Reklama

Najseksowniejszy brzydal kina. Na czym polega jego fenomen?

Choć w przeróżnych ekranizacjach kultowej powieści Aleksandra Dumasa w postać Atosa wcielało się wielu gwiazdorów, to Vincent Cassel zdaje się być aktorem, który najlepiej pasuje do tej roli. Nie dlatego, że jest Francuzem. Spore znaczenie ma fakt, że jest seksowny, do czego podchodzi z dystansem, podobnie jak Atos, który - choć był najprzystojniejszym z czwórki muszkieterów, nie przywiązywał do tego wagi.

Choć w przeróżnych ekranizacjach kultowej powieści Aleksandra Dumasa w postać Atosa wcielało się wielu gwiazdorów, to Vincent Cassel zdaje się być aktorem, który najlepiej pasuje do tej roli. Nie dlatego, że jest Francuzem. Spore znaczenie ma fakt, że jest seksowny, do czego podchodzi z dystansem, podobnie jak Atos, który - choć był najprzystojniejszym z czwórki muszkieterów, nie przywiązywał do tego wagi.
Vincent Cassel /Eduardo Parra/Europa Press /Getty Images

Vincenta Cassela z tym bohaterem łączy jeszcze jedno - dystans do popularności, fanów, zaszczytów i zachwytów z jednoczesnym poczuciem własnej wartości. Czy francuski gwiazdor wykorzystał te podobieństwa do Atosa na planie filmu "Trzej Muszkieterowie: D'Artagnan"? O tym można się przekonać już od dziś, bo nowa ekranizacja powieści Dumasa właśnie weszła na ekrany polskich kin.

Reklama

Zaczynał karierę od występów w cyrku

Nie wiadomo, kto pierwszy nazwał go najseksowniejszym brzydalem, ale ten specyficzny komplement się przyjął. Sam przyjmuje go z rozbawieniem. Jego zdaniem tego rodzaju pochlebstwa to zasługa jego profesji. "Gdy patrzę w lustro, nie jestem pewien, czy podobałbym się, gdybym nie był aktorem. To wizerunek, który stworzyłem i role, które zagrałem" - powiedział w jednym z wywiadów. 

Z tym wizerunkiem mocno eksperymentował, wybierając bardzo odważne kreacje - od owładniętego żądzą krwawej zemsty męża w filmie "Nieodwracalne", przez kryminalistę Jacques’a Mesrine’a we "Wrogu publicznym numer jeden", po wymagającego reżysera w "Czarnym łabędziu". Te i inne role sprawiły, że Vincent Cassel uchodzi za speca od mrocznych, skomplikowanych facetów i szemranych typów. Dziennikarze nierzadko pytają go, jak taki uroczy facet potrafi wydobyć z siebie takie ciemne zakamarki ludzkiej duszy. A on odpowiada, że aktor musi umieć pokazać różne aspekty człowieczeństwa. Czasem jednak takie grzebanie się w mroku go męczy. Wtedy szuka innych postaci i przyjmuje na przykład rolę Juliusza Cezara w filmie "Asteriks i Obeliks: Imperium Smoka". "Pomyślałem, że nadszedł czas, aby zrobić prawdziwą komedię i bawić się świetnie w spódniczce mini" - powiedział po premierze tego filmu w rozmowie z "Guardianem" i dodał, że w końcu wziął udział w filmie, na który może zabrać swoją córkę.

Ten zwrot w stronę bardziej komercyjnych produkcji nie wszystkim jego fanom przypadł do gustu, wyraz swojego niezadowolenia dawali w wiadomościach przesyłanych mu za pośrednictwem mediów społecznościowych. Jednak jego takie kąśliwe uwagi na temat wyboru ról czy udziału w kampanii Prady nie dotykają, bo... po prostu ich nie. "Nie ma sensu odpowiadać komuś, kogo nie znasz, kto pisze do ciebie w mediach społecznościowych. To głupie. Gdyby zapytali mnie o to Steven Spielberg, Charles Aznavour lub Miuccia Prada, to rozpoczynanie dyskusji miałoby sens" - stwierdził w rozmowie z włoskim "Vanity Fair" i dodał, że widzowie powinni się przyzwyczaić do tego, że zmienia swoje emploi, on zawsze lubił zaskakiwać publiczność. Tego samego szuka u innych. " W aktorach czy osobach publicznych, które mnie interesują, zawsze intrygowało mnie to, że zaskakują różnymi aspektami swojej osobowości" - stwierdził.

To, że nie za bardzo obchodzi go, co o jego rolach myślą inni, wynika także z tego, że on aktorstwo traktuje jako zawód, który ma dawać szczęście. Przede wszystkim jemu, a jeśli przy okazji także innym, to tym lepiej. Vincent nauczył się tego już jako dziecko, podpatrując swojego ojca, popularnego aktora Jeana-Pierre’a Cassela. "Dorastałem w szkołach z internatem, czego szczerze nienawidziłem. Gdy uciekałem do domu, widziałem ojca tańczącego w kostiumach. Zawsze wydawał mi się taki szczęśliwy w swojej pracy. Nigdy nie widziałem mojego ojca w depresji. Dzięki niemu miałem wyobrażenie, że bycie aktorem to radość i przyjemność. To sprawiło, że chciałem być tego częścią" - wyznał w rozmowie z "Irish Times". I dodał, że ze względu na legendę ojca była to odważna decyzja. "Pomysł zostania aktorem był czymś naturalnym. Ale potem martwiłem się, jak wydostać się z cienia własnej rodziny" - stwierdził. Może dlatego karierę zaczął od występów w cyrku, a potem wybierał bardzo osobliwe, często niszowe i odważne projekty. Ostatecznie jednak udało mu się dojść do momentu, gdy aktorstwo dawało mu poczucie szczęścia.

Vincent Cassel i Monica Belluci: Nietypowe małżeństwo

Ta profesja przyniosła mu nie tylko zawodowe spełnienie, ale też szansę przeżycia wielkiej miłości. Na planie filmu "Apartament" Cassel poznał swoją przyszłą żonę, włoską piękność Monikę Bellucci. Zdecydowanie nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Choć już podczas pierwszych scen Cassel oniemiał na widok swojej filmowej partnerki, która, jak stwierdził później, niczym czarownica potrafi omamić mężczyzn swoją urodą, czarem i charakterem, ona zapamiętała go, jako gbura. Z czasem i ona jednak uległa jego nieoczywistemu urokowi. 

Pobrali się w 1999 roku, ale nie stworzyli typowego małżeństwa. Byli raczej parą kochanków, którzy co jakiś czas wspólnie spędzają czas. Zdecydowała o tym Bellucci, która ceniła sobie wolność i niezależność. "Nie żyjemy tym samym życiem. Raz na jakiś czas przychodzę z mojej rzeczywistości, a on ze swojej i wtedy się spotykamy. Ale jesteśmy zupełnie różnymi gatunkami. Oboje bardzo niezależni, dlatego tylko taki układ może się u nas sprawdzić" - tłumaczyła w jednym z wywiadów aktorka, zapewniając, że taki związek podsyca namiętność i chroni przed kłótniami. Cassel potwierdził, że szanowanie wolności partnera jest sekretem ich związku. Związek kochanków zaczął bardziej przypominać rodzinę dopiero w 2004 roku, gdy na świat przyszła ich pierwsza córka Deva. Sześć lat później para doczekała się drugiej córki, Leonie. "Uwielbiam być tatą, moje córki to najlepsze, co mnie spotkało w życiu. Zresztą nigdy nie należałem do tych, którzy bali się, że mając dzieci, nie będą już wolni: wychowywałem je i nadal wychowuję z radością" - wyznał niedawno w rozmowie z włoskim wydaniem magazynu "Vanity Fair" Vincent Cassel.

Akceptowanie własnej wolności i niezależności pozwoliło związkowi Bellucci i Cassela przetrwać 18 lat. Para ogłosiła rozstanie w 2013 roku, choć była to tylko formalność, bo ich związek rozpadł się wcześniej. Rozeszli się w zgodzie, uniknęli prania brudów w mediach i podkreślali, że szanują siebie nawzajem i swoją wolności, jak czynili to, gdy byli razem. Dziś 56-letni aktor związany jest 30 lat młodszą modelką Tiną Kunakey, z którą wychowuje 3-letnią córkę Amazonię. Niedawno pojawiły się informacje, że para przeżywa poważny kryzys i jest o krok od decyzji o rozstaniu. Ani Cassel, ani jego żona nie skomentowali jednak tych doniesień. Nawet jeśli w tym związku coś się psuje, to on o tym nie opowie w wywiadach ani nie napisze w mediach społecznościowych. To nie w jego stylu, to jego zdaniem byłoby niemęskie. W kwestii wzorców aktor ma zresztą bardzo jasne stanowisko. 

Vincent Cassel: Nie dla zdjęć z fanami

"Bycie mężczyzną to nie próba bycia napompowanym facetem, to wzięcie na siebie odpowiedzialności" - stwierdził w rozmowie z brytyjskim dziennikiem "The Guardian". Dodał też, że najpierw hollywoodzkie produkcje, a teraz i media społecznościowe, tworzą zniekształcony obraz męskości i kobiecości. "Instagram i TikTok są pełne ludzi podających fałszywe wyobrażenie na temat tego, jacy powinni być mężczyźni i jakie powinny być kobiety. A to totalna fantazja na temat męskości i kobiecości. Niestety, często zapominamy, że tak naprawdę chodzi o bycie sobą" - dodał. A w innym wywiadzie stwierdził wręcz, że media społecznościowe dosłownie ranią ludzi i są "sztucznym, a nawet niebezpiecznym wypełnieniem egzystencji". On sam portali społecznościowych unika. "Pokazują całkowicie wypaczone standardy życia. Jeśli dorastałeś z różnymi punktami odniesienia, nadal możesz mieć dystans, jeśli masz tylko jedno, całkowicie tracisz kontakt z rzeczywistością. Dlatego, gdy gdzieś w domu zawieruszę telefon i zapominam o nim, oddycham z ulgą, bowiem zdaję sobie sprawę, że nie straciłem zdrowego rozsądku" - stwierdził w rozmowie z włoskim "Vanity Fair".

Właśnie z tego powodu nie ma wielkiego sensu pisanie do Cassela na jego profilu na Instagramie. Szanse na to, że odpowie na komentarz albo na prywatną wiadomość, są zerowe. Jeśli komuś uda się go spotkać na żywo, też nie powinien liczyć na jakąś szczególną interakcję. Aktor kategorycznie odmawia fanom, którzy proszą go o wspólne zdjęcie na ulicy czy w restauracji. "Jeśli pracuję, jestem na premierze, na planie, promuję swoją twórczość - nie ma problemu, to część gry. Ale jeśli jestem w restauracji i proszą mnie o zdjęcie, odmawiam. Gdyby istniała aplikacja do pobierania opłat za selfie, powiedzmy, 10 euro za sztukę, a pieniądze trafiałyby na cele charytatywne, które są najbliższe memu sercu, to bym się godził" - wyjaśnił.

Najbliższa okazja do tego, by bez ryzyka odmowy poprosić Cassela o selfie, nadarzy się jeszcze w tym miesiącu w Toronto, gdzie rozpoczną się zdjęcia do kolejnej produkcji z udziałem francuskiego aktora. Będzie to film Davida Cronenberga "The Shrouds", trzeci wspólny projekt obu twórców. Tym razem francuski gwiazdor wcieli się w postać wynalazcy, który po śmierci żony konstruuje urządzenie pozwalające na kontakt ze zmarłymi. Na ekranie Casselowi partnerować będą Diane Kruger i Guy Pearce. Ci, którym nie zależy na selfie, ale na oglądaniu talentu aktorskiego Cassela, mogą go podziwiać w pokazywanym od 12 maja filmie "Trzej Muszkieterowie: D'Artagnan".

PAP life
Dowiedz się więcej na temat: Vincent Cassel | Trzej muszkieterowie: d’Artagnan
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy