"Piła X": Zemsta Jigsaw nigdy nie była tak osobista [recenzja]

Kadr z filmu "Piła X" /materiały prasowe

Jest krwawo, maszyny tortur Kramera są zdumiewająco wymyślne i klimat wraca do zjawiskowego początku serii. Tobin Bell dostał w końcu ekranowy czas, by ostatecznie zbudować ikoniczną rolę mordercy oznajmiającego złowieszczo, że chce "zagrać w grę".

"Piła X": Najlepsza odsłona krwawej serii

Nigdy nie należałem do zdeklarowanych fanów franczyzy "Piła", choć film Jamesa Wana (potem dał nam m.in. uniwersum "Obecność""Naznaczonego") z 2004 roku wywołał u mnie niemały szok. Kolejne odsłony, na czele z koszmarnym spin offem "Spiral" z Chrisem Rockiem, coraz mniej mnie zajmowały, mimo, że jestem fanem gore, natomiast podgatunek horroru, jakim jest torture porn z zasady mnie nie odpycha. Skąd znużenie serią, która nigdy nie weszła do mojego prywatnego slasherowego kanonu? 

Reklama

Brakowało mi w serii większej obecności piekielnie charyzmatycznego Tobina Bella jako Johna "Jigsawa" Kramera, który zmarł w trzeciej odsłonie (2006) serii. W kolejnych filmach postać architekta wymyślnych tortur pojawiała się na dłuższą i krótszą chwilę w retrospekcjach, ale nigdy nie przejęła odpowiednio mocno ekranu. Aż do teraz. Osadzona między pierwszą i drugą częścią "Piła X" jest w całości poświęcona Kramerowi, który w końcu dostaje czas, by wejść z pełną siłą do kanonu największych psychopatów kina. Jest ten film bez wątpienia najlepszą odsłoną franczyzy od czasu filmu Wana, choć siłą rzeczy jest pozbawiony jej świeżości i zaskakującej przewrotności.

Kramera widzimy teraz w innym świetle. To blady cień człowieka, któremu został najwyżej rok życia. Nowotwór pożera jego mózg i lekarze oznajmiają mu, że powinien ostatnie chwile poświęcić na spokojne odejście. On jednak ma wciąż coś ważnego do zrobienia. Zawsze mam problem, gdy zmusza się nie do współczucia na ekranie psychopatycznym mordercom, ale czasy są takie, że nawet Joker i Michael Myers (na szczęście nie w ostatnich sequelach ze stemplem Johna Carpentera, ale u Roba Zombiego) mają naświetloną "ludzką twarz". To zabija archetypiczny wymiar zła, który przeraża najbardziej. Rekin ze "Szczęk" Spielberga nie przez przypadek ma czarne i martwe oczy. Potwór powinien pozostać potworem, diabeł diabłem. Nie każdy jest potworem stworzonym przez doktora Frankensteina. No, ale żyjemy w świecie powszechnego freudyzmu.

"Piła X": Główny bohater diabolicznie magnetyczny

Kramer, którego znamy z zadawania najbardziej wymyślnie brutalnych tortur w historii horroru smutno snuje się po terapiach dla chorych na raka, gdzie trafia na cudownie wyleczonego pacjenta (Michael Beach). Mężczyzna przekonuje go do eksperymentalnej terapii wymyślonej przez norweskiego lekarza, która jest przeprowadzana w Meksyku w tajemnicy przed skorumpowanymi przez korporacje farmaceutyczne rządami. Wszystko wygląda realistycznie. Piękny ośrodek, kompetentni lekarze pod wodzą charyzmatycznej córki norweskiego cudotwórcy Cecyli (Synnove Macody Lund) dają Kramerowi poczucie szansy na życie. Operacja się udaje, pacjent przeżył (w przeciwieństwie do ofiar Jigsawa), ale happy end nie następuje.

Kramer szybko przekonuje się, że cały proceder jest teatrem i wielkim przekrętem, a on pozostał bez pieniędzy i z rakiem w głowie. Z pomocą ukochanej przez fanów serii Amandy (Shawnee Smith) Kramer postanawia ukarać oszustów. Sprawa jest bardzo osobista, więc tym razem oblepiona flakami, wysysanymi gałkami ocznymi i hektolitrami krwi zemsta będzie wyjątkowo mocna. Ofiary mają nadal koszmarny wybór uniknięcia śmiertelnej pułapki skonstruowanej przez inżyniera architekta Kramera, ale tym razem jest on wyjątkowo trudny. "Jesteście totalnymi pojebami" - mówi w pewnym momencie do Kramera i Amandy jedna z ich ofiar. Cóż, to jedno zdanie najlepiej oddaje listę tortur, jaką Jigsaw tym razem przygotował. Nie będę jej opisywał, by nie psuć chorej przyjemności w kinie. Reżyser Kevin Greutert montował pierwsze pięć "Pił" i reżyserował "Piłę VI" oraz "Piłę 3D", więc zna serie na wylot, ale trzyma się klimatu filmu Wana. Postacie są nieźle napisane, ich motywacje solidnie (jak na dziesiątą odsłonę) naszkicowane, a maszyneria do tortur zdumiewająco skonstruowana.

To wszystko by jednak nie zadziałało, gdyby nie Tobin Bell, który w każdej scenie jest diabolicznie magnetyczny. Dobrze wie, że dzięki wszedł do historii popkultury i nie zamierza dziedzictwa psuć. Bell naprawdę wkłada w postać całe swoje serducho. Dzięki tej odsłonie jego przerażająca propozycja gry może w końcu stanąć u boku rechotu Freddie Kruegera i pytania Ghostface’a o ulubiony horror. Franczyza "Piły" nadal moim ulubionym horrorem nie jest, ale numer 1 i 10 chętnie na swojej półce grozy postawię.

6,5/10

"Piła X", reż. Kevin Greutert, USA 2023, dystrybucja: Monolith Films, premiera kinowa: 29 września 2023 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Piła X
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy