Reklama

Wojciech Mann: Naprawdę ma kłopoty ze zdrowiem?

"Dramat Wojciecha Manna! Ma bardzo poważne problemy zdrowotne". "W końcu skończy na wózku inwalidzkim". Takie informacje dotarły kilka dni temu do mediów. Liczni fani jednej z największych legend polskiego dziennikarstwa muzycznego na poważnie zatrwożyli się o jego zdrowie.

Źródłem tych niepokojących wieści były zdjęcia zza kulis nowego muzycznego show telewizyjnej Dwójki "SuperSTARcie", w którym 66-letni dziennikarz jest jurorem. Widać na nich, jak pracownik z produkcji pomaga Wojciechowi Mannowi pokonać drogę z garderoby do fotela jurorskiego. Cały czas podtrzymuje go za ramię. W końcu pomaga usiąść.

- Prawie zawsze towarzyszą mu dwie osoby, trzymające go za ręce i prowadzące w wyznaczone miejsce - zdradziła jeszcze jedna z osób ekipy produkcyjnej "SuperSTARcia". - Pan Wojciech ma problemy ze stawami, które są bardzo nadwerężone i po prostu nie radzą sobie z jego wagą - dodała.

Innej osoba z produkcji zdradza, że dziennikarz zawsze ma również pomoc w drodze do samochodu i że problemy, które ma z chodzeniem, wyglądają naprawdę poważnie.

Zapewne poważne, ale - niestety - wcale nie nowe... Wiosną 2011 roku m.in. do redakcji "Życia na Gorąco" dotarły zakulisowe zdjęcia z finałowego koncertu 18. edycji programu "Szansa na sukces". Wojciech Mann, tradycyjnie już, był jego prowadzącym. Scenografia na scenie w warszawskiej Sali Kongresowej była tak wymyślona, że przyszło mu siedzieć za stolikiem na plastikowym, wysokim, dizajnerskim krześle z niewielkim oparciem. W trakcie koncertu, gdy chciał się na nim poprawić, niespodziewanie runął na ziemię. Kilka osób, które były wówczas w pobliżu, w tym m.in. młode gwiazdy sceny muzycznej Doda i Andrzej Lampert, rzuciło mu się wtedy na pomoc. Wspólnymi siłami udało im się usadzić obolałego dziennikarza z powrotem na zdradliwym krzesełku.

Reklama

Nie ma co ukrywać, że zbędne kilogramy to coś, co towarzyszy Wojciechowi Mannowi od dawna, żeby nie rzec, od zawsze. "Praktycznie całe życie musiałem sobie radzić z tą smutną prawdą, że niewielu jest grubszych ode mnie. I jakby tego było mało, to jeszcze jestem okularnikiem. Wielokrotnie wyśmiewano się z mojej tuszy, z tego, że sapię lub siorbię podczas prowadzenia audycji" - zdradzał dziennikarz w jednym z wywiadów.

Ale do swojego cielesnego "nadmiaru" podchodził zawsze z dystansem, a często wręcz z humorem. A liczni fani z kilku już pokoleń Polaków darzą go sympatią bez względu na wygląd.

W Wojciechu Mannie cenimy bowiem nie zewnętrzne atrybuty, a niestandardowe poczucie humoru, cięte riposty, błyskotliwość, hipnotyzujący głos, który sprawia, że można go słuchać godzinami, i oczywiście nieprzeciętną, fascynującą wiedzę w dziedzinie muzyki rozrywkowej.

Jednak okazuje się, że to, co nam w dziennikarzu zupełnie nie przeszkadza, zresztą jemu samemu również, z roku na rok ma coraz poważniejsze konsekwencje. Choć to nie powinno nikogo zaskakiwać. Nie ma chyba na świecie lekarza, który by nie twierdził, że długofalowe skutki nadwagi są całkowicie destrukcyjne dla organizmu. Począwszy od chorób obciążonego nadmiernie kręgosłupa i zwyrodnienia stawów, po cały wachlarz poważnych schorzeń układu krążenia, cukrzycę, choroby układu trawiennego, a także zaburzenia psychosomatyczne. Przykre konsekwencje można zresztą mnożyć niemal w nieskończoność.

Największy jednak problem, jak twierdzą wtajemniczeni, to oporność dziennikarza w walce z nadmiernymi kilogramami. Zawsze bał się diet jak ognia. A i ruch nigdy nie był jego przyjacielem.

"W 1959 roku ukradziono mi rowerek i wtedy zarzuciłem sport" - skwitował kiedyś.

RB

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

Życie na gorąco
Dowiedz się więcej na temat: Wojciech Mann
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy