Reklama

Michał Kondrat: Szatanowi zależało, by ten film nie powstał

Nieznane listy spowiednika św. Faustyny ks. Michała Sopoćki oraz nowe fakty dotyczące obrazu Jezusa Miłosiernego poznają widzowie filmu fabularno-dokumentalnego "Miłość i Miłosierdzie" poświęconego tajemnicy Miłosierdzia Bożego. Wejdzie on na ekrany 15 lutego 2019 roku. O pracy nad nim opowiada reżyser Michał Kondrat.

Nieznane listy spowiednika św. Faustyny ks. Michała Sopoćki oraz nowe fakty dotyczące obrazu Jezusa Miłosiernego poznają widzowie filmu fabularno-dokumentalnego "Miłość i Miłosierdzie" poświęconego tajemnicy Miłosierdzia Bożego. Wejdzie on na ekrany 15 lutego 2019 roku. O pracy nad nim opowiada reżyser Michał Kondrat.
Prace potrwają do końca października, ale potrzebujemy jeszcze czasu na wypromowanie filmu - zapowiada Michał Kondrat /AKPA

Co zainspirowało pana do nakręcenia filmu o Bożym Miłosierdziu?

Michał Kondrat: - Początkowo nie planowałem tej produkcji. Robiłem dokumentację do fabularnego polsko-amerykańskiego filmu "Mercy" o św. siostrze Faustynie, ks. Sopoćce i Bożym Miłosierdziu, który planujemy na rok 2020. W trakcie zbierania materiałów i wnikliwego wertowania różnych archiwów natrafiliśmy na niezwykłe dokumenty, które pomogą światu lepiej zrozumieć istotę przesłania Bożego Miłosierdzia. Bo mam wrażenie, że kult Bożego Miłosierdzia znany jest na całym świecie, ale nie do końca jest rozumiany. Ludzie nie zdają sobie sprawy, jakie łaski płyną z ufnej modlitwy przed obrazem Jezusa Miłosiernego i z faktu, że to św. Faustyna została przez Boga wybrana jako ta, która ma przygotować świat na powtórne przyjście Pana Jezusa.

Reklama

Będzie to film dokumentalny czy fabularny?

- Dokument fabularyzowany. Film w dużej mierze oparliśmy na nieznanych dotąd faktach związanych ze św. Faustyną czy ogólnie z kultem Bożego Miłosierdzia. Nie chcę od razu zdradzać wszystkiego, ale jedną z takich historii jest to, że gdyby nie objawienia św. siostry Faustyny, nie byłoby pontyfikatu Jana Pawła II. Co ciekawe, takie rzeczy widać dopiero z perspektywy czasu. Można więc powiedzieć, że w filmie znajdą się nawet wątki sensacyjne.

- Mam też nadzieję, że film przyczyni się do obalenia stereotypów o tym, jak kult Bożego Miłosierdzia rozprzestrzenił się po świecie. Część zdjęć została nakręcona w Stanach Zjednoczonych. Niewiele osób wie, że kluczową rolę w rozprzestrzenianiu się wiadomości o objawieniach, jakie miała św. Faustyna, odegrał marianin o. Józef Jarzębowski, który ścigany przez NKWD przemierzał Rosję, po czym w cudowny sposób otrzymał wizę japońską i stamtąd przedostał się do USA. Podróż zajęła mu trzy miesiące. I to tam powstały pierwsze wydruki m.in. "Memoriału o Bożym Miłosierdziu" i 34-stronicowej nowenny do Bożego Miłosierdzia już na początku lat 40. XX wieku. Stamtąd też na obie Ameryki rozprzestrzeniło się przesłanie o Bożym Miłosierdziu. Wielkie Centrum Bożego Miłosierdzia do dziś znajduje się w Sockbridge w stanie Massachusetts, gdzie pracuje 180 osób i non stop drukowana jest i rozsyłana liczna literatura na ten temat.

Jak udało się panu dotrzeć do nieznanych listów bł. ks. Sopoćki?

- Na listy ks. Sopoćki trafiliśmy na Uniwersytecie w Wilnie, gdzie wertując "Traktat o Bożym Miłosierdziu", znaleźliśmy ukryty w środku oryginalny list napisany odręcznie w języku łacińskim przez ks. Sopoćkę i adresowany do papieża. Ten list był przez wiele lat poszukiwany przez postulatora procesu beatyfikacyjnego ks. Sopoćki biskupa Ciereszkę i wiele innych osób. Niesamowite, że nam udało się go znaleźć.

Co znajduje się w tym liście?

- Nie chcę na razie zdradzać jego treści. Wszystko stanie się jasne po obejrzeniu filmu. Powiem jedynie, że jest on naprawdę ważny i pomaga zrozumieć, dlaczego szerzenie kultu Bożego Miłosierdzia jest jedynym ratunkiem dla świata.

Ze spotu zapowiadającego film wynika, że postać Jezusa z obrazu, który na prośbę św. Faustyny namalował Eugeniusz Kazimirowski, bardzo przypomina wizerunek znany z całunu turyńskiego.

- Kazimirowski malował wizerunek Jezusa na przypadkowej ramie, którą ks. Sopoćko otrzymał w darze od parafianki. Nie miał więc wpływu na wielkość postaci, którą malował. Jednak w trakcie prac św. Faustyna zwracała mu uwagę na różne szczegóły - mówiła np. że szczęka jest za szeroka lub nos jest za nisko. Na tej zasadzie on robił poprawki. Dopiero po odnowieniu obrazu w 2003 r., kiedy został on przywrócony do pierwotnej wersji i zdjęte zostały poprawki naniesione przez dwóch rekonstruktorów, którzy zupełnie nie byli do tego przygotowani, odkryto, że rysy twarzy Jezusa z obrazu Kazimirowskiego dokładnie odpowiadają rysom twarzy postaci uwiecznionej na całunie turyńskim. Dokładność jest co do milimetra. Niesamowite, że malarz, który nigdy nie widział całunu, namalował Jezusa dokładnie tak samo. Nawet wzrost Pana Jezusa się zgadza.

Czy w czasie kręcenia tego filmu miał pan poczucie, że czuwa nad tą produkcją Boża Opatrzność?

- Wielokrotnie miałem tego dowody, począwszy od pierwszych dni zdjęciowych w Wilnie, kiedy dowiedziałem się, że Pan Jezus podyktował św. Faustynie Koronkę do Bożego Miłosierdzia w dniu moich urodzin - 13 września. Zdarzało się, że na planie działy się rzeczy niewytłumaczalne naukowo. Pamiętam, że któregoś dnia zniknęło nam z telepromptera jedno zdanie z "Dzienniczka". Zdanie to wyświetlało się na ekranie laptopa, ale na ekranie telepromptera nie było go widać. Informatycy, których poprosiliśmy o pomoc, twierdzili, że z punktu widzenia technicznego jest to niemożliwe. A to było bardzo ważne zdanie: "niechaj ustąpią sądy nasze względem dusz, ponieważ przedziwne jest z nimi miłosierdzie Boże". S. Faustyna mówiła w ten sposób, żebyśmy nikogo nie oceniali, bo nasze sądy nie są miarodajne. Dopiero po pobłogosławieniu laptopa przez ojca prowincjała Kazimierza Chwałka zaginiony cytat wrócił na ekran telepromptera. Myślę, że szatanowi zależało na tym, żeby to zdanie nie przedostało się do świadomości ludzi.

Na kiedy planowane jest zakończenie prac nad filmem?

- Prace potrwają pewnie do końca października, ale potrzebujemy jeszcze czasu na wypromowanie filmu. Premierę zaplanowaliśmy na rocznicę śmierci ks. Sopoćki i imieniny św. Faustyny, czyli 15 lutego 2019 r. Film będzie jednocześnie dystrybuowany w kilkudziesięciu krajach na świecie. Traktuję to jako formę ewangelizacji. Przygotowuję go tak, by był interesujący nawet dla widza niewierzącego.

Helena Kowalska urodziła się 25 sierpnia 1905 roku jako trzecie z dziesięciorga dzieci Marianny i Stanisława Kowalskich, rolników ze wsi Głogowiec koło Turka. Z powodu panującego w rodzinie ubóstwa ukończyła tylko 3 klasy szkoły podstawowej i w wieku 16 lat zaczęła pracować jako pomoc domowa.

1 sierpnia 1925 r. wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia w Warszawie przy ul. Żytniej, a 30 kwietnia 1926 roku w czasie ceremonii obłóczyn otrzymała imię Maria Faustyna. W zakonie pracowała w kuchni, ogrodzie, piekarni i przy furcie, w kilku domach zgromadzenia, najdłużej w Płocku, Wilnie i Krakowie. Doświadczała prób krzyży, przechodziła oschłości wewnętrzne, silne pokusy przeciw wierze, poczucie całkowitego odrzucenia przez Boga, a także choroby i niezrozumienie ze strony otoczenia.

Jak zapisała w "Dzienniczku", 22 lutego 1931 r. w Płocku objawił jej się Pan Jezus, który polecił jej, by szerzyła kult Miłosierdzia Bożego oraz postarała się o namalowanie obrazu Jezusa Miłosiernego z podpisem "Jezu, ufam Tobie". Dzięki pomocy spowiednika św. Faustyny ks. Michała Sopoćki obraz powstał w Wilnie w 1934 r. Namalował go przyjaciel ks. Sopoćki Eugeniusz Kazimirowski. Zadaniem świętej miało być także popularyzowanie modlitwy w chwili konania Jezusa na krzyżu, zwaną Godziną Miłosierdzia i Koronki do Miłosierdzia Bożego.

Ostatnie 8 miesięcy życia s. Faustyna spędziła w szpitalu na Prądniku w Krakowie, chora na gruźlicę płuc i przewodu pokarmowego. Zmarła 5 października 1938 r. w klasztorze w Krakowie-Łagiewnikach. Miała 33 lata. 30 kwietnia 2000 r. Jan Paweł II zaliczył ją do grona świętych Kościoła. Jej relikwie znajdują się w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach.

Rozmawiała: Iwona Żurek (PAP)

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama