Reklama

Wenecja: W szwedzkiej walizce ukryty jest skarb

Jak co roku o tej porze, w pierwszych dniach września, Lido di Venezia zaczyna się powoli wyludniać. Nie widać tego jednak tak wyraźnie jak w poprzednich latach. Nie mogę się pozbyć wrażenia, że 71. edycję festiwalu w ogóle odwiedziło mniej gości niż zazwyczaj. Albo tylko ukrywają się w salach kinowych, bo w ostatnich dniach pogoda nie dopisuje. Na plażach nie ma prawie nikogo; wieje chłodny wiatr, pada deszcz, a słońce pojawia się zaledwie przelotnie.

Uznajmy jednak, że niektóre sale są przepełnione nie tylko ze względu na niefortunną pogodę. Do tej pory najtrudniej było się dostać do niewielkiej Sali Perla na pokaz najnowszego filmu Larry'ego Clarka "The Smell of Us". Niemal równie trudno było znaleźć miejsce na sali podczas drugiego publicznego pokazu "Powrotu do Itaki" Laurenta Canteta. Od kilku dni po festiwalu krążyły już bowiem plotki, że to najciekawszy film Venice Days - sekcji poświęconej najlepszemu światowemu kinu autorskiemu.

Dzieciaki, część II

Przed niespełna dwudziestoma laty Larry Clark, amerykański fotograf, debiutujący w 1995 roku w roli reżysera wywołał moralny skandal podpisując się pod "Dzieciakami" - filmem, który przełamywał tabu - młodości nie łącząc z niewinnością, ale seksualną przygodą, narkotycznym uniesieniem i realnym zagrożeniem HIV. W 2014 roku przyszedł czas na powtórkę z rozrywki - nieco bardziej dosadną, ale już nie owianą skandalem.

Reklama

Larry Clark nie przyjechał do Wenecji na premierę filmu ze względów zdrowotnych, ale przysłał wiadomość, którą odczytano publicznie przed projekcją. Kluczowe było w niej zdanie, w którym reżyser "The Smell of Us" (2014) zapewniał, że jego najnowsza produkcja jest jego najlepszym i dla niego samego dziełem najważniejszym. Chętnie bym się z nim o to pokłóciła. Film o francuskiej młodzieży eksplorującej seksualność XXI-wieku jest zaledwie, albo aż(!) tak dobry jak poprzednie filmy Clarka. Nie zwiastuje zmiany, nie jest żadnym zaskoczeniem.

Z oczywistych względów "The Smell of Us" najbliżej do wspomnianych na wstępie "Dzieciaków". Oba filmy to historie zrealizowane w poetyce soft-porno, w których nastoletnia młodzież wystawia na sprzedaż całą swoją intymność. W "The Smell of Us" seks uprawiany w różnych konfiguracjach i na różnych etapach zbliżenia pojawia się prawie w każdej scenie. Clark nie próbuje owych scen połączyć konkretną nicią fabularną podobną tej, jaką odnajdujemy w "Dzieciakach". To nie jest jednak wada filmu, ale znak czasów. Struktura "The Smell..." jest mozaikowa, porwana, utkana z fragmentów sytuacji, rozmów wyrwanych z kontekstów i przypadkowych spotkań. Relacje między dzieciakami nie bazują na przyjaźni, ale zależą od obecności na łączach, aktywności na Facebooku i Twitterze.

Clark nie ma żadnego problemu z rozpoznaniem czasów, w których żyje współczesna młodzież. Widać to nie tylko w narracji, ale i w formie jego filmu. Zdjęcia zrealizowane stabilną kamerą są zmontowane z ujęciami kręconymi z ręki; wyraźne obrazy niekiedy ulegają rozmyciu typowemu dla filmików kręconych telefonami komórkowymi. W niektórych momentach obraz się też zacina jak zdarta taśma w odtwarzaczu kaset video.

Nad filmem gloryfikującym młodość starość ciąży bowiem bardzo wyraźnie - jest okrutna, brzydka, obleśna, niekiedy najmocniej przyciągająca uwagę. W prologu filmu grupa dzieciaków przeskakuje na deskorolce przez śpiącego na środku miejskiego placu starego bezdomnego. Bezdomność i staczanie się do rynsztoka jest tym, co według Clarka łączy młodość i starość. Przełamywanie seksualnych tabu i niedbanie o zaspokajanie społecznych i kulturalnych wzorców w obu pokoleniach jest równie widoczne. Widoczne jednak głównie dlatego, że Larry Clark, podobnie jak wcześniej Ulrich Seidl w eseju filmowym "W piwnicy" portretuje tylko to, co ekstremalne - szara codzienność go nie interesuje.

O dwóch takich, którzy czyhali na Złotego Lwa

W szarościach skąpany jest za to najnowszy film Roya Anderssona "A Pigeon Sat on a Branch Reflecting on Existence". Po festiwalu krążą plotki, że film jest pewniakiem i szwedzki reżyser wyjedzie z Wenecji ze Złotym Lwem w walizce. Tymczasem z walizką po nieco odrealnionym świecie przedstawionym jego filmu krąży dwóch obnośnych handlarzy. Jonathan (Holger Andersson) i Sam (Nils Westblom), których reżyser nazywa współczesnym Don Kichotem i jego Sancho Pansą, pracują w dziale rozrywki. Przekonują, że ich zadaniem jest dostarczenie ludziom przyjemności - i przynoszą ją pod postacią zestawu wampirzych zębów, upiornie śmiejącej się piłeczki do ściskania w dłoni i maski Wujcia z Jednym Zębem.

Andersson w typowy dla siebie sposób przeplata tragizm z komizmem oraz absurd z groteską. W czas współczesny wpisuje też symbolicznych przedstawicieli barwnej przeszłości. Do baru niespodzianie wjeżdża król Karol XIII na koniu, za oknami restauracji żołnierze ciągną na wojnę, kilka sekwencji później mija je korowód ofiar i zakładników. Nikt w tym świecie niczemu się nie dziwi i niczego nie kwestionuje, i właśnie owa ludzka obojętność (ludzka podstawowa cecha?) wydaje się być głównym źródłem komizmu.

Andersson ma niesamowite wyczucie absurdu i chaosu, który znajduje dla siebie miejsce w ramach jego uporządkowanych, konceptualnie rozplanowanych kadrów. Widać w tym filmie rękę reżysera, który czci perfekcję i prowokację. Niektóre linijki tekstu (np. powtarzane z godną podziwu obojętnością "Cieszę się, że u ciebie wszystko w porządku") powracają w narracji w odmiennych sytuacjach i jako takie przypominają trochę refreny sennie nuconej ballady o niespełnionej miłości. "A Pigeon..." jest zbudowany z powtórzeń i niespodzianek, ale jeśli ma odsłaniać tajniki codziennego życia i funkcjonować w roli opowieści o kondycji człowieka - jest filmem doskonałym; w swoim absurdzie dziełem totalnym. Może rzeczywiście zasługującym na główne wyróżnienie.

Świetne przyjęcie miał też najnowszy film Laurenta Canteta "Powrót do Itaki" ("Return to Ithaca"). Podobnie jak jego "Klasa" (2008) to film zrealizowany na podstawie piekielnie dobrze napisanego scenariusza uplecionego z autentycznych, przejmujących, ale pozbawionych patosu, bo wielce naturalnych dyskusji. Mimo tego, że akcja rozgrywa się od zmierzchu do świtu, a jej miejsce praktycznie się nie zmienia - "Powrót do Itaki" nie jest ani trochę teatralny. To przenikliwy film rozliczeniowy, w którym pierwszych skrzypiec nie gra wielka historia, ale szczere i pełne emocji opowieści zwykłych ludzi. Cantet zderza ze sobą piątkę przyjaciół w średnim wieku. Ludzi, którzy mogą się wzajemnie rozliczać z niespełnionych marzeń, podejmowanych decyzji i życiowych kompromisów.

Francuski reżyser oczywiście umieszcza ich biografie w kontekście społeczno-politycznych przemian, które miały miejsce w Hiszpanii oraz na Kubie i Amadeo (Nestor Jimenez) skłoniły do emigracji, Rafę (Fernando Hechevarria) do rezygnacji z marzeń, Tanii (Isabel Santos) zafundowały frustrację i samotność, z Aldy (Pedro Julio Díaz Ferran) uczyniły pracownika fizycznego. Każdy z nich w latach młodości był artystą, intelektualistą, buntownikiem. Wszyscy w taki czy inny sposób zostali zmiażdżeni przez reżim; zamienieni w trybiki wielkiej machiny dziejów, nad którą nie ma się żadnej kontroli.

Kiedy przychodzi czas zwierzeń Cantet nie wyciąga jednak na wierzch idei narodu, nie okrasza patosem bohaterów walczących o dobro ojczyzny; wykazuje się raczej ogromnym wyczuciem i delikatnością w słuchaniu ich prywatnych, bolesnych opowieści o życiowych wyborach. W kolejnych zbliżeniach pokazuje twarze, na których rysują się frustracje, lęki i zaskoczenia. Kręci film, który uwodzi swoim autentyzmem i przypomina nieco poetykę obrazów Abdellatifa Kechiche'a ("Tajemnica ziarna", 2007; "Życie Adeli", 2013) z ich ponadczasowymi, głęboko zakorzenionymi w kulturze, ale wielce uniwersalnymi rozmowami o życiu, jakich (jakkolwiek to może zaskakujące) nie słyszymy w kinie za często.

Anna Bielak, Wenecja

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy