Reklama

Tajemnica kultowego filmu. Twierdził, że widzowie tego nie zauważą

Tego niezwykle popularnego autora kojarzymy głównie z jego powieści grozy. "Lśnienie", "Komórka", "To", czy "Carrie" na stałe wpisały się do kanonu literatury. Wszystkie mają ze sobą również tę wspólną cechę, że zostały przeniesione na ekrany filmowe. Niektóre adaptacje były lepsze, inne gorsze, ale nie ulega wątpliwości, że te, które znane są szerokiemu gronu najbardziej, powstały na podstawie książek, które horrorami nie były. Przyjrzyjmy się zatem jednej z takich produkcji i zagłębmy w szczegóły dotyczące "Skazanych na Shawshank" (Frank Darabont, 1994).

"Skazani na Shawshank": Przypomnienie fabuły

W 1947 roku na wyrok podwójnego dożywocia za rzekome zabicie swojej żony i jej kochanka zostaje skazany bankier z Maine - Andy Dufresne (Tim Robbins). Tam szybko zaprzyjaźnia się z Ellisem "Redem" Reddingiem (Morgan Freeman), który przemyca kontrabandę. To właśnie dzięki niemu głównemu bohaterowi udaje się pozyskać młotek oraz plakaty kobiet, które zawisną na ścianie jego celi, ukrywając drążony tunel. 

Historia rozciąga się na przestrzeni kilku lat, skupiając na ważnych wydarzeniach z więziennego życia Andy’ego. Swoją pracę na rzecz zakładu rozpoczyna w pralni, gdzie trafia na gang, który znęca się nad nim i wykorzystuje go seksualnie. Sytuacja zmienia się dopiero w 1949 roku, kiedy Dufresne słyszy o problemach podatkowych jednego ze strażników i postanawia mu pomóc. W wyrazie więziennej wdzięczności klawisz bije szefa gangu na tyle dotkliwie, iż ten zostaje sparaliżowany, a następnie przeniesiony do innego zakładu. 

Reklama

Po tych wydarzeniach Andy zostaje wysłany do pracy w bibliotece, gdzie współpracuje ze starszym osadzonym Brooksem Hatlenem (James Whitmore), a także dalej udostępnia swoją wiedzę finansową dla pracowników zakładu penitencjarnego. Pisze też mnóstwo listów do odpowiednich urzędów stanowych z prośbą o dodatkowe środki na rozwój więziennej biblioteki. 

W kolejnych latach za swoją niesubordynację kilka razy trafia do izolatki. Andy zaczyna mieć również wątpliwości związane z pomocą naczelnikowi więzienia - Samuel Norton (Bob Gunton) - w jego procederze prania brudnych pieniędzy. Kontynuuje jednak swoją pracę, korzystając z aliasu Randalla Stephensa

W 1965 roku w ramach programu edukowania więźniów bohater pomaga zdać maturę młodemu więźniowi Tommy’emu Williamsowi (Gil Bellows). Od niego też dowiaduje się, że w innym zakładzie, mieszkał on w celi z osobą, która przyznała się do zabójstwa, o które niesłusznie oskarżono Andy’ego. Kiedy przychodzi z tą informacją do naczelnika, ten go zbywa, a kiedy Dufresne wspomina o praniu brudnych pieniędzy, zostaje wpędzony do izolatki, a Norton rozkazuje zastrzelić Williamsa. 

Z odosobnienia wychodzi dopiero po dwóch miesiącach, wydaje się nieobecny, a swojemu przyjacielowi Redowi opowiada o wizjach wyjazdu do Meksyku i rozpoczęciu nowego życia, prosi go też, aby ten odnalazł paczkę, którą zakopał niedaleko Buxton. Red przejmuje się zdrowiem psychicznym bohatera, zwłaszcza że ten zdobył od innego osadzonego linę. 

Następnego dnia cela Andy’ego jest pusta, a strażnicy odkrywają, że za plakatem aktorki więzień wydrążył tunel, przez który uciekł na wolność. Zabiera ze sobą również dowody obciążające naczelnika i pokazujące skalę zepsucia do jakiej doszło w Shawshank. 

Rok później na zwolnienie warunkowe wychodzi Red, który ma problemy z odnalezieniem się w rzeczywistości poza więziennymi murami. Przypomina sobie o obietnicy, którą złożył przyjacielowi i odnajduje zakopaną skrzynkę, a w niej trochę gotówki oraz list z zaproszeniem do Zihuatanejo. Łamie warunki zwolnienia wyruszając do Meksyku, gdzie spotyka Andy’ego

Stephen King o kultowym filmie powstałym na podstawie mniej popularnego opowiadania

Teraz kiedy mamy za sobą to przypomnienie fabuły, możemy przejść do rzeczy, które oscylują obok samego dzieła. Choć prawdopodobnie wielu z was miała okazję ten film zobaczyć, wszakże jest on dosyć często puszczany w polskiej telewizji oraz dostępny na kilku platformach streamingowych, historia w nim przedstawiona jest mocno rozbudowana i kompleksowa. Sam autor pierwowzoru miał pewne wątpliwości już, co do scenariusza i w wywiadzie dla Huffpost, przypomniał swoje obiekcje: "Pomyślałem, że nie ma szans, na zrobienie z tego filmu. Scenariusz jest za bardzo przegadany. Jest świetny, ale za dużo w nim gadania". 

Całe szczęście pisarz się mylił, a dzieło mimo tego, iż początkowo nie radziło sobie zbyt dobrze, jeśli chodzi o wynik box office’u, wynikało to między innymi z premier "Pulp Fiction" (Quentin Tarantino, 1994) oraz "Forresta Gumpa" (Robert Zemeckis, 1994), ostatecznie zarobiło kilkakrotność kosztów, poniesionych podczas produkcji. Ciekawa jest też sama historia związana z zakupem praw do dzieła. King nie był do końca przekonany, ale ostatecznie poprosił o czek na 1000 dolarów, który miał zwrócić, gdyby z projektu nic nie wyszło. Jak się jednak okazało, wszyscy na tym zarobili, a King oprawił otrzymany dokument i odesłał go do reżysera. 

Z dzisiejszej perspektywy, może się wydawać, że współpraca powieściopisarza oraz Darabonta układała się niemalże perfekcyjnie, ale pojawiały się też drobne problemy. Kingowi nie spodobała się perfekcja, z jaką został wydrążony otwór w ścianie, według niego dziura miała być wykonana zbyt perfekcyjnie, a co za tym idzie, brakowało jej autentyzmu. Z okazji dwudziestej rocznicy filmu, na stronie poświęconej Oscarom, King opowiedział też anegdotkę odnoszącą się do wspólnego seansu reżysera i pisarza, podczas, którego, w trakcie ostatniej sceny, twórca filmowy narzekał na makijaż Tima Robbinsa: "Jest jakiś taki zbyt płynny. Muszę to naprawić". Jednakże King skwitował to tylko stwierdzeniem: "ludzie tego nie zauważą, ponieważ będą płakać". W tym wypadku to zdanie pisarza okazało się słusznym, a produkcja stała się ikoniczna. 

Jak wspominałem we wstępie, Stephen King słynie z literatury grozy. Mimo tego, że pisze również kryminały i fantastykę, nie sposób mu się od tej łatki uwolnić. W programie HARDtalk realizowanym przez BBC opowiedział o spotkaniu w sklepie na Florydzie kobiety, która go rozpoznała i określiła go tym, który "pisze te wszystkie okropności". Zaznaczyła jednocześnie, że to nic złego, ale że przepada za opowieściami podnoszącymi na duchu takimi jak "Skazani na Shawshank". Jakież było jej wielkie zdziwienie i niedowierzanie, kiedy dowiedziała się od samego autora, że to właśnie on stoi za tą historią, którą tak lubiła.

Również odtwórcy głównych ról często spotykali się z rozpoznawalnością ze strony fanów, a Morgan Freeman i Tim Robbins przyzwyczaili się do słuchania, o tym, jaki to świetny film, a nawet, jak to dzieło potrafiło zmieniać ludzkie życia. Stephen King zapytany w wywiadzie dla portalu Deadline o to, czy potrafi wskazać swoją ulubioną adaptację z jego twórczości, odpowiedział: "Cóż, mam kilka, które lubię, ale kocham Skazanych na Shawshank i praca z Frankiem zawsze sprawiała mi przyjemność". 

"Skazani na Shawshank": Analizy i interpretacje

Liczne nawiązania do religii chrześcijańskiej, które pojawiają się w filmie, sprawiają, że przez wielu badaczy postać Andy’ego jest traktowana jako alegoria mesjasza, który przez swoje cierpienie dokonuje odkupienia współwięźniów, a Red byłby w tym kontekście pierwszym, który doznaje zbawienia, podobnie jak zbrodniarz ukrzyżowany razem z Jezusem. W dziele da się również dostrzec nawiązanie do ostatniej wieczerzy, a cytowane przez naczelnika fragmenty pisma świętego taką analizę w kluczu mesjanistycznym wydają się uwiarygadniać. Samo Zihuatanejo odczytuje się jak raj, w którym można zmyć z siebie grzechy i posiąść absolutne oczyszczenie. 

Z taką interpretacją polemizuje krytyk Mark Kermode, twierdząc, że Zihuatanejo można określić mianem nietzscheańskiego miejsca bez winy, do którego dociera się, wychodząc poza klasyczne ramy dobra i zła. W tym wypadku amnezja to zniszczenie grzechu, a nie jego wybaczenie, co sprawia, że działania głównego bohatera są niereligijne. Zamiast odczytywać Andy’ego w kluczu mesjanistycznym, Kermode uważa, iż jest on bardziej figurą oświeceniową, która oferuje możliwość ucieczki przez edukację. 

Wracając do nieco bardziej przyziemnych analiz, film można śmiało przypisać do życia każdego człowieka. Mury więzienia są tu symboliczne, podobne możemy wznosić, zamykając się w rutynie codziennych obowiązków, a jakiekolwiek wyjście poza tę strefę komfortu, może być dla nas równie tragiczne, co opuszczenie zakładu, po kilkudziesięciu latach przebywania w nim. Taki los spotyka bibliotekarza, który po odzyskaniu wolności kompletnie nie może się odnaleźć i popełnia samobójstwo. Gdyby Red nie uzyskał pomocy od swojego przyjaciela, prawdopodobnie skończyłby tak samo, gdyż przestawienie się z pewnych wyrobionych automatyzmów, jest w pewnym momencie już niemożliwe. To, co ma nam pomóc to nadzieja. W oczach Ellisa najgorsza rzecz, jaką można dać więźniowi, ostatecznie okazuje się tym, co pozwala przetrwać w obliczu zmian wywracających życia do góry nogami. 

"Skazani na Shawshank": Ponadczasowość mimo braku nagród

Film został nominowany do Oscara w aż siedmiu kategoriach, jednak żadnej z nich nie przekuł w statuetkę. To ubóstwo wcale nie sprawiło, że dzieło zostało zapomniane, przeciwnie, produkcja znalazła się na liście trzystu najbardziej inspirujących filmów według Amerykańskiego Instytutu Filmowego. Dziś bardzo dobrze znana historia trafia do kolejnych pokoleń kinomanów, przypominając nam wszystkim, jak wielką moc mają przyjaźń i nadzieja. 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama