Reklama

"Ona jest miłością": Śmiech przez łzy [recenzja]

Obyczajowe komediodramaty nie są dla każdego widza. Filmy tego typu mogą być perfekcyjnie zrealizowane, ale to nie wystarczy, jeśli opowiadana historia nie przystaje do naszej wrażliwości. Szczęśliwie punkt wyjściowy nowego filmu Jamiego Adamsa jest zarazem sensowny, jak i bardzo ekscytujący.

Obyczajowe komediodramaty nie są dla każdego widza. Filmy tego typu mogą być perfekcyjnie zrealizowane, ale to nie wystarczy, jeśli opowiadana historia nie przystaje do naszej wrażliwości. Szczęśliwie punkt wyjściowy nowego filmu Jamiego Adamsa jest zarazem sensowny, jak i bardzo ekscytujący.
Haley Bennet i Sam Riley w filmie "Ona jest miłością" /Signature Entertainment /materiały prasowe

"Ona jest miłością" to spokojny film obyczajowy poprowadzony w dwugłosie z dramatycznymi wstawkami. Opowiada o Patricii (Haley Bennett) i Idrisie (Sam Riley), którzy wiele lat po rozwodzie spotykają się - zupełnie przez przypadek - w tym samym hotelu. Aby było zabawniej, cała posiadłość należy do egoistycznej Louise (Marisa Abela), nowej partnerki Idrisa, a zarazem aspirującej aktorki. Patricia i Idris są zszokowani tym drobnym zwrotem akcji. On boi się, co pomyśli sobie jego aktualna dziewczyna. Ona natomiast prędko sięga po butelkę: w końcu musi jakoś odreagować! W pewnym momencie sami zaczynamy zastanawiać się, jak zachowalibyśmy się w tak nietypowych okolicznościach. I nawet jeśli bohaterowie spróbują nie wchodzić sobie w drogę, to dawne uczucie w końcu da o sobie znać.

Reklama

Gołym okiem widać, że Adams jest entuzjastą klasyki kina. Prędko wychodzi na jaw, że stara się on czerpać z tradycji hollywoodzkiej komedii. Wiele filmów z tamtego okresu prezentowało fabuły, w których dawne pary spotykały się po dłuższym czasie i nawzajem rozliczały się ze swoją przeszłością. Adams próbuje ukazać nam tego typu historię ze współczesnej perspektywy. W jego filmie Patricia i Idris są zaskoczeni, następnie sobą zaciekawieni, a na końcu tracą wszelkie hamulce i wypowiadanymi pretensjami rozdrapują zagojone rany. Każdy ma sobie coś do zarzucenia, nikt nie jest bez winy i nikt nie wyjdzie z tego starcia bez szwanku.

"Ona jest miłością": Prawdziwe uczucie zawsze znajdzie drogę

W trakcie hotelowych "small talków" naszych bohaterów, podczas których wspominają dawne czasy, dochodzi do chwil uniesień. Do momentów, w których sztuczna rozmowa zamienia się w dialog pełen dawnych pretensji i żalów. W filmie przeszłość wraca do bohaterów w najmniej oczekiwanych chwilach. Choćby w jednej ze scen Patricia niespodziewanie pyta: "Dlaczego nie powiedziałeś mi, że twój tata zmarł?". Twarz Idrisa zmienia się w ułamku sekundy; od razu widzimy, że wróciły traumatyczne wydarzenia. Następuje cisza, a my zaczynamy rozumieć, że to pytanie nie zostało zadane przypadkowo. "Powinienem zadzwonić" - odpowiada zapłakany Idris i odruchowo zaczyna zwierzać się swojej byłej żonie.

Czy odważyłby się na taką szczerość przy swojej aktualnej partnerce? W jednej ze scen Idris namiętnie całuje Louise, bezrefleksyjnie deklarując, jak bardzo ją kocha. Od razu można odnieść wrażenie, że ten słowotok to jedynie puste zapewnienia - raczej nikt nie chciałby budować relacji z tak narcystyczną osobą, jaką jest Louise. Kiedy ta, w egoistycznym transie, opowiada mu o swojej pracy (zapewne nie pierwszy i ostatni raz), ten słucha tylko jednym uchem - liczy się fakt, że za chwilę raz jeszcze zobaczy Patricię.

Wychodzi na to, że Patricia nie tylko zaczyna - nomen omen znowu - troszczyć się o swojego byłego partnera, ale też pragnie rozliczyć się z przeszłością, o której najwyraźniej nie możemy jeszcze mówić w czasie przeszłym. Zachowuje się tak, jakby nadal byli małżeństwem. Krytykuje, ale i wspiera, tak jakby ich uczucie nigdy się nie wypaliło. Stymuluje go, jakby między nimi na nowo zaiskrzyło. W takich momentach film Jamiego Adamsa wybrzmiewa niczym pieśń bez żadnych fałszywych nut. W końcu postać Bennett okazuje się być ucieleśnieniem pełnego uczucia: czułego, chwilami krytycznego, a czasami aroganckiego. Widać, że po prostu wciąż jej zależy! Patricia uosabia tytułową miłość, nawet jeśli ta niegdyś przepadła; swoim charakterem zaczyna wyciągać Idrisa z letargu. Adams wierzy, że nigdy nie jest za późno, aby naprawić minione błędy.

"Ona jest miłością": Kilka drobnych potknięć

Można odnieść wrażenie, że "Ona jest miłością" składa się jedynie z krystalicznie czystych subtelności i fachowo napisanych dialogów. Niestety, na kilka ważnych scen przypada nam wiele niepotrzebnych sekwencji: bohaterowie zbyt często rozmawiają o byle czym, grają w karty czy tańczą. Chociaż taki zabieg podkreśla "codzienny romantyzm", to nadmierna ilość tego typu wstawek zdaje się być sporą wadą. Wygląda to tak, jakby połowa filmu została spontanicznie zainscenizowana i była kręcona bez większej reżyserskiej refleksji. Hołduje to utrzymaniu jak największego naturalizmu, jednak bezustanne oglądanie czyjegoś szczęścia nigdy nie będzie rozrywką per se. Jako widzowie mamy dyplom z egoizmu, podczas seansu sami pragniemy się dobrze bawić!

Pomimo paru rozwiązań, które w pełni nie wybrzmiewają, powolnie zakochujemy się w tej kameralnej opowieści. Śledzimy ją dla subtelności, trudnych rozmów zrodzonych z ludzkich dramatów i delikatnej puenty, jaką podsuwa nam zakończenie. To film dla współczesnych marzycieli, którzy wciąż wierzą w moc pierwotnego uczucia.

7/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Ona jest miłością
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy