Reklama

"Manglehorn": Al Pacino ślusarzem

David Gordon Green, jeden z najciekawszych amerykańskich reżyserów młodego pokolenia, zasłynął z kameralnych filmów wyróżniających się wyobraźnią i wrażliwością. Tym razem z samego Ala Pacino udało mu się wydobyć poruszającą i pełną ciepła kreację, bazującą na niuansach i detalach. Ich wspólny projekt, zatytułowany "Manglehorn", jest już na ekranach polskich kin.

David Gordon Green, jeden z najciekawszych amerykańskich reżyserów młodego pokolenia, zasłynął z kameralnych filmów wyróżniających się wyobraźnią i wrażliwością. Tym razem z samego Ala Pacino udało mu się wydobyć poruszającą i pełną ciepła kreację, bazującą na niuansach i detalach. Ich wspólny projekt, zatytułowany "Manglehorn", jest już na ekranach polskich kin.
W swoim życiu kochał tylko jedną kobietę... Al Pacino w scenie z filmu "Manglehorn" /materiały dystrybutora

Angelo J. Manglehorn (Pacino) prowadzi życie samotnika. Na zewnątrz to zwyczajna codzienność wypełniona otwieraniem zamków ludziom, którzy zgubili klucze, karmieniem kotki Fanny, delektowaniem się wątróbką z cebulą w pobliskiej knajpce i cotygodniowymi rozmowami z zaprzyjaźnioną kasjerką w banku. Ale życie wewnętrzne Manglehorna to zupełnie inna historia.

To człowiek z tajemniczą przeszłością i złamanym sercem, wysyłający od 40 lat, dzień po dniu, listy do swojej wielkiej, utraconej miłości. Clara - "ta, która odeszła" - jest jedyną osobą, przy której może w pełni wyrazić swoje skomplikowane i pełne cierpienia życie emocjonalne. Manglehorn każdego dnia z wahaniem otwiera skrzynkę na listy - strzeżoną przez gniazdo pszczół - by sprawdzić, czy może tym razem Clara mu odpisała...

Reklama

Projekt "Manglehorn" miał swój zadziwiający początek w 2012 roku, kiedy reżyser David Gordon Green przygotowywał się do realizacji filmu reklamowego. Miał w nim wystąpić Al Pacino, ale słynny aktor zaczął się wahać. - Wszyscy bardzo chcieli, żebym się w nim pojawił, ale mi trudno było ugryźć ten temat - wspomina. Na pomoc wezwano Greena. - Poleciałem na spotkanie z Pacino i próbowałem delikatnie go namówić, żeby jednak wystąpił - mówi reżyser. - To była bardzo dramatyczna chwila. Na jednym końcu stołu on, na drugim ja - dodaje Pacino.

Ostatecznie aktor nie wystąpił w tej reklamówce, ale Green wykorzystał to niezwykłe spotkanie, by przyjrzeć się z bliska legendzie filmu. - Całkiem zabawnie było go słuchać, mówiącego w ten jego charakterystyczny sposób, kiedy próbował podjąć decyzję - wspomina. - Nagle dostrzegłem w nim postać, którą chciałem, żeby zagrał. Miała ona łączyć elementy z życia Ala i bohaterów, w których się wcielił, a ja uwielbiałem ich, gdy dorastałem. Zanim Green wyszedł ze spotkania, powiedział jeszcze: myślę, że najlepiej dla ciebie, gdybyś nie wystąpił w tej reklamie. Ale zrobimy razem film. - Z jakiegoś powodu to spotkanie było dla Davida znaczące - dodaje aktor.

Green wspomina także pewną rozmowę podczas festiwalu filmowego w Nantucket. - Podszedł do mnie starszy mężczyzna, miał koło siedemdziesiątki, i zaczął mówić o tym, czego w życiu żałuje, że zostawił kiedyś miłość swojego życia. I choć osiągnął wielki sukces, to nigdy nie był szczęśliwy, bo dokonał złego wyboru. Wziąłem sobie do serca tę opowieść i postanowiłem połączyć ją z pomysłem na film z Alem Pacino - mówi reżyser.

Paul Logan, przyjaciel z dzieciństwa i sąsiad Greena, jest wziętym scenarzystą, ale razem współpracowali rzadko. - W zasadzie to pracował u mnie tylko jako asystent producenta przy "Drodze przez Teksas". Woził na plan Paula Ruda i Emile Hirscha - zauważa reżyser. - Ale bardzo podoba mi się to, co robi jako scenarzysta. Jego teksty nie wydają się napisane, jak ze scenopisarskiego podręcznika, są naturalne. No i nie dał się sformatować systemowi. Do tego jest wielkim fanem kina i Pacino, więc zapytałem go "Nie spróbowałbyś napisać czegoś dla Ala?".

- Byłem jego fanem, od kiedy w wieku 9 lat zobaczyłem "Pieskie popołudnie" - wspomina scenarzysta. - Po tym jak trzy lata później obejrzałem "Ojca chrzestnego", miałem już na jego punkcie obsesję. Wskazówka Greena dla Logana była prosta. - Spotkaliśmy się na urodzinach dzieciaka Davida. David właśnie wrócił ze spotkania z Pacino - opowiada scenarzysta. - Powiedział mi: musisz się z nim spotkać, musisz coś dla niego napisać. Coś co będzie nazywało się "Manglehorn". Chcę, żeby to było o Alu Pacino tęskniącym za miłością, którą stracił.

Ten dziwny tytuł był z kolei pamiątką po tym, jak Green uciekał przed huraganem w Północnej Karolinie, podczas kręcenia dla HBO serialu "Mogło być gorzej". - Skończyłem zagubiony w małej mieścinie zwanej Teachey, przez którą przebiegała ulica Mangle Horne Road. Tak spodobała mi się ta nazwa, że chciałem ukraść tabliczkę z nią. A ulica nazywała się tak na pamiątkę Mangle Horna, człowieka, który przy niej mieszkał. Pomyślałem, że to świetny tytuł filmu. Spodobał się on też Loganowi. - Od razu pojawiły się w mojej głowie obrazy. Wyobraziłem sobie starego, rannego dinozaura, jakąś starożytną postać.

Wkrótce potem Logan poleciał razem ze swoimi przyjaciółmi z zespołu Explosions in the Sky do Europy, by towarzyszyć im w trasie koncertowej jako oświetleniowiec. Ich muzyka znalazła się w filmie, a Logan w czasie tej dwutygodniowej podróży napisał scenariusz.

Green, który skończył wtedy produkcję filmu "Joe", wysłał tekst do Pacino. Aktor z entuzjazmem wyraził się o scenariuszu i zaprosił reżysera na spotkanie w Los Angeles, by omówić szczegóły. - Moją pierwszą myślą było: co do diaska zobaczył on we mnie podczas tej rozmowy o reklamie, że pomyślał o mnie w kontekście tego projektu? - śmieje się Pacino. - Siedzieliśmy i długi czas rozmawialiśmy. Alowi spodobała się ta postać i dostrzegł w niej drobne nawiązania do jego kariery i życia, na których mi i Paulowi zależało - dodaje reżyser.

Choć Pacino nie znał poprzednich filmów Greena, szybko przekonał się do jego wizji. - To wyjątkowy filmowiec - mówi aktor. - Kiedy pokazał mi "Drogę przez Teksas", pomyślałem, że to ktoś o oryginalnym głosie. David jest artystą, a nie tylko rzemieślnikiem. Aktor taki jak Pacino miał oczywiście dość gęsto zapełniony terminarz i ciężko było znaleźć w nim miejsce na podróż do Austin, gdzie miały odbyć się zdjęcia. Nie chciał jednak stracić takiej roli. - Poprzesuwałem trochę terminy - mówi. - Bardzo wierzyłem w Davida.

Patrząc na wypełnione rutynowymi czynnościami życie Manglehorna, trudno sobie wyobrazić, by kiedykolwiek był kimś innym niż ślusarzem. A może nie był? Podczas tworzenia historii postaci Green i Logan rozważali wariant, w którym Manglehorn mógł wcześniej prowadzić żywot przestępcy. - Wyobrażaliśmy go sobie jako figurę wręcz legendarną. To mogłaby być postać, którą Al grał w "Strachu na wróble", ale 40 lat starsza - opisuje ją Logan. - Ktoś kto w młodzieńczych latach miał spore ambicje, ale wybory przez niego dokonywane kosztowały go relację z bliskimi.

Jednym z pytań, nad którym długo się zastanawialiśmy, było: dlaczego Clara mogła go zostawić? - mówi Green - Może dlatego, że wybrał los przestępcy zamiast niej? Ale kiedy zaczęliśmy pisać, zrozumieliśmy, że będzie on bardziej wiarygodny, jeśli jego życie wcale nie będzie wyjątkowe. 

- Jest sugestia, że wcześniej miał on zupełnie inne życie - zauważa Pacino. - I to ono doprowadziło go do bycia ślusarzem. Nosi jeden kolczyk, ma dziwne przyzwyczajenia. Ale David uznał, że widz nie musi tego koniecznie wiedzieć. Wystarczy przeświadczenie, że dawno temu był w tym mężczyźnie konflikt, coś co sprawiło, że musiał ruszyć przed siebie, uciec przed czymś i znalazł się w tym miasteczku, ciesząc się swoistą wolnością. To człowiek zdolny do miłości, ale też mocno poraniony.

Manglehorn nie dba specjalnie o siebie. Żyje w skromnie urządzonym domu, po którym walają się puszki po piwie. - To nie jest człowiek lubiący dobrze zjeść - śmieje się Green. - Siedzi ciągle w tym samym fotelu, ma bezbarwną kanapę i je bezbarwne jedzenie. Położoną po sąsiedzku restaurację odwiedza, kiedy nie ma już innego wyboru.

- Manglehorn to człowiek, który poddał się rutynie - mówi Logan. - Chodzi do tej samej pracy, do tej samej restauracji, do tej samej kasjerki w tym samym dniu tygodnia, pisze listy o tej samej porze. Najprawdopodobniej właśnie to pozwala mu trzymać się w ryzach. To taka siatka zabezpieczająca, dzięki której idzie przez życie. 

Jednym ze stałych punktów tygodnia w życiu Manglehorna jest piątkowa wizyta w banku. Nasz bohater za każdym razem udaje się do okienka, w którym przyjmuje ta sama kasjerka - ładna, ciepła kobieta o imieniu Dawn, grana przez Holly Hunter. Tych dwoje prowadzi niezobowiązujące, choć znaczące rozmowy, najczęściej o ich zwierzętach. Dawn uważnie słucha Manglehorna i daje mu rodzaj przyjaźni, której nie znajduje nigdzie indziej. Na wiele sposobów Dawn jest przeciwieństwem Manglehorna.

- Zastanawiałem się, co byłoby antytezą naszego bohatera - mówi Logan. - Może ktoś, kto niczego nie zapisuje na papierze? Dawn nie spędza czasu w swojej głowie. Zamiast tego cieszy się prawdziwym życiem, nie chowa się za barierami. - Inspiracją był "Harold i Maude" - dodaje Green. - Ona jest promykiem słońca w tym ciemnym, ponurym życiu Manglehorna. To właśnie atrybuty jej bohaterki przekonały Holly Hunter do tej roli.

- Zakochałam się w jej woli życia - przyznaje słynna aktorka. - To nie jest wyjątkowa kobieta. Ale ma w sobie tyle miłości, którą okazuje ludziom w pracy i poza nią. W przeciwieństwie do Manglehorna nie zamknęła się na życie. Wszystko wydaje jej się możliwe. Nie kieruję się lękiem, jest otwarta, czuje się wciąż młoda. Dawn zdecydowanie częściej mówi "tak" niż "nie". To jest zupełnie niesamowite. Kiedy jest się starszym coraz trudniej mówić "tak". Człowiek jest wypalony, zna doskonale smak odrzucenia. Życie potrafi okrutnie się z nami zabawić,ale Dawn ma chyba mniej blizn niż inni, bo potrafiła zaakceptować te trudniejsze chwile.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama