Reklama

Mariusz Bonaszewski: Wchodzę, rozwalam i znikam

- Słyszałem, że trudno się ze mną pracuje - mówi. A jednak na brak propozycji nie narzeka. Może dlatego, że kiedy pojawia się na ekranie, wiadomo, że to obecność znacząca.

Spotykamy się w wyjątkowym dniu - "Ida" zdobyła właśnie Oscara...

Mariusz Bonaszewski: - Obserwuję to jak sen. To się nie stało nagle, bo ten film dostał kilkanaście nagród wcześniej, ale i tak to jakoś spadło na nas. Część ludzi jest tak oszołomiona, że aż wściekła, bo pewnie uważają, że "Ida" zabiera im szanse na Oscara na całą wieczność. Ale to cmokanie, takie zdanka w stylu: "Mojego serca ten film nie skradł" - co to ma znaczyć? Zarzuty tzw. "ideologiczne" rozumiem. Ale w następnych filmach, o Karskim, Pileckim, o Polakach pod karą śmierci ratujących Żydów, to się zmieni.

Reklama

Pan pracuje z Agatą Kuleszą w serialu "Krew z krwi" - jak ona przeżywała nominację?

- Histerii ani "zdziczenia" nie zauważyłem. Zastanawiała się, czy na rozdanie nie jechać w kierpcach, z "Panem Tadeuszem" zamiast kopertówki i słuchawkami na uszach. George Clooney spytałby ją pewnie: "Czego słuchasz Agata?". A ona by wtedy: "Jak to Jerzy, Chopina oczywiście".

To wróćmy na nasze polskie poletko. Dołącza pan do obsady "Przyjaciółek" i jako Jerzy Ginter namiesza pan trochę w życiu dziewczyn.

- Gram dojrzałego faceta, który wiąże się z młodszą od niego dziewczyną graną przez Anitę Sokołowską. Na dodatek okazuje się, że to przyjaciółka jego córki Ingi (Małgorzata Socha). To wątek, który z jednej strony ma pewnie lekko podrażnić szczególnie młodszą część widowni. A z drugiej strony przypomnieć, że istnieją związki ludzi dojrzałych, od czterdziestki w górę. Historia o tym, że miłość to nie tylko chemia, pierwsze wejrzenie, piorun jaśnisty, ale też świadomy wybór wolnej woli, decyzja. I chyba mój udział w "Przyjaciółkach" ma taki podtekst.

Właśnie - kiedy pojawia się pan w serialach, ta obecność jest zawsze znacząca...

- Widzowie przywiązują się do opowieści, trochę w niej osiadają i przysypiają. Dlatego czasem potrzebny jest ktoś, kto wzbudzi kontrowersje, podrażni. I producenci często mnie do tego wykorzystują. Wchodzę, rozwalam coś i znikam. Trochę to się powiela - gram postaci na granicy dobra i zła. Nawet w "Krwi z krwi" - Luther na początku jest mordercą, nie wiadomo, skąd się wziął, gdzie mieszka, po prostu zabija i koniec. I nagle w drugiej części zaczyna się uczłowieczać. I ja strasznie lubię takich bohaterów, za którymi nie wiadomo, co się kryje. Których trzeba sobie dopowiadać.

Czym pan się kieruje przy wyborze serialu?

- Na początku kariery stawiano mi ultimatum - albo jesteś w teatrze, albo w serialu. I faktycznie odmawiałem głównych ról w serialach, które idą do tej pory. Ale potem zdałem sobie sprawę z tego, że ktoś mnie oszukuje, że to nie jest tak. I jeśli odmawiałem grania, to zawsze miałem jakiś powód - albo kiepski scenariusz, albo nikczemne warunki, także finansowe. Bo to jest praca, którą zwykle wykonujemy dla popularności i pieniędzy. Ja mogę i chcę zapieprzać w teatrze, poty wylewać, flaki pruć... Ale kredytu i rachunków za to nie spłacę. Serial daje mi oddech, miesiące spokoju. I mogę sobie potem "palić" w teatrze i wrzeszczeć "Królestwo za konia!!!" .

Ostatnio często pojawia się pan w telewizji. Jest pan coraz bardziej rozpoznawalny, jestem ciekawa, czy dostał pan już propozycję udziału w jakimś show?

- Nie. Z "Warsaw Shore" też nie.

A gdyby taka propozycja padła, zgodziłby się pan?

- Nie, bo to nie moje kompetencje. Kiedy ktoś pyta, dlaczego nie ma mnie na tych wszystkich ściankach, to odpowiadam że nie ma mnie nie tylko dlatego, że nie przychodzę, ale też dlatego, że nikt mnie tam nie chce. Nie wiem, czym się tak naprawdę kierują ludzie, którzy decydują o zaproszeniach na takie imprezy czy do takich programów - ja mam chyba inną siłę rażenia, nie nadaję się do takich akcji. Zaproponowano mi ostatnio poprowadzenie zajęć w łódzkiej Filmówce. I mam z tym problem, bo nie wiem, czy się nadaję? Czy dam sobie radę? Kiedy słucham moich kolegów aktorów, którzy uczą w szkole, myślę sobie, że ja nie chciałbym takich rzeczy mówić. A boję się, że jestem taki sam jak oni i takie banały też bym opowiadał. I nie wiem, czy jako student chciałbym tego słuchać.

Widocznie inni widzą w panu nauczyciela. To kwestia odbioru. Ja zawsze myślałam, że jest pan spokojny i wyciszony, a pana żona mówi, że jest pan gwałtowny.

- Nie gwałtowny, a intensywny. Jestem człowiekiem temperamentu, mam kłopot z krwią, gęstą, która ma dużo czerwonych ciałek, przez co muszę dużo pić rzeczy różnych, ruszać się, żeby nie dostać udaru. Ruchliwy jestem po prostu. Słyszałem o sobie, że trudno się ze mną pracuje. Mnie ze sobą też. Ale ja nigdy się nie obrażam, nie wychodzę, muszę po prostu wywalić z siebie lęki i niepewności, a potem jest spokojnie. Trudno mi znosić humory innych, a sam nie widzę tego w sobie. Aktorstwo jest egotyczne. W tym roku Złotą Malinę dla duetu dostali Kirk Cameron i jego ego. Świetne! Człowiek jest taki przejęty tymi swoimi zadaniami, rolami, sensami, ideami. A tak naprawdę jesteś tylko towarem do sprzedania, a monetą - oglądalność.

Rozmawiała: Ewa Gassen-Piekarska

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

TV14
Dowiedz się więcej na temat: Mariusz Bonaszewski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy