Reklama

"Twarz": Współczesna baśń o polskiej prowincji. Ten film wywołał burzę

W czwartek mija pięć lat od premiery głośnej "Twarzy" Małgorzaty Szumowskiej. Tragikomedia otrzymała w 2018 roku Grand Prix Jury na festiwalu filmowym w Berlinie. W kinach spotkała się jednak z mieszanym odbiorem. Reżyserce zarzucano między innymi, że wyśmiała polską prowincję.

W czwartek mija pięć lat od premiery głośnej "Twarzy" Małgorzaty Szumowskiej. Tragikomedia otrzymała w 2018 roku Grand Prix Jury na festiwalu filmowym w Berlinie. W kinach spotkała się jednak z mieszanym odbiorem. Reżyserce zarzucano między innymi, że wyśmiała polską prowincję.
Mateusz Kościukiewicz w scenie z filmu "Twarz" /Wiese/face to face /Reporter

Nagrodzona na Berlinale 2018 Srebrnym Niedźwiedziem (Grand Prix Jury) "Twarz" Małgorzaty Szumowskiej nawiązuje w luźny sposób do prawdziwej historii sprzed kilku lat. To "współczesna baśń" o człowieku, który traci twarz w wypadku. Po nowatorskiej operacji przeszczepu twarzy wraca do rodzinnej miejscowości. Musi odnaleźć się w nowym wcieleniu i na nowo zbudować relacje z otaczającymi go ludźmi.

Reklama

Jacek (Mateusz Kościukiewicz), główny bohater filmu, nie zostaje jednak przyjęty przez krajan. Swojej narzeczonej (Małgorzata Gorol), podobnie jak członkom rodziny (Agnieszka Podsiadlik, Anna Tomaszewska, Robert Talarczyk, Dariusz Chojnacki, Martyna Krzysztofik) wydaje się nieswój, obcy lub wręcz opętany. Nikt nie wie, jak go traktować. Zresztą nawet sam Jacek nie rozpoznaje siebie w lustrze...

"Operacja przeszczepu twarzy była dla nas jedynie luźną inspiracją. Potraktowaliśmy ją jako metaforę strachu przed czymś nieznanym, przed obcością. Oczywiście jest w tym wszystkim pewien rodzaj nietolerancji i wewnętrznych uprzedzeń, które są wykreowane poprzez nasze przyzwyczajenia. Na pewno o tym też jest ten film. To metafora nie tylko Polski, ale ogólnej kondycji ludzkiej" - mówiła po premierze Małgorzata Szumowska.

"Robię filmy o tym, co uwiera mnie w Polsce" - deklarowała również Szumowska. - "Bolą mnie: głęboko zakorzeniony, bezmyślny katolicyzm, hipokryzja, agresja, brak tolerancji, zamknięcie na to, co inne, nowe. Te elementy były obecne w moich wszystkich filmach, ale rzeczywiście 'Twarz' jest bardziej zaczepna od reszty. Nie wyobrażam sobie podchodzenia do pewnych tematów na kolanach, z pokorą czy też z jakąś tezą już na początku. Ja wiem, że pewnych rzeczy nie mogę przewalczyć, ale mogę je obśmiać".

"Mam wrażenie, że gdybyśmy się w Polsce częściej śmiali, a rzadziej kłócili, to wszystkim nam wyszłoby to na dobre. I taki jest mój film - Jacek wbrew przeciwnościom losu i zachowaniu bliskich nie traci pogody ducha. Widzę, co dzieje się w Polsce, martwi mnie to, boli i napawa lękiem, niepokojem, ale gdybym w ten sposób o tym opowiedziała, nikt nie chciałby tego słuchać. Więc wybieram czarny humor" - argumentowała reżyserka.

"Wraz z Michałem Englertem coraz lepiej rozumiemy kino, które chcemy tworzyć" - Szumowska doceniała twórczy wkład operatora "Twarzy", który został współreżyserem ich kolejnych projektów. "Mamy do siebie zaufanie, wydaje mi się też, że stać nas na coraz większe ryzyko. A z humorem w filmie jest tak, że sami sprawdzamy, jak to wyjdzie. Polskie kino nie ma zbyt wielu komedii w historii docenionych za granicą. Być możne należy to zmienić. Nie zamierzać teraz robić wyłącznie komedii, ale interesuje mnie czarny humor w kinie polskim, bo to działa odświeżająco i jest po prostu atrakcyjne. Myślę, że to cenna próba, by pokazać Polaków z innej strony niż ta poważna, historyczna czy martyrologiczna".

"Miałam ochotę już wcześniej podejść do wielu narodowych tematów - czy takich emblematycznych z punktu widzenia obyczajowości - z przymrużeniem oka, ale to się różnie udawało. Po filmie 'Body/Ciało', kiedy nasze filmowe poczucie humoru zostało docenione przez krytyków w kraju i za granicą, jeszcze mocniej zapragnęłam ukazać to, że Polacy miewają dystans do siebie. W życiu też coraz częściej myślę o tym, że tylko dystans i dowcip mogą nas uratować" - puentowała artystka.

Poza wyróżnieniem na festiwalu w Berlinie "Twarz" była również nominowana do nagrody LUX Prize. Wyróżnienie jest przyznawane od 2007 roku przez Parlament Europejski. Selekcjonerzy nagrody podkreślili, że "Twarz" to "bardzo ludzki film, prezentujący odporne na zmiany polskie społeczeństwo".

"Udział w tym filmie pozwolił mi wrócić do korzeni aktorstwa i przypomniał mi o mojej fascynacji teatrem greckim, dla którego typowe było to, że aktorzy pojawiali się na scenie w maskach. Przypomniał mi także o moim zainteresowaniu Teatrem Grotowskiego" - mówił PAP Life Mateusz Kościukiewicz, prywatnie mąż reżyserki. Możliwość noszenia maski aktor określił unikatowym doświadczeniem, gdyż takich środków wyrazu zazwyczaj nie stosuje się w kinie.

"Byłem schowany pod maską, czyli tak naprawdę nie byłem narażony na ocenę innych, co w aktorstwie jest sytuacją dość pospolitą" - zauważył. Dla aktora ważne było to, że nikt nie wiedział, co jego twarz wyrażała pod maską, jakich narzędzi aktorskich używał, żeby wywołać dane zachowanie u bohatera. Zazwyczaj musiał używać jeszcze bardziej ekspresyjnej mimiki. W normalnym aktorstwie byłoby to interpretowane jako przesada.

Kościukiewicz pracował przy filmie po 20 godzin dziennie. "Od pewnego momentu nie czułem, czy tę maskę mam, czy jej nie mam. Było mi to obojętne" - wspominał. Mając jednak charakteryzację, nie mógł normalnie jeść ani pić, potrzebna mu była słomka. Jego maska wykonana była z miękkiego silikonu, który przysysał się do twarzy.

Za metamorfozę Kościukiewicza odpowiadał doświadczony charakteryzator Waldemar Pokromski. Sześć filmów, do których robił charakteryzację, nominowano do Oscara, a trzy z nich go dostały - "Lista Schindlera", "Pianista""Fałszerze".

"Dokonałem odlewu twarzy Mateusza. Na tym odlewie wyrzeźbiłem maskę z miękkiego silikonu piankowego, który przysysa się do skóry. Dzięki takiemu materiałowi uzyskujemy autentyczną mimikę" - opowiadał Pokromski. W masce były otwory na oczy. "Oczy najtrudniej zmienić i to właściwie zadecydowało, że nie wzięliśmy dwóch aktorów, że Mateusz zagrał dwie role" - wyjaśnił.

Kościukiewicz i Pokromski jako pierwsi pojawiali się na planie i jako ostatni z niego schodzili. Nieraz rozpoczynali pracę o 4 czy 5 nad ranem. Charakteryzacja trwała około trzech godzin, natomiast zdjęcie maski zabierało godzinę.

"Pierwszy raz, jak zobaczyłam Mateusza, to się wystraszyłam. Potem zaczęłam się śmiać. Ta maska robiła coś przedziwnego. Wywoływała uczucie niepokoju, czegoś cierpkiego. Nawet kiedy z Mateuszem podczas przerw paliliśmy sobie papierosy, nie do końca wiadomo było, kto tak naprawdę obok mnie stoi" - przyznała się wcielająca w ukochaną głównego bohatera Małgorzata Gorol, dla której był to filmowy debiut.

Jedną z ulubionych scen aktorki w filmie była ta, w której Jacek przyjeżdża pod jej blok na białym koniu i zabiera ją na zabawę w klubie. By przygotować się do sceny, wzięła nawet lekcje jazdy konno we Wrocławiu.

Przez cały film tropem Jacka kroczy prezenter telewizyjny, który chce być zawsze w centrum wydarzeń. W tę postać wcielił się... Krzysztof Ibisz. Małgorzata Szumowska wybrała prezentera bez jakiegokolwiek castingu. "Oczywiście z przyjemnością się zgodziłem. Widziałem poprzednie filmy Małgorzaty i bardzo mi się podobały. Lubię kino na wysokim poziomie, które zmusza do myślenia, a takie filmy robi Małgorzata" - wspominał Ibisz.

"W 'Body/Ciało' Małgorzata Szumowska brała na warsztat polską duchowość. W nagrodzonej Srebrnym Lwem na Berlinale 'Twarzy' kpi z polskiego podejścia do fizyczności. Jest dla nas bezwzględna. Szydzi, wytyka, wyśmiewa, a wreszcie zostawia z poczuciem, że przeciętnemu mieszkańcowi polskiej prowincji nie pozostaje nic innego, jak... ucieczka" - pisał o filmie Adrian Luzar.

"Mniej entuzjastycznie robi się, gdy przestajemy patrzeć na 'Twarz' jak na manifest, a zaczynamy szukać w niej emocji. Nie sposób odmówić twórcom 'ważności' przedsięwzięcia, ale w czysto emocjonalnym wymiarze może spotkać nas solidny zawód. Nowe dzieło Szumowskiej nie angażuje w taki sposób jak 'Body/Ciało' i nie wzrusza jak '33 sceny z życia'. Najbardziej poruszające wątki są w 'Twarzy' jedynie naszkicowane, a warstwa ironiczna kradnie całą uwagę reżyserki. Koniec końców pojawia się w nas refleksja, ale brak 'ciosu', który w finale zwaliłby z nóg. I mimo świetnych kreacji, szczególnie Agnieszki Podsiadlik i Małgorzaty Gorol, trudno oprzeć się wrażeniu, że nawet bohaterowie są nieco mniej kolorowi, niż ci z nagrodzonego Orłem poprzednika 'Twarzy' - zapewniał nasz recenzent.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Twarz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama