Jan Wieczorkowski: Zachować zdrowy rozsądek

Jan Wieczorkowski w serialu "Przepis na życie" /Tomasz Urbanek /TVN

Woda sodowa nie uderza mu do głowy, gdy odnosi sukcesy, i nie panikuje, kiedy chwilowo nie ma pracy. W obu przypadkach oparcia szuka w rodzinie.

Ma na koncie ponad 50 ról w serialach i filmach. Ostatnio jego kariera jeszcze nabrała tempa. Właśnie dołączył do obsady serialu historycznego "Korona królów" i obyczajowych "Przyjaciółek". Jeszcze w tym roku zobaczymy go również w polsko-brytyjskim filmie wojennym "Dywizjon 303" jako porucznika Ludwika Witolda Paszkiewicza, uczestnika bitwy o Anglię.

Spotykamy się na zamku w Malborku, gdzie ekipa "Korony królów" kręci kolejne odcinki serialu. Wolisz grać w hali produkcyjnej, czy w takich historycznych miejscach?

Jan Wieczorkowski: - "Korona królów" to telenowela historyczna, większość scen odbywa się w hali produkcyjnej. Zdjęcia kręcone w obiektach historycznych są w tym przypadku rzadkością, za to dużą rolę odgrywają w tej produkcji kostium, charakteryzacja i scenografia. I muszę przyznać, że ekipa scenografów dokłada wszelkich starań, żeby uatrakcyjnić nasz serial i oddać średniowieczne realia.

Niektórzy aktorzy cenią produkcje kostiumowe - uważają, że kostium pomaga w odgrywaniu roli. Inni sądzą, że jest wręcz odwrotnie. Do której grupy ci bliżej?

- Nie jestem fanem przebierania się w filmie. Wolę skupić się na grze aktorskiej, choć przyznaję, że czasem kostium pomaga zagrać aktorowi rolę.

W "Koronie królów" wcielasz się w księcia Władysława Garbatego. Co wiadomo o tej postaci?

- Spowinowacony z Kazimierzem Wielkim Władysław był księciem dobrzyńskim, a przydomek zyskał dzięki niewielkiemu garbowi. W przeciwieństwie do Kazimierza, który jest dyplomatą, Władysław Garbaty miał wyraźnie negatywny stosunek wobec Zakonu Krzyżackiego i konserwatywne poglądy. Był człowiekiem, którego ciągnęło do szabelki.

Po premierze tej historycznej telenoweli pojawiła się fala krytyki. Spotykasz się w związku z udziałem w niej z niechęcią?

- W polskiej mentalności leży skłonność do krytykowania wszystkiego. Na wszystkim się znamy i rościmy sobie prawo do wypowiadania się na każdy temat, na ogół niestety w negatywnym kontekście. Mam tak dużo obowiązków, że w ogóle się tym nie zajmuję. Poza tym pracuję na tyle długo w swoim zawodzie, że zdążyłem się uodpornić na krytykę. Z jednej strony ludzie anonimowo hejtują, a z drugiej obowiązuje polityczna poprawność. Trudno znaleźć złoty środek. A co do "Korony królów"... W każdym razie nie mógłbym się odnaleźć w tamtych czasach.

Reklama

Gdybyś mógł skorzystać z wehikułu czasu, jaką epokę byś wybrał?

- Widzę siebie w latach 60., 70., najlepiej w Kalifornii. Byłbym jednym z dzieci-kwiatów, wkładałbym kwiaty w lufy karabinów. Peace and love!

A czasy współczesne?

- Dziś żyje nam się znacznie łatwiej niż dawniej, ale z drugiej strony wszystkiego mamy w nadmiarze: produktów, które tak kompulsywnie kupujemy, albo informacji, które atakują nas z każdej strony. Trzeba się jakoś w tym wszystkim odnaleźć i nie zwariować. Wszystko jest dla ludzi, ale w rozsądnych granicach.

Ubiegły rok był dla ciebie bardzo intensywny pod względem zawodowym. Wziąłeś udział w kilku produkcjach - filmie "Dywizjon 303", serialach "Druga szansa" i "Korona królów" Czy ten rok zapowiada się równie pracowicie?

- Dołączyłem do obsady serialu "Przyjaciółki", gdzie zagram m.in. razem z Romą Gąsiorowską i Wojtkiem Mecwaldowskim. Cały czas żyję pracą na planie "Dywizjonu 303", który był dla mnie niesamowitą przygodą, trwającą z przerwami niemal dwa lata. Wszystko wskazuje na to, że będziemy jeszcze nagrywać kilka scen.

Czy w polskim kinie często zdarzają się sytuacje, że zdjęcia, tak, jak w przypadku tej produkcji, zostają wstrzymane?

- "Dywizjon 303" to superprodukcja, która dużo kosztuje. Zdjęcia kręciliśmy dwa lata z przerwami, co wynikało z problemów finansowych właśnie. Dziwi mnie to i smuci, bo na taki film pieniądze powinny się znaleźć od razu. Jesteśmy zobowiązani opowiedzieć światu historię polskich pilotów, którzy wygrali bitwę o Anglię, bo gdyby nie nasi lotnicy, losy świata potoczyłyby się inaczej.

Wydaje mi się, że takie produkcje, jak "Dywizjon 303" i "Korona królów", prowokują widzów do poszukiwań historycznych, rozszerzają ich wiedzę w tej dziedzinie. Z edukacyjnego punktu widzenia są naprawdę interesujące.

- Liczę na to, że w przypadku filmu "Dywizjon 303" wiedza pójdzie w świat. Ta historia powinna ujrzeć światło dzienne. Chciałbym, żeby młode pokolenie Niemców, Francuzów albo Anglików wiedziało, że gdyby nie doskonale wyszkoleni polscy piloci, tacy jak Ludwik Witold Paszkiewicz i Witold Urbanowicz, bieg historii wyglądałby inaczej.

Wielu aktorów angażuje się w życie społeczne, komentuje bieżące wydarzenia albo publicznie popiera konkretne opcje polityczne. Ciebie do polityki nie ciągnie?

- Płacę podatki i głosuję, na resztę mam ograniczony wpływ. Nie chcę występować w roli eksperta, bo nie znam się na wszystkim. Przede wszystkim jestem aktorem.

Dzielisz czas między pracę zawodową i życie rodzinne. Jakim jesteś tatą?

- Opiekuńczym.

Nadopiekuńczym?

- Staram się zachować zdrowy rozsądek, ale na pierwszym miejscu są potrzeby dzieci, dopiero później moje.

Wiem, że sport jest dla ciebie ważny. Uczysz synów w aktywności fizycznej?

- Jestem fanem sportów zimowych, więc całą rodziną jeździmy na nartach. Obawiam się, że ze względu na ocieplenie klimatu będziemy musieli znaleźć sobie inną formę rekreacji. Jestem przekonamy, że sport kształtuje charakter. Uczy samodyscypliny, cierpliwości i wytrwałości. W myśl zasady, że czym skorupka za młodu nasiąknie, staram się zarażać moich synów tą pasją.

Wróćmy spraw zawodowych. Przyzwyczaiłeś się już, że często pracujesz na wysokich obrotach, a potem czekasz na propozycje?

- Każdy aktor musi się z tym zmierzyć. Kiedy ma się zobowiązania rodzinne, nie jest to łatwe. W trakcie zastojów zawodowych marzę o stabilności, a gdy mam tę stabilność, marzę o wolności. Zawsze chciałem grać i wiem, że nic innego nie dałoby mi takiej satysfakcji.

Gdyby twoi synowie za kilka lat oświadczyli, że chcą iść w twoje ślady, odradzałbyś im, czy wspierał w tej decyzji?

- Chciałbym, żeby robili to, co im w duszy gra, ale gdyby chcieli ode mnie rady, powiedziałbym jedno: to nie jest normalny zawód.

Ola Siudowska

To i Owo
Dowiedz się więcej na temat: Jan Wieczorkowski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy