Reklama

Prześladowani przez wielbicieli

Gdzie przebiega granica dzieląca fana od fanatyka? Gdy ktoś powiesi sobie plakat z idolem nad łóżkiem, nie ma w tym jeszcze nic złego. Ale obsesyjne śledzenie gwiazdy, nękanie jej listami i telefonami, wreszcie napaść fizyczna - to już nie są żarty. Chore uwielbienie może prowadzić do zbrodni.

Gdy o godzinie 10:15 rozległ się dzwonek do drzwi, Rebecca Schaeffer, 21-letnia aktorka spodziewała się dostawcy kwiatów. Był 18 lipca 1989 roku. Tego właśnie dnia dziewczyna miała wziąć udział w przesłuchaniu do roli w trzeciej części "Ojca chrzestnego". Wszyscy znajomi życzyli jej szczęścia, przesyłali też bukiety i upominki.

Ale na progu domu aktorki w Los Angeles zamiast kuriera stał mężczyzna o dziwnym spojrzeniu. Z papierowej torby wyciągnął rewolwer i strzelił dziewczynie prosto w pierś. Sąsiedzi wezwali pomoc, Rebecca jednak zmarła pół godziny później.

Reklama

Jej mordercę schwytano następnego dnia. Okazał się nim 19-letni Robert John Bardo, niezrównoważony psychicznie wielbiciel aktorki. Gdy w jednym z filmów ujrzał ją podczas sceny łóżkowej z innym mężczyzną, postanowił wymierzyć jej karę. Raz na zawsze...

Tragiczna śmierć Rebeki Schaeffer otworzyła Amerykanom oczy na groźbę tzw. stalkingu, czyli uporczywego nękania, które może doprowadzić do dramatycznego finału. Podobne historie zdarzały się już wcześniej.

Wystarczy przypomnieć grudniowy wieczór w 1980 roku, gdy szaleniec Mark Chapman zastrzelił Johna Lennona. A rok później niejaki John Hinckley Jr. oddał sześć strzałów do Prezydenta USA Ronalda Reagana tylko po to, by... zrobić wrażenie na Jodie Foster, którą sobie chorobliwie upodobał.

Jednak dopiero gdy zginęła Rebecca Schaeffer, w Ameryce zaczęto uznawać stalking za poważne przestępstwo, a odpowiednie zapisy w kodeksie karnym pojawiły się najpierw w stanie Kalifornia, a potem w całym kraju. W Los Angeles powstał specjalny oddział policyjny, tzw. "Stalker Unit", zajmujący się sprawami hollywoodzkich gwiazd prześladowanych przez ogarniętych obsesją fanów. Detektywi szybko przekonali się, że nawet największe sławy nie mogą czuć się bezpiecznie w swoich drogich posiadłościach.

W 1999 roku 19-letnia Athena Rolando wtargnęła do willi Brada Pitta i pod nieobecność gospodarza spędziła w niej noc, śpiąc w łóżku aktora, w jego ubraniu. Nieproszonego gościa miała także Jennifer Lopez. I to całkiem niedawno, w sierpniu tego roku. Niejaki John Dubis wmówił sobie, że jest mężem piosenkarki i zamieszkał na kilka dni (!) w jednej z jej posiadłości.

Bywają też znacznie groźniejsi włamywacze. 27-letni fan Halle Berry, Richard Franco, nachodził kilkakrotnie aktorkę, aż przy kolejnej próbie wejścia na teren posiadłości został aresztowany. Z kolei dwukrotnie starszy Robert Hoskins groził Madonnie, że poderżnie jej gardło. Na szczęście, gdy wkroczył do domu piosenkarki, w porę postrzelili go ochroniarze. Ta lista nie ma końca!

Wbrew pozorom nie tylko gwiazdy zza oceanu mają swoich niezrównoważonych wielbicieli. Także w Polsce coraz więcej sław przyznaje się do konfrontacji z fanami gotowymi na wszystko. Są wśród nich Agnieszka Chylińska, Anna Wyszkoni, Michał Żebrowski...

Maryla Rodowicz opowiedziała niedawno o tym, jak pewien mężczyzna uciekł ze szpitala psychiatrycznego i twierdził, że jest jej mężem. Podobnie do małżeństwa z Michałem Wiśniewskim przyznawała się kobieta, która wystawała pod jego willą. Podawała się za jego opiekunkę prawną, twierdząc, że artysta wymaga leczenia psychiatrycznego. Inny entuzjasta uprowadził Adriannę Biedrzyńską, by... umilić sobie w jej towarzystwie 50. urodziny.

W świetle podobnych wydarzeń w 2011 roku stalking został uznany w Polsce za przestępstwo. Artykuł 190a w Kodeksie karnym przewiduje, że kara za uporczywe nękanie to pozbawienie wolności do lat trzech.

Jedną z najsłynniejszych ofiar stalkingu w Polsce jest bez wątpienia Dominika Ostałowska. Jej wielbicielka prowadziła stronę internetową aktorki. Uwielbienie przerodziło się w niezdrową obsesję. Kobieta zamieszczała w sieci całkowicie zmyślone informacje, np. o tym, że Ostałowska jest chora na białaczkę. Gwiazdę serialu "M jak miłość" wiele kosztowało uwolnienie się od dręczycielki. Teraz, gdy aktorka firmuje swoim nazwiskiem serial dokumentalny "Stalking - zła miłość", ma wszelkie podstawy, by ostrzegać: stalkerzy potrafią być naprawdę niebezpieczni!

KLC

Telemax
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy