Reklama

Premiera filmu "Wojna żeńsko-męska"

Spotkania mogą być mniej lub bardziej udane. Najnowszy film Łukasza Polkowskiego "Wojna żeńsko-męska" reklamowany jest jako spotkanie "Lajdis" z "Testosteronem". Premiera filmu już 25 lutego.

Efektowna była również premiera filmu, która odbyła się 8 lutego w Multikinie Złote Tarasy.

Film powstał na podstawie książki Hanny Samson "Wojna żeńsko-męska i przeciwko światu". Zdaniem twórców jest to komedia antyromantyczna, wbrew pozorom mocno szowinistyczna i utrwalająca stereotypy.

Jest to historia czterdziestoletniej, bezrobotnej dziennikarki z nadwagą porzuconej przez męża i samotnie wychowującej prawie dorosłą już córkę. Babara Patrycka nie zamierza się jednak poddać szarej rzeczywistości i idąc za radą przyjaciół podejmuje się pisania o seksie w "Wyuzdanym magazynie dla pań". Ten krok sprawia że jej życie nabiera tempa. Basia na nowo odkrywa przyjemność poznawania facetów, a przez jej łóżko przewiną się zadziwiające typy męskich samców. Ich całkiem pokaźna liczba pozwoli dziennikarce na poczynienie pewnych ciekawych spostrzeżeń o męskich przyrodzeniach. To właśnie te spostrzeżenia stają się głównym tematem jej felietonów i to one czynią z Barbary jedną z najbardziej kontrowersyjnych i medialnych osób w kraju. Niestety wszystko, co osiągnęła walcząc na ringu życia, jak prawdziwy mężczyzna pełny testosteronu, pęknie nagle niczym bańka mydlana i znów zobaczymy kobietę, która do życia potrzebuje silnego męskiego ramienia.

Reklama

Soni Bohosiewicz udało się wykreować bardzo wiarygodną i ciekawą postać. Siostra Soni - Maja, zagrała w filmie jej córkę. Przyjaciółkę głównej bohaterki, Bebe zagrała Grażyna Szapołowska, a najlepszego przyjaciela geja, bo - jak twierdzi Partycka "Najlepszym przyjacielem kobiety jest gej" - zagrał Wojciech Mecwaldowski.

Najciekawszą postać wykreował jednak Krzysztof Ibisz, grając samego siebie, czyli prezentera, który za wszelką cenę chce zdobyć miłość i uznanie telewidzów. W filmie zobaczymy też Tomasza Karolaka, Tomasza Kota, Grażynę Wolszczak, Tamarę Orciuch, Annę Prus i Krzysztofa Stelmaszyka.

"Ten film jest przedsięwzięciem bez wątpienia komercyjnym, obliczonym na szeroką widownię. Staraliśmy się ośmieszyć czasy w których żyjemy, gdzie cała kultura bardzo się degraduje. Zrobiliśmy filmowy komentarz do rzeczywistości, która jest wokół nas. Jest to krytyczne podejście do konsumpcjonizmu, stworzenie groteski na temat mediów i wszystkiego co nas otacza. Zależało nam aby ta komedia, odróżniała się od tego słodkiego kina, które się teraz w Polsce robi" - przekonuje reżyser Łukasz Polkowski.

Zdaniem producentów komedia jest filmem dla bezpruderyjnego widza i ma za zadanie szokować. Nikt nie powinien przejść obok niej obojętnie. Ten cel został już osiągnięty, gdyż nawet grający w "Wojnie" aktorzy nie są jednoznaczni w ocenach.

"Widziałam dzisiaj ten film po raz pierwszy i zauważyłam, że nie był zbyt dobrze przyjęty. Ale ja się nie znam, nie jestem dziennikarzem ani krytykiem. Do widzów należy ocena, czy to jest komedia, pastisz na komedię, czy może dramat - mówiła Grażyna Szapołowska.

Ciekawostką jest, że film ma największy budżet promocyjny w historii polskiej komedii, jak również najwięcej efektów specjalnych, bo aż trzysta. Czy wielkość przełożyła się na jakość?

Widzowie będą mogli sami ocenić już 25 lutego, bo tego dnia 150 kopi trafi do kin w całej Polsce.

AKPA
Dowiedz się więcej na temat: wojny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama