"Noc Dziękczynienia": Bardzo krwisty pulpet [recenzja]

Kadr z filmu "Noc Dziękczynienia" /materiały prasowe

Szesnaście lat po tym, gdy pojawił się fejkowy zwiastun "Thanksgiving", dostaliśmy w końcu film. Chodzi o jeden ze zwiastunów slasherów, które były emitowane między dwoma grindhousowymi filmami duetu Tarantino/Rodriguez - "Death Proof" i "Planet Terror". Rodriguez później rozwinął zapowiedź "Maczety" w dwa pełnometrażowe filmy. Jason Eisner zrobił to samo z "Włóczęgą z karabinem". Najdłużej czekać trzeba było na film Eliego Rotha. Opłaciło się. "Noc Dziękczynienia" to kino gore w najczystszym wydaniu. Ba, jest to najlepszy film Rotha, który pokazuje, że twórca "Hostelu" wciąż kocha horror i potrafi oddać mu hołd.

Eli Roth nakręcił film według prawideł najlepszych dzieł gatunku z lat 80., na czele z "My Bloody Valentine", "New Years Evil" czy "Graduation Day", zerkający przy tym na włoskich mistrzów Argento i Bravę. Jest tutaj wszystko, co rasowy slasher mieć powinien. Małe miasteczko, infantylni licealiści, niezłomny, ale swojski szeryf i morderca z wymyślnymi narzędziami tortur, kick ass maską oraz solidnie nakreśloną motywacją rzezi. Roth wraz ze scenarzystą Jeffem Rendellem wszystkie te elementy wykorzystują doskonale, pichcąc nam obrzydliwie pyszne danie.

Reklama

Zaczyna się jak w jednym z odcinków animowanego serialu "South Park", gdzie oszalały tłum wiernych z kościoła św. Supermarketu w swoje najważniejsze święto zwane Black Friday forsował Walmarta, masakrując przy okazji siebie nawzajem. Głowy odpadały, flaki wylatywały, a kolejni ochroniarze kończyli pod butami motłochu biegnącego po tańszy telewizor i darmową gofrownicę. Tutaj jest dokładnie tak samo, tyle że trupy ścielą się gęsto nie w animacji, a w horrorze gore, gdzie kamera się nie odwraca, a reżyser widowiska ma frajdę, że krwawy festiwal na otwarcie to dopiero przystawka do finałowej uczty przy świątecznym stole.  

Mija rok od masakry w markecie RightMart w mieście Plymouth w stanie Massachusetts. Mieście, które jest symbolem Ameryki. To tutaj pierwsi Pielgrzymi ze statku Mayflower założyli w 1620 roku osadę, rozpoczynając żywot przyszłych Stanów Zjednoczonych Ameryki. To właśnie na ich cześć ustanowione zostało Święto Dziękczynienia. To tutaj więc na ulicach pojawia się morderca w masce pierwszego gubernatora stanu Johna Carvera i w rocznicę supermarketowej masakry darmową gofrownicą eliminuje głównych bohaterów wydarzeń. Kogo? Tych, którzy nie zważając na swoich sąsiadów (dosłownie) po trupach biegli po wyprzedażowe dobra ery konsumpcjonizmu na sterydach oraz licealistów, którzy wszystko transmitowali na żywo w social mediach.

Jessica (Nell Verlaque), Yulia (Jenna Warren), Gabby (Addison Rae) Scuba (Gabriel Davenport) razem z właścicielem marketu i jego żoną (Rick Hoffman, Karen Cliche) będą musieli zapłacić za winy, które przypisuje im morderca w masce Johna Carvera. Kim jest? Czy to ktoś, kto stracił bliskiego podczas tego wyjątkowo Czarnego Piątku? A może to uczestnik wyprzedażowego szału? Śledztwo prowadzi lokalny szeryf o twarzy Patricka Dempseya, który notabene już w "Krzyku 3" szukał mordercy z nożem. Ja nie zgadłem niemal do samego końca, a ten gatunek biorę przecież na widelec wyjątkowo często. 

Roth nie wyważa otwartych drzwi i gra znaczonymi gatunkowo kartami. Robi to jednak świetnie. Jego slasher ma rytm, atmosferę i odpowiednio wyważone elementy kina gore. Tak, jest tutaj element torture porn, choć nie ma "Noc Dziękczynienia" wizualnej brudnej stylistyki podrzędnego grindhousowego kina, którą imitowali we wspomnianych filmach Tarantino i Rodriguez. Najistotniejsze jest jednak to, że Roth zrezygnował z metazabaw, które franczyzą "Krzyk" oraz ostatnią częścią koszmaru z Freddiem Kruegerem ustanowił Wes Craven. Po tym jak tercet Radio Silence w swoich sequelach "Krzyku" wzniósł poziom meta na jeszcze wyższe obszary, Roth poszedł w odwrotnym kierunku. Słusznie. "Noc Dziękczynienia" jest zrobiona z przymrużeniem oka, bo to istota tego kina, ale bliżej Rothowi do klasyki, którą dopiero potem obśmiał maestro Craven.

Roth nie idzie na łatwiznę i nie opiera się na jump scare'ach, odpowiednio dawkuje "przekaz" (uzależnienie od social mediów i religijny konsumpcjonizm) i pokazuje nam kilka naprawdę pomysłowych scen śmierci. Czy będzie z tego franczyza godna slasherów Cravena, Carpentera i Manchiniego? "Noc Dziękczynienia" ma wszystko, by się nią stać. Nie schrzań tego Roth! Pierwsza kolacja jest smakowita. Oby nie zostały z niej tylko resztki.

8/10

"Noc Dziękczynienia", reż. Eli Roth, USA 2023, dystrybutor: Forum Film, premiera kinowa: 24 listopada 2023 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Noc Dziękczynienia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy