Reklama

Ryszard Cebula: Powrót po latach

Z "Uwagi!" odszedł sześć lat temu na własną prośbę. Teraz podjął decyzję o powrocie. - Bardzo się cieszę, bo to program, który od zawsze wspiera ludzi wymagających pomocy - przyznaje Ryszard Cebula.

Z "Uwagi!" odszedł sześć lat temu na własną prośbę. Teraz podjął decyzję o powrocie. - Bardzo się cieszę, bo to program, który od zawsze wspiera ludzi wymagających pomocy - przyznaje Ryszard Cebula.
Ryszard Cebula /TVN

Niebawem, po długim rozstaniu, wraca pan do "Uwagi!". Czy to jest wejście do tej samej, czy już zupełnie innej rzeki?

Ryszard Cebula:
- Rzeka jest już zupełnie inna. Program się zmienił i czasy się zmieniły, więc to będzie trochę coś innego niż przed laty, kiedy pracowałem w tym magazynie. Wracam z końcem lutego i ufam, że będziemy zajmowali się przede wszystkim tematami społecznymi i interwencjami w ważkich ludzkich sprawach. Przyznam, że mam jakieś wyobrażenie mojej "Uwagi!" jako miejsca, do którego wracam, ale oczywiście liczę się z tym, że trochę się w niej zmieniło.

To, że przez ostatnie lata prowadził pan programy "Prosto z Polski" w TVN 24 oraz "Blisko ludzi" wpływa na pańskie spojrzenie na dzisiejszą "Uwagę!"?

- Oczywiście, bo ja także się zmieniłem. Słowem: nie ma tego złego... Dużo dał mi fakt, że "Blisko ludzi" po przeniesieniu do stacji TVN24 przekształcił się w magazyn interwencyjno-publicystyczny. Nigdy wcześniej nie prowadziłem godzinnego programu o tematyce społecznej, którego gośćmi byli eksperci z różnych dziedzin i politycy. Dzięki temu nabrałem dziennikarskiej sprawności, okrzepłem i bardzo dużo się nauczyłem.

Reklama

- Nowe doświadczenia dało mi także prowadzenie serwisu informacyjnego "Express" w TTV. Program na żywo, o szybkim tempie, to naprawdę niezła szkoła. Dlatego z perspektywy tych sześciu lat mogę powiedzieć, że ówczesne rozstanie z "Uwagą!" było dobrą decyzją. Nikt mnie nie wyrzucił, odszedłem na własną prośbę.

A powrót to także był pański pomysł, sugestia władz stacji, czy wspólnie podjęta decyzja?

- Naturalnie podjęliśmy ją wspólnie, ale gdyby nie zielone światło ze strony szefa stacji - Edwarda Miszczaka, to nic by z tego nie wyszło. Tym bardziej cieszę się, że się udało i już niebawem pojawię się w studiu.

Proszę powiedzieć, za co najbardziej ceni pan "Uwagę!"?

- Muszę szczerze przyznać, że przez ostatnie lata nie śledziłem każdego odcinka programu. Miałem inne zajęcia, zadania i zobowiązania zawodowe. "Uwagę!" oglądałem raz na jakiś czas, jestem jednak przekonany, że główne cele programu się nie zmieniły. Jego największą wartością jest fakt, że zawsze stoi po stronie ludzi pozbawionych ratunku, dla których interwencja naszych reporterów jest bardzo często ostatnią nadzieją. Do tego ciężar podejmowanych w magazynie spraw. Wszędzie dookoła dominuje polityka i ideologiczne spory, które dla ludzi niemających dachu nad głową, doświadczających urzędniczej niekompetencji lub bezduszności, są mało istotne.


- Tymczasem dla ekipy "Uwagi!" właśnie los zwykłego człowieka jest najważniejszy. Nieocenioną zaletą programu jest także dociekliwość - "dociśnięcie do końca". Sprawa nigdy nie kończy się na samym pokazaniu problemu. To są zawsze dziennikarskie interwencje pełną gębą, które sprawiają, że problemy bohaterów często rozwikłują się po drodze. A gdy nie uda się przy pierwszym podejściu, zawsze do nich wracamy. Dlatego to praca dla tych, którzy to czują i lubią. 

Joanna Bogiel-Jażdżyk

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy