Reklama

Sacrum Profanum gości Jóhanna Jóhannssona, autora muzyki do "Teorii wszystkiego"

Kiedy otrzymał Złotego Globa i nominację do Oscara za muzykę do "Teorii wszystkiego", opowiadającej o życiu Stephena Hawkinga, cały świat zwrócił na niego uwagę. Tymczasem koneserzy neoklasyki już od prawie piętnastu lat zachwycają się jego dokonaniami. Są wśród nich uczestnicy Sacrum Profanum, bo gościł już na tym festiwalu. Tym razem Jóhann Jóhannsson pojawi się w Krakowie, aby odprawić... dronową mszę.

Kiedy otrzymał Złotego Globa i nominację do Oscara za muzykę do "Teorii wszystkiego", opowiadającej o życiu Stephena Hawkinga, cały świat zwrócił na niego uwagę. Tymczasem koneserzy neoklasyki już od prawie piętnastu lat zachwycają się jego dokonaniami. Są wśród nich uczestnicy Sacrum Profanum, bo gościł już na tym festiwalu. Tym razem Jóhann Jóhannsson pojawi się w Krakowie, aby odprawić... dronową mszę.
Jóhann Jóhannsson /materiały programowe

Nie bez znaczenia dla Jóhanna Jóhannssona było to, że jako dziecko rodzice posłali go do szkoły muzycznej, aby uczył się grać na fortepianie i puzonie. Co prawda w liceum porzucił kursy, ale nadal pozostał w kręgu muzyki, występując w lokalnych zespołach wykonujących niemal wszystkie gatunki - od metalu po electro. Ponieważ obracał się wśród spadkobierców post-punkowej awangardy, którzy upodobali sobie Reykjavik, sam z czasem zaczął tworzyć niekonwencjonalne dźwięki przy pomocy przesterowanych gitar. Dopiero później dowiedział się, że to drony.

- Dron stanowi fundament całej mojej twórczości. To dlatego, że na początku solowej kariery przeczytałem artykuł o Johnie Cage’u, który na uniwersytecie harwardzkim przeprowadzał eksperymenty w komorze bezechowej. Zamykając się w niej człowiek był odizolowany od wszystkich dźwięków z zewnątrz i słyszał tylko wysokie tony emitowane przez jego własny system nerwowy i niskie tony wytwarzane przez krwioobieg. Ten tekst wywarł na mnie wielkie wrażenie. Dlatego oba te rodzaje dźwięków są prawie zawsze obecne w mojej muzyce - tłumaczy Jóhannsson na blogu The Metroplitan Museum Of Art.

Reklama

Kolejnymi epifaniami islandzkiego muzyka były kompozycje twórców minimalistycznej muzyki współczesnej - co ciekawe, przede wszystkim tych, którzy w swych dokonaniach odwoływali się do sfery sacrum - Arvö Parta, Henryka Mikołaja Góreckiego i Wojciecha Kilara. To sprawiło, że kiedy zaczął tworzyć własne kompozycje, dronowe dźwięki nasycone były głęboko romantyczną emocjonalnością.  

Ilustracyjny charakter kolejnych płyt Jóhannssona - od bazującej na archaicznych dźwiękach komputerowych "IBM 1401 - A User’s Manual", po zawierającą muzyczną refleksję nad ukochanym miastem "Copehnagen Dream" - sprawił, że z czasem o kompozycje Islandczyka upomniało się kino. I to ze znakomitym efektem - czego wyrazem były pochwały i nagrody za wspomnianą "Teorię wszystkiego" czy "Labirynt".

- Coś jest takiego w mojej muzyce, że dobrze kojarzy się z obrazami. To dlatego producenci filmowi zwrócili na nią uwagę. Początkowo kupowali licencje na istniejące wcześniej kompozycje, a potem zaczęli zamawiać utwory specjalnie na potrzeby swych realizacji. Bardzo lubię tę formę wyrazu, bo proces powstawania soundtracków jest zupełnie inny od procesu tworzenia autorskich płyt, choć technika w zasadzie jest taka sama - tłumaczy w Pop Matters.

Podczas najbliższej wizyty w Krakowie, islandzki muzyk zaprezentuje swe najnowsze dzieło. "Drone Mass" to współczesne oratorium na głosy, elektronikę i kwartet smyczkowy, oparte na starożytnym tekście Koptyjskiej Ewangelii Egipcjan.

- Zainteresowała mnie gnostycka idea złego demiurga, który uwięził dusze w ludzkich ciałach. Zjedzenie owocu zakazanego w raju było pierwszym krokiem, jaki uczynił człowiek na drodze do wyzwolenia się z więzów tej opresji. Wizja ta skojarzyła mi się z dronem - zarówno w wymiarze dźwiękowym, jako stałym strumieniu dźwięków, ale również w sensie metaforycznym, jako symbolem wszystko widzących oczu, czasem łaskawych, czasem złowieszczych, przenikających przez niebo - wyjaśnia Jóhannsson.

Jak to wypadnie w przełożeniu na dźwięki - dowiemy się już 18 września na Sacrum Profanum. Obok islandzkiego artysty na scenie pojawi się po raz pierwszy w Polsce formacja American Contemporary Music Ensemble (ACME) oraz Theatre of Voices, których bywalcy festiwalu doskonale pamiętają z interpretacji dzieł Stockhausena czy Cage’a.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Sacrum Profanum
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama