"Orlando: Moja polityczna biografia". Naiwna opowieść o osobach trans [recenzja]

Kadr z filmu "Orlando - moja polityczna biografia" /materiały prasowe

Kategoria nie-do-filmu. To nie musi być od razu zarzut, ale jednak na wstępie warto zasugerować, czy może raczej przestrzec, że "Orlando - moja polityczna biografia", nie jest propozycją dla każdego. Przeciwnie, nawet żywo zainteresowani tematem transpłciowości, będą musieli włożyć duży wysiłek, żeby wytrzymać tę konwencję, wytrzymać z konwencją nie-do-filmu.

  • "Orlando - moja polityczna biografia" to swobodnie odwołująca się do Wirginii Woolf podróż przez meandry współczesnej kultury, poezji i sztuki. To apoteoza emancypacji, widzialności i kulturowej rebelii. Przy okazji to opowieść o wolności i radości.
  • Film trafił 29 marca 2024 roku na ekrany polskich kin.

Jestem kobietą, jestem mężczyzną, jestem Orlando

"Orlando" męczy, w przeciwieństwie do lektury "Orlanda" Virginii Woolf i filmowej wersji Sally Potter. Paul B. Preciado, twórca "Mojej politycznej biografii", nie uznaje zasad linearności opowiadania. Wychodzi z założenia, że transpłciowość zakłada rozmycie, przekształcanie osobowości, nieuznawanie obowiązujących zasad. Jestem kobietą, jestem mężczyzną, jestem Orlando.

Reklama

Transpłciowy Paul B.Preciado, filozof, badacz i aktywista osób transpłciowych, a wcześniej między innymi kurator galeryjny, jest jednym z najbardziej progresywnych i nonkonformistycznych europejskich filozofów. W wydanej również w Polsce pracy, "Testoćpun", zestawiał doświadczenie z przyjmowania przezeń testosteronu z nowatorskimi badaniami nad tematyką cielesności i seksualności.

"Orlando symbolizuje każdą osobę transpłciową, codziennie ryzykującą własnym życiem, zmuszaną do konfrontacji z systemem prawnym, historią i psychiatrią, a także koncepcją rodziny i potęgą międzynarodowych firm farmaceutycznych" - podkreśla reżyser.

Dla osób trans Virginia Woolf i jej napisane w 1928 roku "Orlando", stanowi biblię. Woolf po raz pierwszy opisała postać zmieniającą płeć bez tabuizacji, narracji ocennej. Bohaterowie filmu Preciado odgrywają Orlanda, albo sugerują zagranie w projekcie. Oglądamy transpłciowe dzieciaki, młodziaki, osoby starsze, przekrój ogromny, od siedmiu do siedemdziesięciu lat. Jestem Orlando, byłem Orlando, noszę Orlanda w sobie.

Woolf inspiruje i prowokuje, bez niej nie byłoby tego filmu, a jednak problemem hybrydy Preciado jest fakt, że Woolf ze swoją ornamentyką, dezynwolturą, z przepisaniem narracji męskiej w damską, i odwrotnie, jest tutaj nieobecna.

"Orlando - moja polityczna biografia": Film oczywisty i naiwny

"Moja polityczna biografia" jest zgrzebna, pozbawiona kantów, w gruncie rzeczy oczywista i naiwna, proklamująca oczywistości tonem nadąsanej powagi. Czym jest norma, a czym owej normy zaprzeczenie, i jak się wydobyć z narzuconych ról społecznych czy politycznych, czy to w ogóle jest możliwe.

Niebinarni bohaterowie filmu, niektórzy wystylizowani, ale wystylizowani niedbale, na postaci z Orlanda, wystrojeni w kostiumy z jakiejś przetrzebionej teatralnej rekwizytorni, mówią wprost do kamery o własnej drodze, odkrywaniu seksualności czy też aseksualności, o tym, czy czują się częścią określonej płci czy sytuują poza nią.

Deklarują - za Virginią Woolf - płynność jako podstawowe wyrażenie dla interpretacji ich osobowości, tęsknią za wolnością, względem której owa płynność byłaby bezkolizyjna, nikogo by nie bulwersowała, nikt by tego nie kontestował. Taki świat jawi się jako idealny.

Podobnie jak w arcydziele Virginii Woolf, dostajemy cztery etapy metamorfozy tytułowego Orlanda: miłość, poezję, transgresję, wreszcie zmianę płci. Tytułowa polityczność filmu jest zaś głosem sprzeciwu wobec przykładania wzorców binarnych dla cielesności, schematów postrzegania ciała przez przemysł modowy, kino, wzorce popkulturowe. Polityczność to także bunt wobec usankcjonowanego bezprawia wobec osób trans.

Bohaterowie filmu opowiadają o upokarzających wizytach u lekarza, bezmyślności urzędniczej, wymuszających na nich jednoznaczną deklarację płci na podstawie podstawowych dokumentów w rodzaju dowodu osobistego czy paszportu. To ponure i wysoce niesprawiedliwe zjawiska, mimo to nie udało mi się tym wszystkim przejąć. Oskarżycielski, silnie zideologizowany ton, został bowiem tutaj zderzony z parodią, campem, humorem. Oto kino queer, ale w ujęciu cokolwiek przestarzałym. Tak jakby sam ideologiczny pazur musiał być niwelowany piórkiem, różem, campem. Żeby to, co gorzkie i przemocowe, przykryć, uładzić, wygasić. Kiedyś tak to działało, dzisiaj już chyba nie powinno.

Listy do Woolf deklamowane przed kamerą to jedynie oratorskie popisy, niektóre mniej, inne bardziej ciekawe. Nie budzą najmniejszych kontrowersji, trudno z nimi polemizować, nie budzą również żadnych żywych emocji.

Usłyszałem deklaracje, usłyszałem napisane wcześniej opowieści, zobaczyłem niezbyt efektowne kostiumy, ale nie odkryłem w tym człowieka, szczęśliwego albo cierpiącego, nie ujrzałem go. I to jest chyba największy problem "Orlanda - mojej politycznej biografii". Aż dwudziestu siedmiu bohaterów, dwudziestu siedmiu Orlandów i ani jednego ciekawego człowieka.

Virginia Woolf rozegrałaby to lepiej.

4/10

"Orlando - moja polityczna biografia" (Orlando, ma biographie politique), reż. Paul B. Preciado, Francja 2023, dystrybutor: Gutek Film, premiera kinowa: 29 marca 2024 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama