Reklama

"Bilet na Hawaje": Ridge z "Mody na sukces" z bazooką

Nie jest sztuką zrobić film zły. Wyczynem jest stworzyć tak szkaradnego potworka, że nie sposób oderwać od niego wzroku. Andy Sidaris, dawny realizator sportowy, który postanowił pobawić się w reżysera, dokonał tego dzięki swemu "Biletowi na Hawaje". Film opowiadał o dwóch agentkach, które walczą z handlarzami narkotyków i napromieniowanym wężem. Wspiera je Ridge z "Mody na sukces" dzierżący ogromną rakietnicę. A to tylko początek atrakcji.

Za "Biletem na Hawaje" stał Andy Sidaris. Ten urodzony w Chicago w 1931 roku mężczyzna rozpoczął swą karierę w telewizji. Odpowiadał za relacje z wydarzeń sportowych. Za swoją pracę otrzymał w 1969 roku statuetkę Emmy. W latach siedemdziesiątych zaczął realizować odcinki popularnych seriali. Współpracował także z Robertem Altmanem przy nagrodzonym Złotą Palmą filmie "MASH", w którym opracował choreografię meczów footballowych w kilku scenach.

Andy Sidaris: Autor

Sidaris miał jednak o wiele większe ambicje. Chciał kręcić filmy. Takie o pięknych kobietach. Już jako realizator sportowy wsławił się częstym porzucaniem rozgrywek na boisku na rzecz cheerleaderek lub wypatrzonych na trybunach dziewczyn. Od 1985 do 1998 roku zrealizował więc dwanaście filmów sensacyjnych o pięknych funkcjonariuszkach niesprecyzowanej agencji rządowej, mierzących się z najróżniejszymi zagrożeniami. Jego filmy określano często "serią BBB - Bullets, Bombs and Babes" (czyli pociski, bomby i ładne dziewczyny). 

Reklama

Swoje produkcje finansował samodzielnie. "Nie mogę tego robić w inny sposób" - przyznał w jednym z wywiadów. "Nie chcę pisać scenariusza, zgłaszać go do wytwórni, czekać, aż recenzent go przeczyta, a potem jakiś dzieciak świeżo po studiach powie mi, że 'To mu nie pasuje'. Zabiłbym gnoja i poszedł do więzienia. Samodzielne finansowanie moich filmów jest dla mnie lepsze i tańsze".

"Bilet na Hawaje": Kwintesencja twórczości Sidarisa

Po latach fani złego kina zgadzają się, że "Bilet na Hawaje" z 1987 roku jest kwintesencją twórczości Sidarisa. Głównymi bohaterkami filmu są dwie agentki — Donna i Taryn. Wcieliły się w nie dawne modelki Playboya: Dona Speir (miss marca 1984) i Hope Marie Carlton (miss lipca 1985). Zatrudnianie dziewczyn z rozkładówek było stałą praktyką w twórczości Sidarisa, podobnie jak niedorzeczna fabuła. Oto agentki przejmują transport diamentów, co wzbudza gniew lokalnego barona narkotykowego. Nie będzie on jednak ich największym problemem. W sprawę wplątał się także zmutowany wąż. Po pogryzieniu przez szczury z napromieniowanym nowotworem może on zarazić swoje ofiary rakiem, który zabija w ciągu kilku sekund. Stężenie medycznych bzdur w poprzednim zdaniu jest tak duże, że chyba nie ma sensu prostować czegokolwiek. 

Agentki wspiera Rowdy Abilene, wysłannik innych, także niesprecyzowanych, służb. Wcielił się w niego Ronn Moss, aktor wyróżniający się potężną żuchwą, ale nie posiadający większego dorobku. Miało się to wkrótce zmienić, ponieważ chwilę po zakończeniu zdjęć do "Biletu na Hawaje" otrzymał rolę Ridge'a Forrestera w telenoweli "Moda na sukces". 

"Bilet na Hawaje": Ten film nie ma sensu. I to nie jest jego wadą

Film obfitował w absurdy i głupotki, dzięki którym dziś zalicza się do kanonu dzieł "tak złych, że aż dobrych". Frisbee z żyletkami, które obcina palce i wbija się w szyje złoczyńców? Jest. Kretyńskie dialogi, których nie sposób powtórzyć bez parsknięcia śmiechem? Są ("Gdyby rozum był ptasią kupą, miałbyś czystą klatkę" - mówi w pewnym momencie wściekły złoczyńca do jednego ze swoich niekompetentnych pomagierów). Częste, nieuzasadnione fabularnie sceny golizny? Są. Wybuchy? Tyle, ile Michel Bay mógłby sobie wymarzyć, chociaż nie są one aż tak spektakularne. 

Sidarisowi należą się natomiast brawa za kilka najgłupszych pomysłów, których nie wahał się wcielić w życie. Jak inaczej opisać scenę, w której jeden z przestępców próbuje zabić Rowdy'ego i jego partnera, zbliżając się do ich jeepa na deskorolce i chowając wiatrówkę za dmuchaną lalką? Gdy ci zdają sobie sprawę z grożącego im niebezpieczeństwa, najpierw wjeżdżają w nieszczęśnika, a wtedy Moss zabija go strzałem z rakietnicy. Drugim niszczy dmuchaną lalkę. Wybuchów nigdy za mało.

Absolutnym kuriozum jest finał, w którym baron narkotykowy atakuje Donnę w jej mieszkaniu. Agentka broni się, strzelając mu w policzek, wbijając harpun w plecy i nóż w brzuch. Gdy myśli, że jest już po wszystkim, z jej muszli klozetowej wyłania się długo wyczekiwany napromieniowany wąż. Potwór zabija przestępcę, który jakimś cudem jeszcze żył i już ma zarazić agentkę śmiertelną chorobą (ponownie — nie dyskutujmy z tym, po prostu to przyjmijmy). Wtem przez ścianę wpada Rowdy, który strzela do niego z rakietnicy. Kino.

"Bilet na Hawaje": Aktorka piła ze wstydu w trakcie zdjęć

Wcielająca się w główną bohaterkę Speir przyznała w swojej autobiografii, że przez cały okres zdjęć znajdowała się pod wpływem alkoholu. Inaczej była sparaliżowana ze wstydu. Sidaris i Arlene, jego żona i producentka, zauważyli, że aktorka ma problem z uzależnieniem. Zaangażowali ją więc do swoich następnych filmów, ale pilnowali, by przez cały czas realizacji pozostała trzeźwa. Wynajęli nawet kierowcę, który w razie chęci sięgnięcia przez nią po alkohol zaraz zawiózłby ją do specjalisty lub na spotkanie AA. Modelka po latach uważa, że to dzięki ich pomocy udało jej się wyjść z uzależnienia.

Aktor i komik Paul Scheer po raz pierwszy obejrzał "Bilet na Hawaje" za małolata. Późnym wieczorem skakał po kanałach kablówki i nagle trafił na potworka Sidarisa. "I było super, bo ten film miał wszystko, czego oczekiwałem jako dzieciak. Zwierzęta, wybuchające rzeczy, ale wydawał się też skierowany do dorosłych... To było szalone" - wspominał w wypowiedzi dla kanału "Birth.Movies.Death". "To był Spielberg dla tych nastolatków, których nie interesowała fabuła albo podnoszące na duchu momenty, tylko chciały oglądać, jak coś wybucha. [...] W tym filmie jest jeden moment wielkiej kinematografii. Fellini by tego nie potrafił nakręcić, gdyby jeszcze żył. Jest w nim deskorolka, bazooka i dmuchana lala".

"Bilet na Hawaje" jest produkcją skrajnie złą pod każdym względem. Polecam wszystkim fanom kina klasy Z. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Moda na sukces
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama