Reklama

Marek Kaliszuk szuka wyzwań

Bardzo dobrze czuję się w mundurze, choć to moja pierwsza taka rola - mówi Marek Kaliszuk. Ciągle także poszukuje i co najważniejsze - nie boi się wyzwań aktorskich, bo najbardziej ceni skomplikowane postaci.

Powiedział pan kiedyś, że najbardziej interesujące są dla pana "trudniejsze" postaci do zagrania. Dlaczego?

Marek Kaliszuk: - Zdecydowanie najlepiej czuję się w rolach komediowych, charakterystycznych, psychologicznie skomplikowanych. Lubię "musieć" uruchamiać się i doprowadzać do ekstremalnych stanów. Jak dotąd tylko w teatrze popełniałem samobójstwo w "Przebudzeniu wiosny", czy byłem Świecznikiem-erotomanem w musicalu "Piękna i Bestia". Na takie wyzwania czekam w filmie.

A co interesującego z zawodowego punktu widzenia wnosi postać Jacka Kotka, którego gra pan w "To nie koniec świata!"?

Reklama

- To pierwsza rola policjanta w moim życiu i muszę przyznać, że bardzo dobrze czuję się w mundurze. Taki kostium zobowiązuje! Poza tym mam zamiar wykorzystać swoje obserwacje ze spotkań z policją, zwłaszcza z drogówki (śmiech). A mówiąc poważnie - doceniam możliwość dołączenia do wspaniałej obsady. Gram z aktorami, z którymi dotąd nie miałem okazji spotkać się na planie. Ewa Bułhak, Paweł Królikowski to wspaniali, zawodowi partnerzy.

Serial cieszy się dużą popularnością. Skąd według pana bierze się jego wysoka oglądalność?

- Podejrzewam, że sukces tkwi w doborze obsady, bo ta produkcja skupia zdolnych aktorów i realizatorów. Poza tym piękne polskie plenery, które budują specyficzną więź z widzem. Jeśli chodzi o szczególne wrażenie, to zawsze robi je na mnie pani Dorota Kolak i jej niezapomniane role.

Na co dzień jest pan solistą Teatru Muzycznego w Gdyni. Czy praca w serialu nie koliduje z występami teatrze?

- Jest taka banalna, ale prawdziwa zasada: albo nie dzieje się nic, albo wszystko na raz. Wówczas teatr koliduje z serialem, serial z koncertami, koncerty z teatrem i tak dalej... Grunt, żeby się w tym nie pogubić i spotkać się z dobrą wolą ludzi, którzy pomogą w jakiś sposób to wszystko pogodzić. Obie te przestrzenie - czyli teatr i film - fascynują mnie jednakowo i nie potrafię dokonać wyboru, co jest mi bliższe. Nie mogę jednak zapomnieć, że jako aktor zdobywałem pierwsze doświadczenia w teatrze.

Poza musicalami teatru muzycznego spełnia się pan wokalnie także w inny sposób?

- Tak, coraz częściej koncertuję z moim klubowym projektem Kaliszuk & Mania in Songs, gdzie śpiewam wielkie przeboje w nowych, zaskakujących aranżacjach mojego przyjaciela oraz znakomitego pianisty Piotra Mani.

Rozmawiał Artur Krasicki.

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy