciała prowadzić swobodne życie, wychodzić, spotykać się z ludźmi, bawić się, chciała się podobać - jak każda nastolatka w jej wieku.

Na czym polega propozycja, którą otrzymują Lewisowie?

- Pewnego popołudnia do drzwi Lewisów puka Arlington Stewart. W ręku ma pudełko, które oferuje Normie. I proponuje jej następujący układ: kobieta ma dwadzieścia cztery godziny, by podjąć decyzję, czy chce nacisnąć znajdujący się w pudełku guzik. Jeśli to zrobi, wydarzą się dwie rzeczy. Po pierwsze, gdzieś na świecie umrze ktoś nieznajomy. Po drugie, Norma i jej bliscy otrzymają milion dolarów w gotówce - kwota jest nieopodatkowana.

Jakie aktorskie zadania postawiła przed tobą ta rola?

- Jako aktorka mam w tym filmie możliwość stanąć przed moralnym dylematem. Dla mnie wybór nie polega po prostu na naciśnięciu guzika lub nie zrobieniu tego. Moim zdaniem, w tej roli najbardziej ekscytujące jest co innego. Najważniejsza jest odpowiedzialność, jaką trzeba będzie wziąć za to, co zdarzy się po naciśnięciu guzika. Rozwikłanie problemu, cała ta droga aż do samego końca - świadomość, że muszę podjąć decyzję i wewnętrzna zgoda na to, że ją podjęłam - dla mnie najważniejszy jest cały ten proces. Chodzi mi o prawdziwą, głęboką akceptację faktu, że ponosimy w życiu określone koszty. Mam na myśli to, że takie decyzje podejmujemy codziennie, w najdrobniejszych nawet sprawach. Wszystkie zawsze mają jakieś następstwa, za każdą z nich musimy zapłacić określoną cenę. Czuję, że to jest właśnie coś wyjątkowego - bo tu nie chodzi o konsekwencje naszych wyborów. O mierzenie się z tymi konsekwencjami. Musiałam zmierzyć się z nimi jako Norma. I w tym sensie ta rola była dla mnie prawdziwym wyzwaniem.

Opowiedz nam o Franku Langelli, który w filmie gra demonicznego Arlingtona.

- Frank jest niesamowity. Potrafił nadać postaci Arlingtona odpowiednią rangę. Mam na myśli to, że jest taki... władczy. Wiesz, przede wszystkim chodzi mi o jego głos (śmieje się). Jego głos jest głęboki - ale nie gardłowy. Chodzi o prawdziwą głębię. O coś, co płynie jak gdyby z samego wnętrza duszy Arlingtona. Stewart mógłby przecież być po prostu łajdakiem, zwykłym draniem. A Frank sprawił, że odbieramy go jako nieskazitelnego gentlemana - wykonał niesamowitą pracę. A zarazem uczynił swojego bohatera autentyczną, głęboko ludzką osobą, Mimo jego brzydoty, mimo zniekształconego ciała Arlingtona, ani na chwilę nie zapominamy, że jest gentlemanem Myślę, że właśnie jego głos, głos Franka, miał tutaj decydujące znaczenie. To, jak Arlington mówi, przesądza o wszystkim, czyni go tym, kim jest w naszych oczach - doskonałym gentlemanem.

A co mogłabyś powiedzieć o reżyserze filmu, Richardzie Kellym?

- Richard ma zupełnie niezwykłą i cudowną wyobraźnię. A jednocześnie tak prawdziwe, głębokie rozumienie tego, czym w rzeczywistości jest natura ludzka. Doskonale rozumie figle, jakie płata nam umysł i które mogą stać się zagrożeniem dla niego samego. Myślę, że Richard jest kimś, kto naprawdę chce odkryć, jak to się dzieje, w jaki sposób jesteśmy powiązani z naszymi - zastanawiam się, jak najlepiej to ująć - z naszymi procesami decyzyjnymi. Z wyborami moralnymi, których dokonujemy dokładnie w tym, a nie innym momencie - nacisnąć guzik czy nie? Co to oznacza dla osoby, która podejmuje taką decyzję? Jak daleko człowiek musi się posunąć, by to zrozumieć? A w ostatecznym rozrachunku Richarda interesują konsekwencje - ale nie chodzi tylko o osobistą, jednostkową autoanalizę, decyzję i odpowiedzialność. Myślę, że dla niego ważny jest poziom bardziej ogólny, społeczny wymiar całej tej sytuacji. Kelly przygląda się temu, co nastąpi.

Myślę, że to, co ma do powiedzenia, jest zasadniczo komentarzem do tego, jak działa całe nasze społeczeństwo. Ważny jest sposób, w jaki reżyser to robi. Najpierw odkrywa coś, a potem buduje komentarz, który wyrażony zostaje poprzez osobiste doświadczenia bohaterów jego filmu. W ten sposób dokonuje pewnej generalizacji. To właśnie zwróciło moją uwagę, gdy czytałam scenariusz - za każdym razem coraz wyraźniej widziałam, jak nasze osobiste przeżycia, przeżycia bohaterów filmu, zamieniają się w pewnym sensie w szerszą wypowiedź na temat społeczeństwa jako takiego. To w filmie jest bardzo wyraźne. W taki sposób staraliśmy się to zagrać. Bohaterowie w jakimś sensie cierpią za nas wszystkich - każdy z nas mógłby być na ich miejscu. Historia Lewisów jest tylko przykładem, ilustracją określonego problemu. Myślę, że to właśnie miał na myśli Richard, że o taki efekt mu chodziło.

W tym momencie nasuwają się skojarzenia z poprzednimi filmami reżysera...

- Sądzę, że w przypadku obrazu "Koniec świata" było tak samo. Podobnie w filmie "Donnie Darko" - chodzi o pytania, które zapominamy zadać samym sobie. Bo tak naprawdę nie chcemy ich sobie zadawać. Bo, jeśli byśmy je sobie zadali, musielibyśmy znaleźć na nie odpowiedzi. A wcale nie chcemy poznać odpowiedzi na te pytania. Nie można okłamać samego siebie. Zawsze znamy prawdę. I nie możemy się na nią zamknąć, nie możemy się przed nią ukryć, odwrócić się od naszego własnego, wewnętrznego głosu. Myślę, że Richard doskonale zdaje sobie z tego sprawę - i próbuje snuć opowieści, które nie są zwykłymi opowieściami, nie są przeciętnymi historiami.

Bohaterowie jego filmów nie do końca są przeciętnymi ludźmi i nie znajdują się w zwykłych, typowych okolicznościach. Tak jest też w przypadku "The Box. Pułapka". To właściwie film przekraczający granice "normalności", film SF - gdzie jednak zmagamy się ze zwykłymi ludzkimi doznaniami, doświadczanymi w sposób dość niezwykły, w fantazyjnym, wymyślonym świecie, wychodzącym poza granice znanej nam rzeczywistości, opartym jednak nadal na zasadach w niej obowiązujących. To naprawdę bardzo skomplikowane. Widzimy bohatera, który jest taki, jak my - a zarazem nie jest zwykłym kumplem, chłopakiem z sąsiedztwa...

Nacisnęłabyś guzik?

- Cóż, kiedy się nad tym zastanawiam, nie myślę w ogóle o tym milionie dolarów. Rozważam to w głębi duszy, myślę o swoich najskrytszych, najprawdziwszych pragnieniach - i sądzę, że gdybym miała okazję nacisnąć taki guzik i sprawić, że wszystko się zmieni... Gdybym miała to zrobić za cenę tego, że komuś odebrane zostanie życie... Nie, nie mogłabym tego zrobić. Nawet gdybym mogła spełnić wszystkie te marzenia, zrealizować to, czego najbardziej pragnę. Nie za taką cenę. No właśnie, to jest ten moment, do którego dobrnęłam w moim procesie decyzyjnym. I chciałabym, żeby Norma podjęła taką samą decyzję (śmieje się). Ale wtedy...

Ale wtedy nie było by filmu...

- Właśnie. Dlatego Norma musi się poświecić. I myślę, że film jest tego wart.

Dziękuję za rozmowę.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Cameron Diaz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy