Reklama

Burt Lancaster: Tydzień w Krakowie

W niedzielę, 20 października, mija 25 lat od śmierci jednego z największych hollywoodzkich gwiazdorów, Burta Lancastera. Nie wszyscy wiedzą, że w 1987 roku aktor spędził tydzień w Krakowie.

W niedzielę, 20 października, mija 25 lat od śmierci jednego z największych hollywoodzkich gwiazdorów, Burta Lancastera. Nie wszyscy wiedzą, że w 1987 roku aktor spędził tydzień w Krakowie.
Burt Lancaster w Krakowie na planie filmu "Przed sklepem jubilera" /Laski Diffusion /East News

Wiadomość, że Burt Lancaster przyjedzie na tydzień do Krakowa, zelektryzowała nie tylko jego fanów, ale i zwykłych mieszkańców. Powód wizyty był zawodowy, Burt grał główną rolę w filmie "Przed sklepem jubilera", opartym na sztuce Karola Wojtyły z 1960 r. Hollywoodzki gwiazdor nie dostarczył jednak fanom zbyt wielu wrażeń  - nie miał żadnych oryginalnych zachcianek, nie godził się na wywiady, chciał jedynie, by dano mu święty spokój.

W sobotę, 4 lipca 1987, o godzinie 17.35 na lotnisku w Balicach wylądował samolot PLL LOT z Rzymu z 74-letnim Lancasterem na pokładzie. Wśród kilku towarzyszących mu osób była osobista sekretarka gwiazdora Susan Martin, która wkrótce zostanie jego trzecią żoną. Słynny aktor, ubrany w szarą kurtkę i w kaszkiecie na głowie, niczym nie wyróżniał się z tłumu pasażerów.

Dziennikarzowi "Echa Krakowa" jeszcze na lotnisku udało się zamienić z nim kilka słów. "Który polski film pan zna i ceni?" - zapytał. "Nie miałem dotychczas okazji oglądać żadnego, może poza jedną wczesną pracą Romana Polańskiego, to był chyba 'Nóż w wodzie'. Nie mogę się więc wypowiadać o polskiej kinematografii" - odpowiedział szczerze Lancaster. Zdradził, że w wolnych chwilach najchętniej słucha muzyki, chodzi na koncerty i do opery. "Ale najbardziej lubię ciszę  i spokój" - wyjaśnił. Dlatego nie chciał, by wokół jego wizyty robiono szum i zaznaczył, że nie udziela żadnych wywiadów.

Reklama

Scena z Olbrychskim

Po mieście poruszał się wynajętym przez filmową ekipę mercedesem. Zaproponowano mu pokoje w trzech hotelach: Cracovii, Holiday Inn i Pod Różą. W apartamencie Pod Różą miał wypoczywać w przerwach podczas kręcenia zdjęć (plan znajdował się na Rynku Głównym), ale ani razu nie skorzystał z tej możliwości. W Holiday Inn dostał apartament na 5. piętrze, przeznaczony tylko dla VIP-ów.

"Pokoje mają lodówki, kolorowe telewizory, suszarki do włosów, płyny do kąpieli, szampony, frotowe płaszcze kąpielowe, w pokojach kwiaty" - zachwycał się reporter "Echa Krakowa". Burt jadał w hotelowej restauracji, kilka razy odwiedził też kawiarnię. Zawsze jednak siedział na uboczu, by nie napastowali go wielbiciele. Prosił też, by recepcjonistka nie łączyła żadnych telefonów. Można się było z nim skontaktować jedynie zostawiając u obsługi pisemną wiadomość.

"Burt to był idol mego dzieciństwa, wspaniały gwiazdor hollywoodzki, którego filmy, m.in. 'Ostatnią walkę Apacza' czy 'Trapez', oglądałem z wypiekami na twarzy" - mówił Daniel Olbrychski, który w filmie grał księdza Adama. - Na Rynku stała dla niego przyczepka kempingowa, w której mógł odpocząć, wtedy to była u nas rzadkość. Miałem z nim jeden dzień zdjęciowy, parozdaniowy dialog kręciliśmy późno wieczorem. Najpierw kamera filmowała Burta, a ja podrzucałem mu tekst. Zauważyłem, że był zmęczony, miał kłopoty z pamięcią, powtarzał swoje kwestie. Mowy nie było o rozmowach, dowcipach czy żartach na planie. Panowało skupienie. Potem nastąpiła półtoragodzinna przerwa na zmianę ustawienia świateł. Myślałem, że Burt poszedł do hotelu. Wracam i co widzę? Za kamerą stoi Burt, gotowy, by mi podrzucić kilka zdań. To jest prawdziwa gwiazda" - wspominał Olbrychski. 

Hejnał i przerwane ujęcie

W filmie "Przed sklepem jubilera" Lancaster grał jubilera-Boga, który prowadzi warsztat złotniczy. Musiał nauczyć się ważyć kruszec, prezentować wyroby klientom, zachowywać się jak typowy mistrz jubilerski przy pracy. W arkana zawodu wprowadzał go znany krakowski złotnik Gustaw Śliwa. "Ma zdolności. Przekazywane przez tłumacza instrukcje chwyta w lot. To już wprawdzie starszy pan, ale wysportowany, a przy tym niezwykle bezpośredni i sugestywny w tym, co robi. Byłby z pewnością znakomitym złotnikiem, z wyczuciem do klienta" - mówił o Lancasterze Śliwa, który na zlecenie produkcji zaaranżował także warsztat jubilerski z epoki w stylowych pomieszczeniach Cepelii przy Placu Mariackim.

W jednej ze scen aktor miał przejść od kościoła Mariackiego do sklepu. A że było akurat południe, rozległ się hejnał z wieży. Ujęcie przerwano. Gwiazdor zadarł głowę i wypatrywał sylwetki trębacza. Ktoś powiedział reżyserowi Michaelowi Andersonowi, że hejnał będzie powtarzany jeszcze trzy razy. "Burt nie może przecież tyle czekać. Niech ktoś skoczy na górę i grajka uspokoi" - powiedział zdenerwowany Amerykanin i wyciągnął z kieszeni pomięte dolary. Ale Lancaster załagodził sprawę. "Nie ma problemu" - oświadczył. I spokojnie poczekał, aż hejnał umilknie.

W czasie zdjęć w Krakowie gwiazdora przy próbach technicznych i ustawianiu świateł zastępował dubler. Tę rolę pełnił Marek Stremecki, który dobrze znał angielski, był fanem aktora, a "Karmazynowego pirata" z jego udziałem widział aż 17 razy. "Na planie bywałem Markiem, albo po prostu Lancasterem, z tym, że on za rolę dostał 350 tys. dolarów, a ja 35 tys. złotych" - wspominał.

Raz usłyszał od Lancastera "dziękuję", gdy się mijali między ujęciami. Nie odważył się go zagadnąć. Zapamiętał jednak, że Burt wyglądał dostojnie i godnie, jak przystało na jubilera-Boga. "Powolny, stary, ale nie starczy. Jakby uśpił w sobie zawadiackość pirata i kowboja" - wspominał Stremecki. W próbie technicznej z udziałem Olivii Hussey (grała w filmie Teresę), Burt niespodziewanie nachylił się do dublera i zapytał  frywolnie: "Zauważyłeś jaka jest ładna, podoba ci się?". I puścił do niego oko.

"Mam nadzieję, że tu powrócę"

Film "Przed sklepem jubilera" był międzynarodową produkcją z wiodącym udziałem włoskiej telewizji RAI. W Krakowskim Ośrodku Telewizyjnym na Krzemionkach zorganizowano konferencję prasową z udziałem twórców, podczas której połączono się także ze studiem w Rzymie.

"Sztuka Karola Wojtyły wywarła głęboki wpływ na moje życie. Każdy odczuwa potrzebę miłości. Każdy chce być kochany, a największa radość wiąże się z największą miłością, pochodzącą od Boga" - wyznał wtedy Burt Lancaster. Zapytany o ewentualne plany przejścia na emeryturę, odpowiedział: "To nie dla mnie. Jest jeszcze tyle do zrobienia. Ciągle czekam na następną propozycję".

Dopiero po zakończeniu zdjęć aktor wreszcie się rozluźnił, podszedł do zgromadzonych na Rynku Głównym i obserwujących filmową ekipę mieszkańców, rozmawiał z nimi, rozdawał autografy. "Zaczął mówić o pięknym Krakowie, o Wawelu, o tym, że nie spodziewał się, że w Polsce może być tak ładnie" - wspominał Stremecki.

Lancaster był miłośnikiem sztuki, miał wspaniałą kolekcję, a w niej m.in. dzieła Utrilla. Myszkował więc też po krakowskich galeriach, ale czy coś w nich kupił, nie wiadomo. Poza planem filmowym właściwie mało kto go rozpoznawał, może dlatego, że chodził ubrany skromnie, szaro, a czas odcisnął już na nim swoje piętno.

Burt Lancaster opuścił Kraków w niedzielę, 11 lipca. Rannym samolotem Pan Am odleciał do Frankfurtu, a stamtąd do USA. Przed wyjazdem wpisał się jeszcze do księgi pamiątkowej hotelu Holiday Inn. "Dziękuję za Waszą opiekę podczas pobytu. Obsługa i troska ze strony personelu na długo pozostaną mi w pamięci. Mam nadzieję, że tu powrócę" - napisał.

Nie powrócił. W 1990 r. doznał ciężkiego udaru, po którym nie mówił, ostatnie lata życia spędził na wózku inwalidzkim. Zmarł na zawał serca cztery lata później. Miał 80 lat.

Ada Borkowska 


Życie na Gorąco Retro
Dowiedz się więcej na temat: Burt Lancaster
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy