Reklama

Ostatnia droga Kolbergera

Krzysztof Kolberger spoczął w czwartek, 13 stycznia, na stołecznych Starych Powązkach. Artystę pożegnali członkowie rodziny, przyjaciele, przedstawiciele środowiska aktorskiego i licznie przybyli mieszkańcy stolicy.

Aktor, który od wielu lat zmagał się z chorobą nowotworową, zmarł 7 stycznia.

Krzysztof Kolberger został odznaczony pośmiertnie przez Prezydenta RP Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi dla kultury polskiej i osiągnięcia w pracy twórczej.

W pożegnalnej mszy św. udział wzięła rodzina i przyjaciele artysty, m.in.: Małgorzata Braunek, Zofia Czernicka, Anna Romantowska, Anna Seniuk, Magdalena Zawadzka, Ewa Ziętek, Ignacy Gogolewski, Daniel Olbrychski, Jerzy Zelnik.

Obecni byli także przedstawiciele Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Stowarzyszenia Filmowców Polskich, Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, Związku Artystów Scen Polskich, profesorowie i studenci Akademii Teatralnej w Warszawie, artyści warszawskich teatrów.

Reklama

Uroczystościom żałobnym przewodniczył ks. Adam Boniecki.

Uroczystości uświetnili muzycy Anna Orlik (skrzypce) i Robert Grudzień (organy), którzy wykonają "Arię na strunie G" Jana Sebastiana Bacha oraz "Ave Maria" Franciszka Schuberta.

"Dziś ten, który odczytywał słowa testamentu Jana Pawła II od nas oczekuje pożegnania. Nie będziemy tak dobrzy, jak dobry był w tym Krzysztof Kolberger. Nie tylko pięknie wypowiadał, ale przepięknie był, przepięknie uczestniczył w tych wszystkich niezwykle ważnych wydarzeniach, w których wrażliwość była najważniejsza. Nie jesteśmy w stanie dziś tak pięknie go pożegnać, jak potrafił żegnać innych. Przypominamy sobie czytane przez niego wiersze - zawsze czytał je w sposób niezwykły, tak jakby sam je napisał. Czytał bez dodatkowych fizycznych sztuczek, bez epatowania narzędziami, czytał tak, iż wszyscy wiedzieliśmy, że je rozumiał, czuł. Będzie nam brakowało tej estetyki i jego uczestnictwa" - mówił minister kultury Bogdan Zdrojewski.

Artystę pożegnał także aktor i reżyser Jan Englert. "Kiedy myślę o Krzysztofie, jest on dla mnie człowiekiem, który pojawiał się w naszym życiu, dawał trochę siebie i znikał. Pojawiał się, zostawiał ślad czegoś szlachetnego. Dzisiejszy pogrzeb jest dla mnie świadectwem, jak silna jest w nas obecnie potrzeba posiadania bohatera pozytywnego, który byłby szlachetny, czysty, który mógłby być naszym wzorem. Był człowiekiem niezwykle rzetelnym, planującym życie swoje i bliskich. I zawsze towarzyszył mu uśmiech" - powiedział Englert.

Uczestnicząca w uroczystościach pogrzebowych Joanna Szczepkowska przyznała, że nie jest w stanie mówić o Krzysztofie Kolbergerze w czasie przeszłym. "Nie ma wątpliwości, że wszyscy tu czujemy jego obecność. Jest takie prawo, że w szkole aktorskiej co cztery lata pojawia się niezwykły rocznik, taki rocznik pojawił się pod koniec lat 60. Jego częścią był niezwykły chłopak o błyszczących zawsze oczach, nieprawdopodobnej witalności i o aurze niezwykłego optymizmu. Wiadomo było już wtedy, że reżyserzy zwrócą na niego uwagę, pojawił się na scenie jako dawno oczekiwany amant, emanował miłością i szczególną łagodnością, łagodził spory. Krzysiu, kochamy Cię" - mówiła Szczepkowska.

Poniżej jeden z ostatnich wywiadów udzielonych przez Krzysztofa Kolbergera. Szczery, odważny, przejmujący. Nie o jego wspaniałej karierze, ale o cierpieniu, śmierci. Aktor od 20 lat walczył z nowotworem, ale mimo ciężkiej choroby, bardzo chciał żyć. Walczył o każdy kolejny dzień.

Aleksandra Barcikowska: Dlaczego zdecydował się pan ujawnić światu swoją chorobę? Już przed laty, gdy nowotwór zaatakował po raz pierwszy, mówił Pan o tym otwarcie.

- Spostrzegłem, że moja szczerość pozytywnie wpływa na innych chorych. Mówienie o raku oswaja strach, mobilizuje do walki. Ludzie zaczynają wierzyć, że skoro mnie się udało, oni też mogą wygrać. Dzielą się doświadczeniami, pomagają sobie nawzajem. Dlatego, m.in. z mojej inicjatywy powstało Stowarzyszenie Chorych na Raka Nerki. Celem stowarzyszenia jest walka o pieniądze na nowoczesne leki dla pacjentów, czyli terapię celowaną. Lekarze zastosowali te leki u mnie po trzeciej operacji i usunięciu przerzutów na wątrobie.

Nawrót choroby był dla pana ciosem?

- Tak, bo uważałem się za całkowicie wyleczonego. Że coś jest nie tak, uświadomiłem sobie w 2005 r. w Rzymie, gdy po śmierci Jana Pawła II miałem odczytać jego testament. Po hotelowym śniadaniu bardzo źle się poczułem. Po kilku dniach moja skóra zrobiła się żółta. USG wykazało, że mam raka trzustki - przerzut nowotworu sprzed 15 lat, kiedy usunięto mi nerkę.

Czy lekarz powiedział panu prawdę o diagnozie?

- Nie ukrywano przede mną niczego. Okazało się, że konieczna jest szybka i ryzykowna operacja: usunięcie nie tylko trzustki, ale i śledziony. A moja szansa, że przeżyję wynosiła 5 proc... Nie wahałem się jednak. Pomyślałem: nie ma wyjścia, chcesz żyć, to walcz!

Podobno już trzy tygodnie po operacji dosłownie uciekł pan ze szpitala.

- Powiedziałem lekarzom, że muszę wziąć udział w koncercie, podczas którego miałem recytować 'Tryptyk Rzymski'. Co prawda niechętnie, ale zgodzili się mnie wypuścić ze szpitala. Gdy w dniu występu wszedłem na salę, ujrzałem przy fortepianie... tego samego pianistę, który zaledwie miesiąc wcześniej akompaniował mi w Rzymie. Poczułem, jakby czas się wtedy zatrzymał. Przypadek? Sądzę, że raczej nieprawdopodobny splot zdarzeń. W tym, że ciągle żyję, czuję udział siły wyższej.

Mimo choroby, cały czas jest pan niezwykle aktywny zawodowo.

- To najlepszy dowód, że można i trzeba radzić sobie z chorobą. To właśnie jest najważniejsze. Najgorszą rzeczą jest izolowanie się od świata, siedzenie i myślenie o nieszczęściu i niesprawiedliwości, jaka nas dotknęła. Trzeba myśleć o czymś innym, najlepiej pracować, jeśli siły pozwalają. Za moim przykładem poszło kilku chorych. Wcześniej nawet nie chcieli się leczyć, nie wierzyli w sens terapii. Teraz walczą.

A wsparcie bliskich? Czy ono też pomaga przetrwać?

- Jest bezcenne. Mnie najbardziej wspierała córka. Moja Julia nieraz pokonywała setki kilometrów, by być przy mnie w najtrudniejszych chwilach, dodawać otuchy przed operacjami. Zrezygnowała nawet z wyjazdu do Londynu, który był dla niej niezmiernie ważny ze względów zawodowych. Wspierali mnie też serdeczni przyjaciele. Wiem, że w tym nieszczęściu mam wiele szczęścia. Od wielu chorych na nowotwory znajomi się odwracają. Bo... nie wiedzą, jak z nimi rozmawiać, jakby się ich bali. Ale nie wszyscy chorzy chcą o swoich przeżyciach rozmawiać.

Pan też miewa gorsze dni?

- Przychodzą takie dni, kiedy nie chce się wstać, bo tak boli... Kiedy nie chce się działać, bo wydaje się, że nie ma po co. To chyba normalne. Na szczęście szybko biorę się w garść.

Boi się pan śmierci?

- Śmierci, jako takiej, na pewno się nie boję. Boję się za to myśli, że kiedyś będę wymagał opieki, będę zdany na innych, bo nie będę mógł pracować ani zarabiać na siebie. Ale jeśli i tak się zdarzy, to będę musiał to przyjąć. A póki co, wiem, że trzeba cenić każdy darowany dzień. Nawet dla tego jednego dnia warto walczyć.

Krzysztof Kolberger to jeden z najwybitniejszych polskich aktorów. Od wielu lat zmagał się z chorobą nowotworową - dwukrotnie był operowany. Jest jednym z bohaterów książki "Odnaleźć dobro" Marzanny Graff-Oszczepalińskiej, w której opowiada w formie pamiętnika o swoim osobistym spotkaniu z prawdziwym dobrem tkwiącym w człowieku.

Aktor występował na deskach m.in. Teatru Narodowego, Współczesnego i Ateneum. Wykreował wiele ważnych ról w spektaklach Teatru Telewizji.

Można go było oglądać w "Kontrakcie" Krzysztofa Zanussiego (1980), "Epitafium dla Barbary Radziwiłłówny" Janusza Majewskiego (1982), "Jeśli się odnajdziemy" Romana Załuskiego (1982), "Na straży swej stać będę" Kazimierza Kutza (1983), "Przyspieszeniu" Zbigniewa Rebzdy (1984) i "Dziewczętach z Nowolipek" Barbary Sass (1985).

Zagrał też m.in. w filmach: "Kuchnia polska" Jacka Bromskiego (1991), "Dzieje mistrza Twardowskiego" Krzysztofa Gradowskiego (1995), "Pan Tadeusz" Andrzeja Wajdy (1999, jako Adam Mickiewicz), "Katyń" Andrzeja Wajdy (2007) i "Senność" Magdaleny Piekorz (2008).

W ostatnich rolach kinowych najczęściej obsadzany był jako ksiądz. W takim charakterze pojawił się w: "Katyniu" (2007) Andrzeja Wajdy, "Mniejszym złu" (2009) Janusza Morgensterna oraz obrazie "Popiełuszko. Wolność jest w nas" (2009) Rafała Wieczyńskiego. Ostatnim filmem Kolbergera była "Moja krew" (2009) Marcina Wrony.

W 1981 roku dostał nagrodę dla najlepszego aktora na festiwalu debiutów filmowych w Koszalinie za rolę w "Kontrakcie" Krzysztofa Zanussiego. W 1998 roku był nominowany do Polskich Nagród Filmowych - Orłów - w kategorii "najlepsza rola męska" za występ w "Kronikach domowych" Leszka Wosiewicza.

Wśród najważniejszych pozafilmowych wyróżnień Kolbergera znajdują się również m.in. Złoty Mikrofon (2005) - "za wielkie radiowe kreacje w utworach klasyki polskiej i światowej", Super Wiktor Specjalny (2006), tytuł Mistrza Mowy Polskiej (2006), Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski (2007), Złoty Medal "Zasłużony Kulturze Gloria Artis" (2008) i nagroda Teatru Polskiego Radia - Wielki Splendor (2009).

Według Kolbergera jednym z najważniejszych zadań aktorskich w jego karierze było powierzenie mu przez Telewizję TVN przeczytania testamentu papieża Jana Pawła II w czasie żałoby po jego śmierci w kwietniu 2005 roku.

Na Żywo/INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Krzysztof Kolberger | Przyjaciele | choroby | aktor | pogrzeb | nie żyje
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy