"Pilecki" [recenzja]: Elementarz

Marcin Kwaśny i Piotr Głowacki na planie filmu "Pilecki" /AKPA

Kiedy na uroczystej premierze filmu pojawiają się harcerze i biało-czerwony sztandar, wiedz, że żarty się skończyły. Kiedy konferansjer natchnionym głosem mówi, że istnieje "niewyobrażalne zło" i "niewyobrażalne dobro", zapnij pasy bezpieczeństwa. "Pilecki" Mirosława Krzyszkowskiego to dzieło na swój sposób ekstremalne: tak oddane sprawie, że nie ma w nim nic poza nagim przekazem.

Film o Witoldzie Pileckim - żołnierzu, który walczył zarówno z nazistami, jak i komunistami - określany jest przez dystrybutora jako "fabularyzowany dokument". Oznacza to, że ujęcia gadających głów przetykane są w nim inscenizacjami kolejnych scen z życia bohatera. Brzmi to prosto, a wygląda jeszcze prościej: nie dostajemy tu nic poza dwuwymiarowymi ilustracjami. Nie ma w "Pileckim" żadnych niuansów, mięsa, szerszego spojrzenia, wyobraźni. Zaciśnięte pięści sygnalizują tłumiony gniew, a zmarszczone czoło jest oznaką wątpliwości.

W dominującej nad dokumentem warstwie fabularnej Pilecki jawi się nie jako człowiek z krwi i kości, tylko ruchomy pomnik, wzór do naśladowania. Grany przez Marcina Kwaśnego, sporządza raporty, skrada się pośród krzaków z pistoletem w dłoni, opiekuje się bliskimi, a w wolnych chwilach duma nad tym, jak prowadzić wartościowe życie. Nawet anegdota o wycieczce do zoo służy podkreśleniu jego hardości - w końcu jedynie herosi są w stanie przetrwać dziabnięcie w palec orlim dziobem.

Reklama

Otaczające go postacie również wydają się zaledwie ożywionymi ideami: "święta" rodzina, morowe chłopaki z wojska, psychopatyczni wrogowie. Ponadto poczynaniom bohatera towarzyszą ograne na śmierć motywy i symbole: sen o białym koniu, porozwieszane wszędzie obrazy z Matką Boską, wspomnienia sielskiego dzieciństwa; kartki wyrwane z prawicowego elementarza.

Trudno określić zawartość "Pileckiego" jako kicz, bo w kiczu można odnaleźć pewną wartość, karkołomne połączenie prostoty i przesady, intensywne kolory i wielkie emocje. Film Krzyszkowskiego jest zrealizowany tak zgrzebnie, że trudno czerpać z niego jakąkolwiek satysfakcję, naiwną lub przewrotną. Niechlujna praca kamery, toporny montaż, umowna scenografia, napisane na kolanie kwestie, muzyka rodem z darmowego archiwum dźwiękowego, aktorstwo jak z kółka teatralnego - to wszystko wywołuje wrażenie obcowania z czymś do bólu amatorskim. Widoczne są tu dziury w budżecie, ale jeszcze wyraźniejszy jest brak jakiegokolwiek rzemiosła. Trzeba było fanatyzmu lub cynizmu, aby zdecydować się na kinową dystrybucję tego ćwierćproduktu.

Pielęgnowanie pamięci o bohaterach; podziw dla patriotyzmu i odwagi. O tym wszystkim opowiadają do kamery krewni i ludzie zafascynowani osobą Witolda Pileckiego. O to upominają się twórcy filmu. Nic jednak nie osiągną, przekazując swoje przekonania w tak infantylnej i prymitywnej formie. Ich dobrymi chęciami wybrukowana jest droga ku zapomnieniu.

1/10

"Pilecki", reż. Mirosław Krzyszkowski, Polska 2015, dystrybutor: Kondrat-Media, premiera kinowa: 25 września 2015 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Pilecki (film)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama