Reklama

Maria Dębska: Pianistka z pistoletem

Maria Dębska, grająca piękną policjantkę z Kazimierza Dolnego w serialu "W rytmie serca", jeszcze lepiej niż ze strzelaniem radzi sobie z grą na fortepianie. Właśnie wybił kolejny akord w jej aktorskiej karierze - zagrała w "Cichej nocy", najlepszym filmie festiwalu w Gdyni.

Maria Dębska, grająca piękną policjantkę z Kazimierza Dolnego w serialu "W rytmie serca", jeszcze lepiej niż ze strzelaniem radzi sobie z grą na fortepianie. Właśnie wybił kolejny akord w jej aktorskiej karierze - zagrała w "Cichej nocy", najlepszym filmie festiwalu w Gdyni.
Maria Dębska na urodzinach Polsatu /Polsat

Czy już wiesz, jak trzymać pistolet?

Maria Dębska: - No pewnie. Trzeba się przyzwyczaić do tego, że broń oplata się w trochę nienaturalny sposób. Mam na planie kaskaderów i policjantów, którzy czuwają nad tym, żeby wszystko wyglądało prawdziwie. Bardzo też ufam reżyserowi Piotrkowi Wereśniakowi. Przez lata robił "Kryminalnych" i zna się na takich sprawach.

Pozwalacie sobie na drobne odstępstwa od tego, jak wygląda policyjna rzeczywistość?

- Policjanci, którzy są konsultantami, stwierdzili, że mój mundur jest trochę zbyt obcisły, że ich stroje są większe (śmiech). Ale na poważnie - staramy się, żeby wszystko wyglądało prawdziwie, w ramach konwencji, w jakiej jest serial.

Reklama

Grasz policjantkę, ale "W rytmie serca" typowym kryminałem nazwać nie można?

- Jeżeli nazwiemy ten serial kryminalnym, to nie skłamiemy. Jeżeli nazwiemy go medycznym, to też nie miniemy się z prawdą. Pasuje do niego też przymiotnik "obyczajowy". Mam wrażenie, że nasz serial w udany sposób balansuje pomiędzy tymi gatunkami, jest wielowymiarowy i każdy znajdzie w nim coś dla siebie.

Co sądzisz o Mateuszu Damięckim, który jest twarzą tego serialu?

- Mateusz jest bardzo ułożonym człowiekiem. Ma gigantyczny szacunek do pracy aktora. Wierzy w ciężką pracę. Jest dobrym partnerem.

Ważnym bohaterem "W rytmie serca" jest Kazimierz Dolny. Czy miałaś jakieś doświadczenia z tym miastem jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć?

- Mam sentyment do tego miejsca ze względu na rodzinę od strony taty, która mieszka niedaleko Kazimierza. Zawsze staram się wygospodarować parę godzin, żeby do niej pojechać, kiedy mam zdjęcia w okolicy. To miejsce jest bliskie mi także ze względu na festiwal filmowy Dwa Brzegi. Bardzo mi się podoba ta impreza, bo towarzyszy jej luz, nie ma pompy. W Kazimierzu cenię to, że jest to miasto z krwi i kości, bez komercji.

Na kazimierskim rynku mogłabyś dać recital fortepianowy. Słyszałem, że fortepian to twój ukochany instrument.

- Przez całe życie grałam na fortepianie. Zawsze będzie mnie to kręcić. Mam w domu ten instrument i gram kiedy mogę. Interesuje mnie muzyka klasyczna. Ćwiczyłam na utworach Bacha czy Chopina. Grałam głównie solo. Skończyłam szkołę muzyczną II stopnia i pierwszy rok Akademii Muzycznej. Miałam plany, żeby studiować w Paryżu. Wiesz, że grę na fortepianie łączyłam z trenowaniem piłki ręcznej? Szaleństwo.

Gdzie pojechałabyś w wolnej chwili, jeśli nie do Kazimierza?

- Mam totalnego fioła na punkcie Włoch. Jeżdżę tam, kiedy mogę. W tym roku byłam tam chyba cztery razy. Chciałabym kiedyś zagrać w czymś włoskim. Uwielbiam ten język, kulturę i kino. Uczę się właśnie włoskiego.

A ja myślałem, że do Trójmiasta - niedawno wróciłaś z Gdyni, gdzie byłaś na festiwalu filmowym. Jakie są twoje wrażenia z tej imprezy?

- Spędziłam w Gdyni kilka dni. Oglądałam filmy, byłam też na konferencji i premierze "Cichej nocy". To moje drugie spotkanie z gdyńskim festiwalem. Z jednej strony onieśmielają mnie sytuacje branżowe. Po godzinie bankietu mam ochotę uciekać, nie kręcą mnie takie imprezy. Zobaczyłam bardzo dużo filmów, w tym obrazy, które będą w kinie dopiero za pół roku.

"Cicha noc", w której zagrałaś, zdobyła Złote Lwy. W czym upatrujesz przyczynę sukcesu filmu Piotra Domalewskiego?

- Ten film jest do bólu prawdziwy i bezpretensjonalny. Dotyka rzeczy, które są dla nas pierwotne i bliskie. Mówi o tym, że nie potrafimy ze sobą rozmawiać. Że kochamy święta, a z drugiej ich nienawidzimy. Że chcemy się wyrwać z miejsca, w którym żyjemy, w którym się wychowaliśmy i robimy wszystko, żeby tak się stało, a i tak ciągnie nas do korzeni.

A dokąd sięgają twoje korzenie? Jakie miejsca definiują twoją tożsamość?

- Myślę, że miejsca nie definiują mojej tożsamości. Mogę tylko powiedzieć, o miejscach, które były i są dla mnie ważne. To na pewno okolice Białegostoku, skąd pochodzi duża część mojej rodziny, podwarszawska miejscowość Ząbki, gdzie się wychowałam. Ale moje korzenie widzę w ludziach ważnych dla mnie, rodzicach i dziadkach. Pokazali mi oni to, co ważne i od czego nigdy nie chce się odciąć.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: Maria Dębska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy