Oscary 2019
Reklama

​"Spider-Man Uniwersum" [recenzja]: Komiksowość

"Komiksowymi" określa się potocznie produkcje nieskomplikowane i nieudane, z uproszczoną psychologią postaci i tanimi efektami specjalnymi. "Spider-Man Uniwersum" udowadnia tymczasem, że film komiksowy to wcale nie musi być film zły. W tym przypadku to obraz bliski ideału.

"Komiksowymi" określa się potocznie produkcje nieskomplikowane i nieudane, z uproszczoną psychologią postaci i tanimi efektami specjalnymi. "Spider-Man Uniwersum" udowadnia tymczasem, że film komiksowy to wcale nie musi być film zły. W tym przypadku to obraz bliski ideału.
Bohaterowie filmu "Spider-Man Uniwersum" /UIP /materiały prasowe

Niektórzy mogą spytać: A tego nie wiadomo już od dawien dawna? A "Mroczny Rycerz"? A dziesiątki filmów i seriali składających się na Marvel Cinematic Universe? Ja na to: nie pokazano. Co innego adaptacja historii, a co innego efektowne, kreatywne i świadome wykorzystanie estetyki komiksu superbohaterskiego. Dotychczas mieliśmy nieudane próby (zabawa z kadrami w "Hulku" Anga Lee) lub wierne powielanie ("Sin City - miasto grzechu" Roberta Rodrigueza). Tymczasem "Spider-Man Uniwersum" to bliskie ideałowi przeniesienie komiksu na ekran kinowy.

Reklama

Spider-Man nie żyje. Dwudziestosześcioletni heros, na co dzień Peter Parker - przystojny doktorant i fotograf, zginął podczas próby powstrzymania Wilsona Fiska przed eksperymentem, który mógł kosztować życie mieszkańców Manhattanu. Przyroda nie znosi jednak pustki. Miejsce poległego bohatera zajmuje nastoletni Miles Morales. A przynajmniej stara się, bo życie z pajęczymi mocami to nie przelewki. Jakby tego było mało w mieście pojawiają się inni Spider-Mani, w tym Peter B. Parker - czterdziestokilkuletni nieudacznik z brzuszkiem, który staje się dla Milesa mentorem z przypadku. Pajęczy bohaterowie wspólnie starają się odkryć co sprowadziło ich do świata Moralesa.

Przedstawiona w animacji historia zgrabnie przerabia wszystkie motywy umiłowane przez komiksowych twórców. Jest więc obowiązkowa geneza herosa, są alternatywne rzeczywistości, a bohaterów i złoczyńców można liczyć w dziesiątkach. Kto czytał przygody Spider-Mana wydawane w Polsce w latach dziewięćdziesiątych, ten wie, że przedstawione tam fabuły często odpływały w stronę niezrozumiałej telenoweli z dodatkiem pseudonaukowego bełkotu. Na szczęście nawet najbardziej absurdalna fabuła działa, gdy opowie się ją w brawurowy sposób. A narracja w "Spider-Man Uniwersum" jest mistrzowska. Nic dziwnego, w końcu do produkcji zaangażowano Phila Lorda i Chrisa Millera - duet, który z kiczowatego serialu zrobił przezabawny pastisz filmów młodzieżowych ("21 Jump Street"), a z klocków Lego ułożyli "Przygodę" (w której wszystko jest czadowe).

Miles uczy się, że za wielką mocą idzie wielka odpowiedzialność, a superbohaterzenie przekłada się negatywnie na relacje z najbliższymi. Przy okazji straszna z niego niezdara, więc nawet jeśli uda mu się zrobić efektowne salto, to zaraz potknie się o własne nogi. Jeszcze lepiej wypada Peter B., który stanowi chyba najlepszą wersję Spider-Mana w medium wizualnym. To życiowa niedojda o złotym sercu; bohater pozbawiony chęci działania nie przez atak superzłoczyńcy tylko konsekwencję swych życiowych wyborów. Stanowi on przeciwieństwo idealnego Parkera z rzeczywistości Milesa. I nieoczekiwanie całkiem sprawnego belfra.

Pozostałych postaci jest multum. Film nie pozwala sobie jednak na chaos i każda z nich wyróżnia się, nie pozwalając widzowi na pogubienie się w fabule. Nawet gdy któryś z bohaterów pojawia się na chwilę, niemal zawsze robi kolosalne wrażenie. Taka animowana Gwen Stacy zjada na śniadanie swoją aktorską wersję w wykonaniu Emmy Stone, a jest na ekranie jakieś piętnaście minut. W parze ze świetnie opowiedzianą historią idą odważne decyzje wizualne podjęte przez twórców, które cieszą oko przez całość seansu. Działa wszystko: od wykorzystania komiksowych chmurek czy kadrowania po kolorystykę wyciągniętą jakby żywcem z kart z zeszytów o przygodach superbohaterów.

Czy są jakieś wady? Niby tak. Alternatywnych wersji pająka jest o jedną za dużo (Penni Parker jest trochę zmarnowana), a plan Fiska, choć ma jasny cel, średnio trzyma się kupy. Nikną one jednak przy ogromie zalet "Uniwersum". Animowany Pająk to uczta dla oczu i hołd dla mitologii Spider-Mana. Dzieło intrygujące swoją warstwą wizualną i chwytające za serce przynajmniej 10 razy w trakcie całego seansu. Dla fanów Pająka pozycja obowiązkowa. Dla innych też, bo to jeden z najlepszych filmów superbohaterskich ostatniej dekady. I absolutnie najlepszy film komiksowy w historii.

9,5/10

"Spider-Man Uniwersum" (Spider-Man: Into the Spider Verse), reż. Bob Persichetti, Peter Ramsey, Rodney Rothman, USA 2018, dystrybutor: UIP, polska premiera: 25 grudnia 2018 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Spider-Man Uniwersum
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy