Reklama

Któż nie uwielbia Toma Hanksa?

Dla Broadwayu kończący się sezon teatralny był najgorszych od ośmiu lat pod względem frekwencji. Ale nie dla tych spektakli, do których zatrudniono hollywoodzkie gwiazdy. "Lucky Guy" ze zdobywcą dwóch Oscarów Tomem Hanksem zarabia około miliona dolarów tygodniowo!

"Kto nie uwielbia Toma Hanksa?" - reaguje ze zdziwieniem Miriam z Kalifornii, pytana, co skłoniło ją do tak dalekiej wyprawy. Stoimy w długiej kolejce do "Broadhurst Theatre", jednego z 40 teatrów na Broadwayu w Nowym Jorku, gdzie od 1 kwietnia pokazywany jest "Lucky Guy". To ostatnia sztuka autorstwa zmarłej w ubiegłym roku pisarki i scenarzystki Nory Ephron, która opowiada o nowojorskim dziennikarzu tabloidowym Mike'u McAlarym. Ephron od początku pisała ją z myślą o Hanksie, swym wieloletnim przyjacielu i zdobywcy dwóch Oskarów za role w filmach "Forrest Gump" i "Filadelfia". "Lucky Guy" jest debiutem Hanksa na Broadwayu.

Reklama

Jest sobotnie czerwcowe, upalne popołudnie, co tylko częściowo tłumaczy, czemu większość widzów ubrana jest w szorty, T-shirty, sportowe obuwie, a niektórzy nawet w klapki. Limuzyny i suknie od wielkich kreatorów można było zobaczyć na premierze. Zwykły amerykański widz jest ubrany tak, jak mu jest wygodnie, bo czuje się tu jak klient. Na Broadwayu nikt nie udaje, że nie chodzi tylko o sztukę, ale o zarobienie wielkich pieniędzy. Widzowie tłoczą się w niewielkim foyer eleganckiego i starego jak na amerykańskie standardy teatru "Broadhurst" z 1917 roku, by kupić napoje gazowane i przekąski, a następnie wędrują z tym ekwipunkiem na swoje miejsca. Jak w kinie. Tyle, że za miejsce w jednym z końcowych rzędów trzeba zapłacić 95 dolarów. Przywilej siedzenia na parterze, najbliżej sceny to wydatek rzędu 200 - 450 dolarów. To sprzedaż tych właśnie najdroższych miejsc decyduje czy dana sztuka przyniesie zysk, czym w mijającym sezonie mogło pochwalić się co czwarte przedstawienie na Broadwayu.

"Lucky Guy" opowiada o wzlotach i upadkach Mike'a McAlary'ego, wygłodniałego na newsy, sławę i pieniądze dziennikarza, który pracował kolejno dla "New York News Day", "The New York Post" i "The Daily News". Błyskotliwą karierę przerwał nowotwór i śmierć w wieku zaledwie 41 lat. Tuż wcześniej McAlary zdobył Pulitzera - za artykuł demaskujący gwałt policjantów na aresztowanym czarnoskórym mężczyźnie. Przedstawienie jest jednak w ogromnej części bardzo zabawne. Widownia co chwile reaguje wybuchami śmiechu na kolejne gagi i pełne humoru dialogi dziennikarskiej braci, odgrywane w oparach nieodzownego dla redakcji prasowych lat 80. tytoniowego dymu.

Wszytko dzieje się w niezwykle szybkiej, niemal telewizyjnej konwencji. Spektakl kończą owacje na stojąco. "Doskonałe! To była moja pierwsza wizyta w teatrze, wcześniej bywaliśmy tylko na musicalach" - wyznaje Mark. Ale nie może dłużej rozmawiać, bo wraz z dziewczyną pędzą zająć miejsce przy wyjściu dla aktorów w nadziei na autograf Hanksa.

Sztuka dostała aż sześć nominacji do najważniejszej teatralnej nagrody Tony Awards, w tym dla Hanksa. Ostatecznie nagrodę zdobył tylko odtwórca drugoplanowej roli Courtney Vance, którego często można zobaczyć w telewizyjnych serialach. Recenzenci bez zachwytu pisali o spektaklu, doceniając głównie jego rozrywkowe walory. Krytyk "New York Times" dyplomatycznie napisał, że jeśli miłość i zabawa jest tym, czego oczekujemy od teatru, to "Lucky Guy" jest bez wątpienia najlepszym przedstawieniem w sezonie. Zastrzegł, że widz nie doświadczy psychologicznej transformacji głównego bohatera, gdyż "przedstawienie okazuje się być nie wiele więcej niż zlepkiem bardzo zabawnych anegdot".

Przedstawienie, które kosztowało 3,6 mln dolarów zwróciło się z nawiązką już po dwóch miesiącach pokazów. Każdego z pierwszych tygodni od premiery spektakl zarobił ponad 1 mln dolarów, donosili producenci. Podobnie, mimo dość chłodnych recenzji hitem sezonu 2012/13 okazał się "Glengarry Glen Ross" z Alem Pacino, którego budżet wyniósł 3,3 mln dolarów. Tygodniowa gaża aktora, któremu drogę do kariery otworzyła rola w "Ojcu chrzestnym", wyniosła rekordowe na Bradwayu 120 tys. dolarów, informował NYT.

Natychmiast zwróciły się też koszty spektaklu "Kotka na gorącym blaszanym dachu", który miał swą premierę w styczniu. Wzbudzając zachwyt widzów, Scarlet Johansson, jedna z ulubionych aktorek Woody Allena, przez pół spektaklu biegała w haleczce po scenie, wcielając się w "kotkę" Maggie z tej słynnej sztuki Tennessee Williamsa.

Hollywoodzkie gwiazdy na deskach Broadwayu to nic nowego, analizował w lutym Patrick Healy w "NYT". Nowe jest to, że obecnie stały się one kluczowe, by przyciągnąć to teatru inwestorów oraz widzów gotowych płacić za bilet nawet kilkaset dolarów. Jeśli masz w przedstawieniu choć jedną gwiazdę, to możesz być niemal pewny, że koszty zwrócą się z nawiązką. Producenci są więc gotowi płacić gwiazdom horrendalne gaże i dostosowywać pokazy w teatrze do ich napiętych filmowych grafików.

Dla pozostałych przedstawień bilans mijającego sezonu nie przedstawia się tak różowo. Według Healy'ego ogółem frekwencja spadła o 6 proc. i była najniższa od ośmiu lat. Wiele przedstawień z powodu małego zainteresowania zdjęto wcześniej z afisza; a niektóre teatry ograniczyły repertuar tylko do "pewniaków" z gwiazdami i tygodniami w ogóle nic nie pokazywały. Jednym z powodów gorszej frekwencji są zdaniem ekspertów zbyt wysokie ceny biletów, które zniechęcają do Broadwayu mniej zamożnych stałych bywalców teatrów. Ogółem sezon i tak przyniósł jednak ogromne dochody rzędu około miliarda dolarów w dużej mierze właśnie za sprawą spektakli z gwiazdami.

Z Nowego Jorku Inga Czerny (PAP).

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Tom Hanks | Tom | hollywoodzkie gwiazdy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy