Reklama

Magdalena Boczarska o nowej "Różyczce". "To nie była łatwa rola" [WYWIAD]

Po trzynastu latach Jan Kidawa-Błoński powraca do historii, która przyniosła mu największy sukces w dotychczasowej reżyserskiej karierze. Na planie drugiej części Różyczki nie mogło zabraknąć Magdaleny Boczarskiej. "O ile pierwsza część była dla mnie historią o kłamstwie, to druga jest o prawdzie" - mówiła aktorka w rozmowie z Interią.

Magdalena Boczarska: "W obu filmach ważna jest dla mnie transformacja kobiety"

"Różyczka" to bez wątpienia dziś film kultowy. Czy nie obawiałaś się tego powrotu po trzynastu latach?

Magdalena Boczarska: Nie boję się powiedzieć, że "Różyczka" jest, po trzynastu latach od premiery, filmem, w pewnym sensie, kultowym. Wszyscy się zastanawialiśmy i doskonale widzieliśmy, że nie unikniemy porównań. Pierwsza część to jest zupełnie inne kino. W "Różyczce 2" akcja dzieje się współcześnie, ale oczywiście czerpie garściami z poprzedniej historii. O ile pierwsza część była dla mnie historią o kłamstwie, to druga jest o prawdzie. One są trochę jak awers i rewers tej samej sytuacji. 

Reklama

- W obu filmach ważna jest dla mnie transformacja kobiety. Różyczka w pierwszej części to kobieta w miłosnym trójkącie, ofiara politycznego systemu. A córka Różyczki, Joanna, która jest główną bohaterką kontynuacji, jest kobietą dążącą do prawdy. Jest obecna w polityce, ale nie na zasadzie ofiary i kogoś, kto jest rozgrywany przez innych. Sama ma swoje karty i to bardzo mocne. W tym męskim świecie polityki próbuje się odnaleźć i mocno postawić. 

- Te filmy się przenikają, ale są od siebie różne. Pierwszy był melodramatem. Drugi jest filmem, który miesza gatunki. To jest trochę thriller obyczajowy, kino polityczne, ale również film, który operuje na wielu innych poziomach. Natomiast bardzo lubię, że daliśmy bohaterom z pierwszej części szansę na odnalezienie się we współczesności.

Czy podczas pracy nad oryginałem były już jakoś zarysowane plany na kontynuację?

- Podczas samych prac nie. Nikomu to wtedy nie przyszło do głowy. Poza tym pierwszą część napisało życie. Na szczęście pozostawiono wiele otwartych rozdziałów, jak Co się stało z bohaterami? Gdzie wyjechał Rożek i jak potoczyły się jego losy, jak mógłby wyglądać życiorys oparty na podobnych sytuacjach, które przecież miały miejsce naprawdę? I przede wszystkim, kto jest ojcem dziecka Różyczki. To wszystko budziło pytania, które poskutkowały tym, że pomysł kontynuacji tej historii i przejrzeniu się życiorysom bohaterów, nabrał rumieńców i ostatecznie został wcielony w życie.

"Różyczka 2" to również kolejne spotkanie z Robertem Więckiewiczem. Jeśli się nie mylę, to nie graliście w miedzy czasie razem na ekranie.

- To jest bardzo ciekawe, że przed pierwszą częścią "Różyczki" kilka razy spotykaliśmy się razem na planie. A później nic. Praca nad kontynuacją to było nasze pierwsze zawodowe spotkanie od tylu lat. Niesamowite, że los zetknął mnie z Robertem i Rożkiem ponownie jako Różyczkę i to w takich okolicznościach. 

- Bo ja wcielam się w tym filmie w dwie, a tak naprawdę trzy postaci - Różyczkę z lat 70., w Różyczkę postarzoną współcześnie, czyli w wieku 70. lat oraz jej córkę, Joannę. Z Robertem spotykamy się w jeszcze jednej ciekawej konfiguracji, ale o tym nie będę mówić, żeby nie psuć widzom przyjemności odkrywania tych tajemnic.  

Joanna jest kobietą w chwili kryzysu, której ciągle towarzyszą mocne emocje. To postać wielowymiarowa, która wymyka się łatwym ocenom. Jak odnalazłaś się w tej roli?

- Bardzo mi zależało, żeby skonstruować niejednoznaczną i nieidealną bohaterkę. Nie chciałam, żeby była idealną polityczną, aktywistką, która stoi po jednej, określonej stronie. Chciałam, żeby była labilna. Pokazać, że polityka jest czymś, co bardzo kusi i uwodzi, może zwieść na manowce. Wydaje mi się, że gdy widz uwierzy w tę postać, to wtedy za nią podąży i będzie miał frajdę ze śledzenia jej historii, zastanawiania się jakiego dokona wyboru, co dalej zrobi. To nie była łatwa rola.

Inspirowałaś się kimś z prawdziwego życia?

- Nie, absolutnie nie. Starałam się ulepić Joannę z siebie i tego, co było na kartach scenariusza. Zrobiłam to według własnego pomysłu oraz intuicji, oczywiście w porozumieniu z reżyserem. Razem z pracowaliśmy nad tą rolą.

Magdalena Boczarska: "Najważniejsza była dla mnie prawda"

Twórcy postawili cię przed niełatwym zadaniem: zagraniem równocześnie matki i córki do tego w dwóch przestrzeniach czasowych. Co było największą trudnością?

- Na pewno było to zagranie 70-latki. Waldemar Pokromski, mistrz światowej charakteryzacji, był odpowiedzialny za postarzenie postaci, a ja musiałam ją sobą wypełnić i tego nie przerysować. To było dla mnie bardzo trudne. Do tego byłam w części scen zestawiona sama ze sobą i gram sama ze sobą. Dużym wyzwaniem było, żeby tak to poprowadzić, aby widz dał się temu uwieść i uwierzył, że na ekranie są dwie inne osoby. 

Waldemar Pokromski powiedział: "Nie wystarczy aktorki postarzyć. Chodzi o to, by znaleźć dla jej postaci odpowiedni wizerunek". Co dla ciebie było najważniejsze podczas tworzenia postaci Kamili "współczesnej".

- W momencie, w którym ma się tak silną i mocną charakteryzację na twarzy, jest się pogrubionym i do tego dochodzi jeszcze pokazanie innej fizyczności, to trzeba było pamiętać m.in. o spowolnieniu motoryki. Ruchy 70-letniej Różyczki nie są takie same jak tej z lat 70. Jednak najważniejsza była dla mnie prawda. Tak pokazać postać, by nie zrobić z niej karykatury. Jednocześnie poprowadzić te postaci na tyle inaczej, żeby każda z nich była widoczna.

Chociaż powoli się to zmienia, to w show-biznesie nadal dominuje kult piękna, młodości. A ty kolejny raz postarzasz się na ekranie. Jak  czujesz się w takim wydaniu?

- Czuję się bardzo dobrze, to jest dla mnie ogromna frajda. To nie jest częsta okoliczność i niewiele aktorek ma taką możliwość. Jeżeli chodzi o takie handlowanie swoim wizerunkiem, a do tego możliwość grania samej ze sobą i to trzech postaci, to doskonale zdaję sobie z tego sprawę, że to była szansa jedna na milion. Nie wiem, co musiałoby się wydarzyć, żeby los znowu postawił podobny projekt na mojej drodze. Mam duże poczucie wyjątkowości tego całego zdarzenia.

Filmy dzieli ponad dekada. Jak przez ten czas, z twojej perspektywy, zmieniła się branża filmowa dla kobiet w niej działających?

- Przede wszystkim bardzo zmienił się rynek. Można już nawet mówić o trendzie kobiecego kina. Jeszcze niedawno normą była kobieta, która dookreśla głównego bohatera, dominowało kino męskie. Ostatnio ta zmiana jest bardzo widoczna. Kino upomniało się o produkcje opowiadane z kobiecej perspektywy i kobiecymi oczami. 

- Przesunęła się również granica wieku bohaterek. Teraz prezentuje się przeróżne historie, nie tylko młodych dziewczyn, ale również kobiet z większym doświadczeniem życiowych. To one są teraz często bohaterkami filmowych opowieści. Myślę, że jest to teraz bardzo mocno widoczne. Wystarczy popatrzeć na filmy z zakończonego niedawno festiwalu filmowego w Gdyni, gdzie było bardzo dużo kobiecych historii. 

Po raz pierwszy miałaś okazję spotkać się na planie ze swoim życiowym partnerem, Mateuszem Banasiukiem. Jak gra się z tak bliską osobą?

- Uważam Mateusza za świetnego aktora i bardzo się cieszę, że udało nam się razem zagrać. To była ogromna frajda. Szczególnie w filmie tak dla mnie ważnym. Nasza relacja na planie bazowała na kontrze do życia prywatnego.

Magdalena Boczarska: "Aktorstwo to nie jest zawód, który się po prostu zostawia na wycieraczce"

Wspomniałaś, że rola Joanny wymagała od ciebie odegrania wielu emocji. Potrafisz się potem odciąć od takiej bardzo emocjonalnej roli czy potrzebujesz chwili aby z niej wyjść?

- Aktorstwo to nie jest zawód, który się po prostu zostawia na wycieraczce. Są role, które zostawiają ślad na bardzo długo i są role, o których się zapomina po zejściu z planu. Ja mam szczęście do ról, które rzeczywiście potrafią przeczołgać emocjonalnie i na długo we mnie zostają. Różyczka to na pewno była taka rola, która długo oddychała mi potem na karku.

Czy któraś z ról zostawiła w tobie największy ślad?

- Na pewno pierwsza "Różyczka", "Sztuka kochania", "W ukryciu" Jana Kidawa-Błońskiego i teraz ta druga "Różyczka". 

Jest jakaś inna rola, do której chciałaby powrócić?

- Myślę, że chciałabym powrócić do Ryfki z serialu "Król". Chciałabym, żeby kiedyś zrealizowano "Królestwo", ale nie wiem, czy to nastąpi. Jeżeli tak, to nie wiem, czy w podobnym składzie oraz ze mną w obsadzie. Przy tym projekcie akurat była szansa na kontynuację. Były takie plany i tego na pewno było mi bardzo szkoda.

Powiedziałaś kiedyś, że aktorstwo potrafi być misją. Czy tak dobierasz swoje role, żeby coś po sobie zostawiły?

- Mam szczęście do ściągania takich podmiotowych bohaterek i grania ról, z którymi widzowie mogą się jakoś utożsamiać albo coś zostawiają. Z punktu widzenia aktora jest to wielka uciecha. Kino ma dostarczać emocji czy to jest rozrywka, śmiech, płacz, wzruszenie czy refleksja. Rolą kina jest również komentowanie otaczającej nas rzeczywistości. Jeśli uda się to osiągnąć, niezależnie od tego, w który ton film uderzy, jest to super sprawa.  

Co decyduje o przyjęciu przez ciebie roli? Co musi znaleźć się w scenariuszu, żebyś mogła powiedzieć “tak, chcę to sygnować swoim nazwiskiem"?

- Jest to bardzo wiele czynników. Czasami postać reżysera, z którym chcę się spotkać. A czasami na jakąś filmową przygodę ma się po prostu ochotę albo intuicja ci podpowiada, że powinno się zrobić jakiś projekt, bo może to otworzyć jakieś inne drzwi, które mogą przynieść kolejne wyzwania. Ja wychodzę z założenia, że role przychodzą do nas w nieprzypadkowym momencie życia i trochę nas sobie wybierają.

Aktorów zazwyczaj pyta się o rolę marzeń. A czy jest może jakaś rola albo projekt, którego byś się nie podjęła?

- Nie podjęłabym się żadnej roli, która przekracza granice mojej godności. Każdy ma te granice gdzieś indziej umiejscowione. Ale myślę, że to jest moje główne kryterium.

Co dla ciebie jest najważniejsze w aktorstwie?

- Aktorstwo jest moją ogromną pasją. Nie potrafię powiedzieć, co dokładnie jest dla mnie w nim najważniejsze. Jednak jeśli zrobimy projekt, który do widzów dociera, coś w nich zostawi, jest to największa nagroda. Bo nasza praca bez widzów nie ma żadnego sensu.

Czytasz opinie o swoich filmach i projektach?

- Zdarza mi się. Jestem ciekawa krytyki i opinii. Bywa, że ich nie rozumiem, z nie wszystkimi się też zgadzam. Jednak zazwyczaj jestem po prostu ciekawa jak jest odbierany film, w którym zagrałam.

Czyja opinia jest dla ciebie ważniejsza - krytyków czy widzów?

- Widzów, zawsze widzów. Bo dla widzów robi się filmy, nie dla krytyków. Oczywiście wiem, że opinia krytyka może też danemu filmowi nadać wiatru w żagle, ale również wiele odebrać i mam tego pełną świadomość.

"Różyczka 2": O filmie

"Różyczka 2" to nieoczywista kontynuacja. Fabuła skupia się na córce Kamili. Joannę Warczewską poznajemy w momencie, który przesądzi o jej przyszłości. Kobieta zostaje wciągnięta przez szantażystę w niebezpieczną grę...

Joanna Warczewska (Magdalena Boczarska) ma wszystko: wielką miłość i świetnie rozwijającą się karierę. To poukładane życie w jednej chwili burzy jednak zamach terrorystyczny, w którym ginie jej ukochany mąż (Paweł Małaszyński). Kiedy los daje Joannie nową życiową szansę, dosięga ją kolejny cios. Ktoś wysyła zdjęcia i dokumenty kompromitujące jej rodzinę, żądając setek tysięcy euro w zamian za milczenie. 

Joanna decyduje się na własną rękę zmierzyć z szantażystą i z prawdą o własnej przeszłości. Gotowa jest zaryzykować wszystko, by odzyskać kontrolę nad swoim życiem i rozwikłać skomplikowaną intrygę, w którą została wciągnięta. Jaką rolę w tej dramatycznej grze odegrają tajemniczy agent (Jacek Braciak), wpływowy polityk (Janusz Gajos) i przyjaciel z przeszłości (Robert Więckiewicz)? Jej wynik może mieć wpływ na losy milionów, a czas nie działa na korzyść Joanny.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Różyczka 2
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama