Reklama

"Zróbmy sobie wnuka": Komedia serialowych gwiazd. Czy widzowie się śmieją?

Dokładnie 20 lat temu na ekrany kin trafiła komedia Piotra Wereśniaka "Zróbmy sobie wnuka". W głównych rolach zobaczyliśmy gwiazdy polskich seriali: znanego ze "Świata według Kiepskich" Andrzeja Grabowskiego, Joannę Żółkowską, czyli Surmaczową z "Klanu" oraz Małgorzatę Kożuchowską, która występowała wówczas w "M jak miłość".

Dokładnie 20 lat temu na ekrany kin trafiła komedia Piotra Wereśniaka "Zróbmy sobie wnuka". W głównych rolach zobaczyliśmy gwiazdy polskich seriali: znanego ze "Świata według Kiepskich" Andrzeja Grabowskiego, Joannę Żółkowską, czyli Surmaczową z "Klanu" oraz Małgorzatę Kożuchowską, która występowała wówczas w "M jak miłość".
Joanna Żółkiewska i Andrzej Grabowski w filmie "Zróbmy sobie wnuka" /MTL Maxfilm

Główny bohater komedii "Zróbmy sobie wnuka" Maniek Kosela to prosty, ale wyjątkowo zaradny chłop. Ziemia, na której gospodaruje, cenniejsza jest niźli złoto. Nic więc dziwnego, że wpada w oko pobliskim biznesmenom, inwestorom z zagranicy i ... gangsterom.

Gdzieś w Polsce, w centrum wielkiego miasta, gdzie ceny metra kwadratowego ziemi porównywalne są do tych ze światowych metropolii i w związku z tym każdy metr wykorzystuje się pod gęstą zabudowę, małżeństwo w średnim wieku, Marian (Andrzej Grabowski) i Gienia (Joanna Żółkowska) Koselowie... uprawiają pomidory. Chociaż chętnych do zakupu gospodarstwa nie brakuje, Kosela nie zamierza sprzedać swojego skrawka gruntu. Ponad wszystko ceni też sobie święty spokój w małym, ale swoim własnym domku. Marzy mu się, by na tej ziemi wychowywały się również jego wnuki. 

Reklama

Jednak jego dwójka dorosłych dzieci: Zosia (Małgorzata Kożuchowska) i Janek (Paweł Deląg) nie zamierzają się wcale ustatkować. Słynący z licznych romansów Janek jest wziętym ginekologiem, a inteligentna, ale raczej zasadnicza Zosia, pracuje jako specjalistka od public relations. Żaden z nich nie chce w przyszłości przejąć "pomidorowego" interesu rodziców. Na szczęście ojcowska intuicja Mariana Koseli podsuwa mu rozwiązanie.

Tymczasem pewnego dnia u Mańka pojawia się Gustaw Mytnik (Zbigniew Zamachowski), posłannik tajemniczego biznesmena Papasa, który oferuje mu kupno plantacji. Jak możemy się domyślać, Kosela nawet nie myśli o odsprzedaniu dorobku swojego życia. Jednak nie przewidział jednego - Papas zechce wykorzystać jego najsłabszy punkt, aby zdobyć to, czego pragnie...

"Zróbmy sobie wnuka": Czy widzowie się śmieją?

Film powstał na motywach bestsellerowej sztuki Marka Rębacza "Dwie morgi utrapienia". Reżyserii podjął się Piotr Wereśniak, którego wcześniej poznaliśmy twórcę komedii "Zakochani" i współscenarzystę "Kilera" w reżyserii Juliusza Machulskiego.

"Zróbmy sobie wnuka" łączy w sobie wszystkie atuty lubianych polskich komedii. Wyróżnia go dobry scenariusz. Nie brak w nim zabawnych dialogów, żartów sytuacyjnych i zaskakującej puenty" - zachwalał film producent MTL Maxfilm.

Piotr Wereśniak tłumaczył, dlaczego komedia jest najbardziej wymagającym ze wszystkich filmowych gatunków.

"Jest kusząca z paru względów. Przede wszystkim jako wyzwanie - bo to bardzo trudny gatunek. Poza tym, w komedii od razu widać efekt pracy. Wystarczy pójść do kina i sprawdzić, czy widzowie się śmieją" - wyjaśniał Wereśniak.

I nie obawiał się tego, że jego film może być porównywany z kultowymi "Samymi swoimi" "'Sami swoi' to dla mnie wzór tego typu komedii - na pewno dobry do naśladowania. I w jakiś sposób to mnie inspiruje" - tłumaczył reżyser.

Andrzej Grabowski: Do roli zapuścił brodę

Główną rolę w "Zróbmy sobie wnuka zagrał Andrzej Grabowski, któremu popularność przyniosła rola Ferdynanda Kiepskiego w sitcomie "Świat według Kiepskich".

"Andrzej Grabowski to aktor z krwi i kości, wschodząca wielka gwiazda komedii. Potrafi bardzo wiele zagrać. Umie znaleźć się w komedii, rozśmieszyć, a do tego jest lubiany przez publiczność" - mówił Piotr Wereśniak.

Grabowski przyznawał, że w jego bohaterze najbardziej urzekła go życiowa "mądrość" Koseli.

"Mogę go pokazać nie jako 'chłopka-roztropka', który potrafi tylko narzekać i pić gorzałę, ale jako prawdziwego gospodarza. Kosela też trochę narzeka i do mleka dolewa whisky, ale jednak reaguje inaczej. Uczy się angielskiego, jeśli nosi okulary, to w złotych oprawkach... Jest postępowy: bardziej Boryna niż chłop o rodowodzie peerelowskim. To nie 'chłoporobotnik' - 'ni chłop, ni robotnik i nie wiadomo, kto za niego robi'. To gospodarz, który wie, że świat się zmienia i że trzeba za nim nadążać" - charakteryzował swojego bohatera. 

Specjalnie do roli w filmie "Zróbmy sobie wnuka" aktor zapuścił brodę,

"Ale jeżeli ktoś będzie chciał widzieć we mnie Kiepskiego, to i tak go zobaczy. Mam warunki takie, jakie mam. Głos też... I do następnych ról nie zrobię sobie operacji plastycznej ani nie wytnę strun głosowych, żeby inaczej mówić! Oczywiście, że trudno jest się wyzwolić z tak popularnej i tak charakterystycznej postaci. Ale grałem też np. w serialu 'Boża podszewka'. Nawet ostatnio, gdy był powtarzany w telewizji, specjalnie go oglądałem - i tam, naprawdę, nie ma nawet śladu po Kiepskim! Ale jak kto się zakochał w Ferdku, to będzie go kochał do końca życia - i trudno!" - mówił Grabowski.

Kożuchowska kolejny raz na śubnym kobiercu

Jego ekranową żonę zagrała Joanna Żółkowska.

"Takiej postaci jeszcze nigdy nie grałam. I byłam zdumiona, że w ogóle zostałam w tej roli obsadzona. Ale też bardzo mnie to ucieszyło. To szansa, żeby po tylu latach pokazać się od zupełnie innej strony. To wyzwanie - i mam nadzieję, że Gieńka, stojąc cichutko w cieniu męża, będzie niosła w sobie jakąś tajemnicę... Choć, w pewien sposób, ta postać jest mi zupełnie obca. Sama nie lubię być na drugim planie. Zawsze staram się wychodzić do przodu, a Gieńka przez cały czas trzyma się na uboczu" - opowiadała aktorka, którą telewizyjna widownia kojarzyła jako Surmaczową z "Klanu".

"'Klan' wchodził na ekrany jako jedna z pierwszych telenowel, jego postaci bardzo dobrze 'wstrzeliły' się w nasze życie - i z tym przyszła popularność. Zresztą sława jest aktorowi potrzebna. Dostaje wtedy propozycje z wielu miejsc, wszyscy liczą, że jego twarz przyciągnie widzów. Gdy aktor nie jest popularny, to go nie ma" - tłumaczyła Żółkowska.

Ekranową córkę Koselów zagrała Małgorzata Kożuchowska, która w filmie - po raz kolejny w karierze - stanęła na ślubnym kobiercu.

"Wszystko zaczęło się od tego, że debiutowałam w teatrze właśnie rolą panny młodej, w jednoaktówkach Brechta i Czechowa. Zdaje się, że od tego czasu jakoś to się za mną 'ciągnie'... Przymierzałam już tyle modeli sukni ślubnych... Długie i krótkie - z każdej epoki i we wszystkich możliwych stylach. Tak, że wychodząc za mąż w prawdziwym życiu, będę chyba miała poważny problem, by znaleźć coś naprawdę oryginalnego" - śmiała się aktorka.

I podkreślała, że chciała by jej bohaterka w niczym nie przypominała Hanki, w którą wcielała się w serialu "M jak miłość".

"W 'Zróbmy sobie wnuka' chciałam, żeby Zosia Kosela bardzo różniła się od serialowej Hanki, z którą widzowie kojarzą mnie już prawie od dwóch lat. Dlatego obcięłam włosy i założyłam okulary. Zosia jest wyrazista, nowoczesna. Dlatego też jej ślubna sukienka będzie 'daleko nieklasyczna'" - zdradzała aktorka.

Paweł Deląg jako blondyn

Rola syna Koselów przypadła w udziale Pawłowi Delągowi, dla którego występ w "Zróbmy sobie wnuka" był sporym wyzwaniem.

"To w ogóle trudne zadanie, bo rzadko występuję w komediach. Nie pamiętam, żebym w przypadku innych produkcji - nawet 'Quo vadis' - był równie czujny, jak tutaj Nie wiem, może z wiekiem rośnie poczucie odpowiedzialności? Albo zmniejsza się odporność na stres" - sugerował aktor, który specjalnie na potrzeby roli zmienił kolor włosów.

"Postanowiłem, że będę wyglądać trochę inaczej, bo to korzystne dla roli. Ale czułem się dosyć nieswojo w kolorze blond" - przyznał Deląg. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Zróbmy sobie wnuka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy