Reklama

"Dzikie żądze": Odważne sceny i 12 zwrotów akcji. Kinowy hit lat 90.

Niektóre filmy zapisują się w historii z powodu wybitnych ról, przełomowych rozwiązań formalnych lub zaskakujących scenariuszy. O "Dzikich żądzach" Johna McNaughtona zrobiło się głośno głównie za sprawą odważnych - jak na amerykańską produkcję od dużej wytwórni - scen erotycznych oraz absurdalnej fabuły. Dziś uchodzą one za pierwszorzędne kinowe "guilty pleasure". 20 marca 2023 roku mija 25 lat od premiery filmu.

"Dzikie żądze": O co tu chodzi?

Fabuła skupia się na Samie Lombardo (Matt Dillon), popularnym nauczycielu liceum w Miami. Mężczyzna zostaje oskarżony o gwałt przez dwie uczennice: wywodzącą się z bogatej rodziny Kelly (Denise Richards) oraz mieszkającą w parku przyczep Suzie (Neve Campbell). Całe miasto jest przekonane o jego winie. Do zeznań nastolatek wątpliwości ma tylko policjant Ray Duquette (Kevin Bacon). Pozornie prosta historia szybko zaczyna się komplikować. Zdrada goni zdradę, każdy wie więcej, niż się wydaje, a kolejni zainteresowani giną w tajemniczych okolicznościach.

Reklama

"Dzikie żądze" to świadome kino śmieciowe, popularny w latach dziewięćdziesiątych XX wieku thriller erotyczny podniesiony do ekstremum. Twórcy od początku rozumieli, że odbiorcy skupią się na dwóch aspektach produkcji: niekończących się przewrotkach fabularnych (uwaga dla nieznających filmu: w tekście pojawią się spoilery fabuły) oraz scenach erotycznych.

Scenariusz filmu napisał Stephen Peters, autor bez większych sukcesów, dla którego było to zresztą zwieńczenie krótkiej kariery pisarskiej. Tekst trafił w ręce Johna McNaughtona, twórcy nihilistycznego "Henry'ego: Portretu seryjnego zabójcy". Reżyser, jak sam przyznał w wywiadzie dla Paula Rowlandsa, był w tym momencie kariery, w którym pilnie potrzebował nakręcić komercyjny hit. "Co się sprzedaje? Seks i przemoc. Chcecie seksu i przemocy? Proszę, macie je tutaj. Ile jesteście w stanie znieść?" - żartował.

"Dzikie żądze": Odważne sceny i aktorzy (wówczas) mało znani

McNaughton i producenci wiedzieli, że z racji charakteru filmu, zaangażowanie znanych aktorów będzie niezwykle trudne. Zainteresowanie wyraził Kevin Bacon. Jak sam przyznał, nigdy nie czytał równie śmieciowego tekstu. Z powodu ciągłych zwrotów akcji nie mógł jednak oderwać się od lektury. McNaughton pragnął go zachować za wszelką cenę. Zapłacono mu o wiele więcej, niż wynosiły jego dotychczasowe gaże. Powierzono mu także funkcję producenta. Bacon odniósł wrażenie, że zrobiono to przede wszystkim, by połechtać jego ego. Nie wykorzystywał więc nowej posady do wpływania na reżysera lub scenariusz.

Do roli Sama Lombardo próbowano zaangażować Roberta Downeya Jr. Jednak nie zgodzili się na to ubezpieczyciele. Downey miał wtedy opinię trudnego aktora, co wynikało z jego problemów z alkoholem i narkotykami. Ostatecznie zdecydowano się na Matta Dillona. W Suzie chciała się wcielić Neve Campbell, próbująca zerwać z wizerunkiem grzecznej dziewczyny z serialu "Ich pięcioro" i finałowej dziewczyny z serii "Krzyk".

Z kolei Denise Richards, która przed kamerami występowała od kilku lat, ale dotychczas jedynie na dalszym planie, za wszelką cenę starała się o rolę Kelly. Otrzymała ją po drugim przesłuchaniu. W wywiadzie dla Entertainment Weekly McNaughton przyznał, że po pierwszym spotkaniu nie był do niej przekonany, ale za drugim zrobiła o wiele lepsze wrażenie. Następnie z rozbrajającą szczerością dodał, że nawet jeśli w samym filmie wypadnie fatalnie, to przynajmniej będzie pięknie wyglądać.

Podczas negocjacji przedstawicieli aktorów z producentami jednym z najważniejszych tematów była nagość. Richards wspominała ze śmiechem, że jej agenci przez długi czas dyskutowali, czy może obnażyć obie piersi, czy tylko jedną. McNaughton podczas przesłuchań wypytywał aktorów, czy czytali cały scenariusz i są świadomi jego natury.

Campbell od razu zaznaczyła, że nie może pojawić się w odważniejszych scenach, ponieważ zabraniał jej tego kontrakt z "Ich pięcioro". Richards ostatecznie zdecydowała się wystąpić nago. Jednak w scenie seksu z bohaterami Campbell i Dillona miała mieć zapewnioną dublerkę. Przed jej nakręceniem trójka aktorów dodawała sobie odwagi tequilą. Lekko pijana Richard stwierdziła wtedy, że sama sobie poradzi.

Z filmu wypadła tylko jedna scena erotyczna. Pod koniec scenariusza Lombardo i detektyw Duquette brali wspólny prysznic, wprost sugerujący ich relację seksualną. Producenci byli jednak przeciwni. Uważali, że byłby to o jeden twist fabularny za daleko. Natomiast Bill Murray, który zagrał małą rolę zaskakująco kompetentnego adwokata Lombardo, żałował, że jego postać ominęły wszystkie sceny seksu. "Czułem się, jak ten gość, który przychodzi rano posprzątać po imprezie" - żartował.

Klauzulę o braku nagości wynegocjował także Bacon. W jednej z ostatnich scen jego bohater wychodzi spod prysznica. Kamerę ustawiono tak, by jego krocze zasłaniał stojący przed nią Dillon. Udało się w każdym ujęciu poza jednym, w którym męskość aktora została uchwycona na taśmie. Montażystka Elena Maganini nalegała, by włączyć ten moment do filmu. McNaughton skontaktował się więc z Baconem. "A jak wyszedłem?" - spytał. "Świetnie" - zapewniał go reżyser. Bacon stwierdził więc, że nie widzi problemu.

Po premierze filmu był zdziwiony, jak wiele komentarzy poświęcono krótkiemu ujęciu, na którym widać jego penisa. Dla niego nie była to żadna sensacja. W 2015 roku nagrał nawet krótki film "Show your Bacon", zachęcający mężczyzn do scen nagości.

"Dzikie żądze": Nie tylko nagość. Aż dwanaście zwrotów akcji

Scenariusz "Dzikich żądz" był tak skomplikowany, że każdego dnia aktorzy i reżyser dokładnie analizowali każdą scenę, by ustalić, kto w niej kłamie, kto kłamie bardziej, kto kogo zdradza, a kto wie, że jest zdradzany i uwzględnił to w swoim planie. Chris Nashawaty z Entertainment Weekly policzył, że w filmie znajduje się aż dwanaście zwrotów akcji, co daje jedną przewrotkę fabularną na dziewięć minut projekcji.

"Dzikie żądze" okazały się umiarkowanym sukcesem kasowym. Przy 20 milionach dolarów budżetu film zarobił na całym świecie ponad 67 milionów. Z czasem dzieło McNaughtona doczekało się statusu kultowego.

Po premierze Bacon zadzwonił do reżysera i wyznał mu, że w rękach innego twórcy cała produkcja mogła zmienić się w "kupę gówna". McNaughton planował nawet realizację sequela, skupiającego się na dziecku postaci Campbell. Ostatecznie nic z tego nie wyszło. Zamiast tego powstały trzy sequele wyprodukowane z myślą o rynku DVD. Każdy kolejny był gorszy od poprzedniego.


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Dzikie żądze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy