Reklama

Monika Richardson: Nie jestem stara!

Monika Richardson zdradza, jak dba o urodę. Przy okazji dziennikarka podkreśla jednak, że najważniejsze jest dla niej to, co mamy w sobie.

PAP Life: - Pracuje pani z wieloma charakteryzatorami. Czy to właśnie od nich uczyła się pani tego, jak dobrze wyglądać?

Monika Richardson: - Oczywiście. Dzięki nim zawsze śledziłam nowe trendy. Najwięcej nauczyłam się od Joli Jagodzińskiej, która czesała mnie dla programu 'Europa da się lubić'. Zawsze też podglądam, jak mnie malują. Poza tym, makijaż nie zależy tylko od sezonu. Zależy od samopoczucia i kreacji. Wiele kobiet jest całkowicie nieświadomych tego, jak można się zmieniać w życiu. Czasem wydaje mi się, że powinnam zostać orędowniczką dbania o siebie.

Reklama

Trudno się dziwić takiemu myśleniu kobiet, że już nic się nie da zrobić. Kiedy otwieramy kolorowe gazety, wydaje nam się, że bijące z nich piękno jest dla nas nieosiągalne.

- To naprawdę nie jest tak. Tak zwani celebryci są takimi samymi ludźmi, jak my. W tych kolorowych pismach czytamy też, że najpierw można być bardzo wysoko, a potem bardzo nisko lub odwrotnie. Wiem, że to, co powiem jest banalne, ale najważniejsze jest to, co mamy w sobie i kim jesteśmy. Ludzie świadomi siebie, zawsze będą w cenie. My, dziewczyny, powinnyśmy dążyć do tego, żeby zawsze wiedzieć, czego chcemy i po co jesteśmy.

Więc jak dba pani o siebie? Jeździ pani do SPA?

- Tak. Byłam ostatnio w SPA na sylwestra. Stwierdziłam, że to był najwspanialszy sylwester, jaki zdarzyło mi się przeżyć. Trzeba robić sobie większe i mniejsze przyjemności. Ważne jest, by dbać o siebie, tak, żeby było nam dobrze z samym sobą.

- Niekoniecznie musimy dawać się nakłuwać. Po prostu pomyślmy o sobie, zanim będzie za późno. My, kobiety często stawiamy się na ostatnim miejscu. Najważniejszy jest dom i rodzina. Potem okazuje się, że jesteśmy zwiotczałe, nie możemy rano wstać i ciężko nam się zebrać. A wystarczy tylko np. pojechać do SPA raz na jakiś czas.

Dziś, kiedy żyjemy w biegu, nie jest łatwo znaleźć chwilę czasu dla siebie.

- To prawda. Życie nas bardzo wsysa. Po 30 roku życia nadchodzi taki etap, kiedy kobiecie się wydaje, że jej czas minął i teraz zajmie się rodziną, dziećmi albo pracą zawodową. Choć myślę, że na świecie jest już tak, że można mieć 40 albo 50 lat, spełniać się zawodowo i słyszeć komplementy na temat swojego wyglądu. Mam nadzieję, że idę właśnie tą ścieżką.

Czy to znaczy, że dla pani życie się dopiero zaczyna?

- Nie lubię zawieszenia 38-latki. Nie jestem już dobrze zapowiadającą się młodą dziewczyną, ale nie jestem też stara. Szczerze mówiąc, chyba czekam już na 50 lat.

Z Moniką Richardson rozmawiała Dominika Gwit (PAP Life).

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Monika Richardson | dziennikarze
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy