Reklama

"Spectre" [recenzja]: Bond powraca, a wraz z nim duchy przeszłości

"The dead are alive" ("Umarli żyją") - tym mottem rozpoczyna się "Spectre". I jak się okazuje, nie odnosi się ono tylko do pierwszej sekwencji filmu, rozgrywającej się podczas parady Dnia Zmarłych w Meksyku. Sekwencji, która ma szansę stać się jedną z najlepszych scen otwierających dotychczasowe "Bondy". Sfilmowana w jednym długim ujęciu, przywodzącym na myśl "Dotyk zła" Orsona Wellesa, jest swoistym hitchcockowskim "trzęsieniem ziemi na początek". A potem napięcie rośnie.

"The dead are alive" ("Umarli żyją") - tym mottem rozpoczyna się "Spectre". I jak się okazuje, nie odnosi się ono tylko do pierwszej sekwencji filmu, rozgrywającej się podczas parady Dnia Zmarłych w Meksyku. Sekwencji, która ma szansę stać się jedną z najlepszych scen otwierających dotychczasowe "Bondy". Sfilmowana w jednym długim ujęciu, przywodzącym na myśl "Dotyk zła" Orsona Wellesa, jest swoistym hitchcockowskim "trzęsieniem ziemi na początek". A potem napięcie rośnie.
Lea Seydoux i Daniel Craig w filmie "Spectre". James Bond i jego atrybuty - piękna kobieta i martini /materiały dystrybutora

O najnowszym "Bondzie", tuż po światowej premierze "Spectre", wprost z Londynu pisze dla nas Magda Voigt.

Fabuła? James Bond stara się odkryć prawdę o złowrogiej globalnej organizacji terrorystycznej SPECTRE. Kluczem do sekretu może być przeszłość 007. W tym samym czasie Denbigh aka "C" (znany z "Sherlocka" Andrew Scott), nowy szef MI5, orędownik wprowadzenia międzynarodowego systemu globalnej inwigilacji "Nine Eyes", podważa sens istnienia programu 00.

Fabula jest jednak tylko pretekstem do zgrabnego połączenia wielu "bondowskich" składników w elektryzującą całość.

Reklama

"Spectre" przywołuje duchy przeszłości, będąc swoistymi puzzlami złożonymi z elementów znanych z poprzednich filmów serii. Nawet niezbyt zagorzali miłośnicy Bonda odnajdą w filmie wiele łatwo rozpoznawalnych odniesień do poprzednich przygód agenta 007. Natomiast wierni fani zapewne długo i z radością będą odkrywać bardziej subtelne "smaczki" i nawiązania.

"Spectre" jest swoistym sequelem "Skyfall". To stamtąd przybywają pierwsze duchy przeszłości - i tej bliższej, i dalszej. Oba filmy znacznie się jednak różnią od siebie.

"Skyfall" był dość nietypowym "Bondem". Z mocnym - jak na serię - akcentem położonym na przeszłość, psychologię postaci, był na pewno dobrym filmem, jednak "psychologia" i "Bond" nie były dotąd "wstrząśniętymi i zmieszanymi" składnikami. Ten nowy rys otwierał spekulacje co do kolejnej odsłony przygód 007. I jeśli dla niektórych w "Skyfall" było za mało "Bonda w Bondzie", to "Spectre" wynagrodzi ten niedosyt.

W "Spectre" jest więc wszystko, co w filmach o 007 powinno być - egzotyczne plenery (oprócz Meksyku, także Rzym, Austria, Maroko) i oczywiście Londyn. Są piękne kobiety: Monica Bellucci w zmysłowym epizodzie i Léa Seydoux jako Madeleine Swann - pierwsza z bohaterek serii równie niezależna jak Bond. Są szalone pościgi - na lądzie, w powietrzu, na wodzie. M (Ralph Fiennes), Q (Ben Whishaw) i Eve Moneypenny (Naomie Harris) nie są jedynie tłem dla Bonda. Jest ironiczny humor. Są gadżety. Powraca nawet Aston Martin DB5.

Są "czarne charaktery" - począwszy od pana White'a (Jesper Christensen; pan White pojawił się zarówno w "Casino Royale", jak i "Quantum of Solace"), poprzez pana Hinxa (Dave Bautista), a skończywszy na Franzu Oberhauserze (Christoph Waltz). Franzu Oberhauserze czy raczej Ernście Stavro Blofeldzie? Nie tylko pojawienie się pewnego zwierzaka (dla wtajemniczonych - biały, perski kot) sugeruje, że w "Spectre" Bond mierzy się twarzą w twarz ze swym nemesis.

"To ja, James. To ja stoję za twoimi wszystkimi porażkami" ("It's me, James, the author of all your pain") - mówi Oberhauser do Bonda, podsumowując tym samym dotychczasową historię serii.

Przywołane są też inne duchy z przeszłości - Le Chiffre (Mads Mikkelsen, "Casino Royale"), Vesper Lynd (Eva Green, "Casino Royale"), Dominic Greene (Mathieu Amalric, "Quantum of Solace") i Silva (Javier Bardem, "Skyfall").

Ten zabieg powoduje, że "Spectre" pozostawia uczucie "zamknięcia" serii. Łącząc elementy nie tylko z trzech wcześniejszych filmów z Danielem Craigiem, ale też składając ukłon w stronę starszych obrazów. Pozostawia też jednak otwarte wątki i pytania. Jak zwykle na końcu filmu pojawia się zapowiedź, że "James Bond powróci". Ciekawe, w jakiej konwencji tym razem. I czy Daniel Craig pożegnał się w "Spectre" z rolą Bonda, czy pojawi się w kolejnej odsłonie?

Media na Wyspie żyją dziś raczej uroczystą premierą w Royal Albert Hall i popremierowym bankietem w British Museum, jednak pytania o przyszłość serii są coraz głośniejsze. Sam Craig nie ułatwia zadania. Najpierw niezbyt dyplomatycznie stwierdził, że z większą radością pociąłby sobie nadgarstki niż wystąpił w kolejnym "Bondzie", jednak ostatnio skłania się ku mniej drastycznej wersji: "Nie ma żadnego kontraktu na kolejne części. Wszystko zależy ode mnie. Mam prawo zmienić zdanie".

Na razie jednak na ekranach gości "Spectre". I zapewne odbiór tego filmu wpłynie też na przyszłość serii. "Skyfall" - z pozytywnymi recenzjami i światowymi wpływami w wysokości ponad miliarda dolarów - ustawił poprzeczkę wysoko.

"Spectre" na ekranach polskich kin zadebiutuje 6 listopada.

Magda Voigt, Londyn

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Spectre
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama