"Moonage Daydream": Ziggy z nami grał [recenzja]

Kadr z filmu "Moonage Daydream" /UIP /materiały prasowe

"Ziggy śpiewał sam / o swój wygląd barwny zadbał / niczym rasowy kot wzrokiem wciąż kusił". Ziggy Stardust, jedno z wcieleń Davida Bowie, powrócił. "Moonage Daydream" Bretta Morgena oglądałem na jednym z dużych, zagranicznych festiwali. Szczególny rodzaj filmowego przeżycia, którego życzę wszystkim oglądającym "Moonage" w Polsce. Pełna sala, wzruszenie, emocje. Kino to wspólnota, a tamtego wakacyjnego wieczoru czułem, że jesteśmy wspólnotą. Wiemy, dlaczego znaleźliśmy się w tym miejscu, na tym seansie; wiemy, kogo kochamy, i czego się po nm spodziewać. Po tym filmie (celowo nie piszę - "po dokumencie"), możecie się spodziewać wszystkiego, tylko nie tego, że będzie konwencjonalny.

"Moonage Daydream": Dawid Bowie - portret niezwykły

Morgen w sztuce portretu stworzył niejako własny podgatunek. Niezależnie, czy opowiada o legendarnym producencie Paramount Pictures, Robercie Evansie, "Festiwalu życia" w Chicago w 1969 roku, czy o Jane Goodalll, stosuje podobną metodę. Jak najdalej od konwencji, schematu gadających głów, jak najdalej od hagiografii. Osobowość bohatera czy bohaterów, staje się dla amerykańskiego filmowca pretekstem do zakreślenia szerokiej gamy charakterów - politycznych, społecznych, literackich, do podjęcia próby wniknięcia w głąb myśli portretowanego.

Zadanie niełatwe, w zasadzie niemożliwe do osiągnięcia, tym większe uznanie dla podejmowanych przezeń prób. Bowie to, jak dotąd, najciekawsza próba dokumentalnego "morgenizmu". W "Moonage Daydream" Bretta ciekawi wszystko, interesuje go każdy aspekt kariery Bowiego, ale ponieważ nie da się opowiedzieć o wszystkim, wybiera kosmatą fantazję, w której artysta Bowie staje się seksualnym fetyszem, a jego image - globalną przynętą tłumów.

Reklama

W 1972 roku, w "Ziggym Starduście", David śpiewał: "Kochał się razem z ego / wchodził na myśl im tak jak wtręt niczym mesjasz chorego / Ziggy dobrze grał" (tłumaczenie Adam Zemełki). Bowie dobrze grał: ze swoim wizerunkiem, z własnym ego. Film Morgena jest swego rodzaju podróżą "Ziggy'ego Stardusta" po zewnętrznym i wewnętrznym świecie Davida Bowie. Berlin Zachodni, Los Angeles, Indie. Rockman, pieśniarz, kompozytor, któremu nigdy nie wystarczało to, co ma (a miał wiele) - potrafił marzyć. Dążył do spełnienia we wszystkich dziedzinach, które uprawiał: wokal, malarstwo, poezja, design, moda. Oczopląs stylistyczny i oczopląs konwencji, ale taki był właśnie był David Bowie. I taki jest ten film.

"Moonage Daydream": To nie jest typowy dokument

"Moonage Daydream" nie jest typowym dokumentem, nie jest również fabułą, sam reżyser w przypadku tego tytułu używa określenia "doświadczenie". Trzeba być jednak na to doświadczenie gotowym. Podróż raczej dla wyznawców Bowiego, niż dla debiutantów w odkrywaniu muzyki i charyzmy artysty. Oglądanie filmu przypomina długą, wewnętrzną podróż. Trzeba kochać Bowiego, żeby wytrwać w skupieniu - film trwa aż dwie godziny i czterdzieści minut - na szczęście kochały go miliony. I miliony widzów będą zachwycone.

Z zasadzie nie ma chronologii, nie ma końca, a początek jest zwodniczy. Wypowiedzi Bowiego, jego charakterystyczny głos, pojawia się i znika, archiwalia zostały pomieszczone na zasadzie montażu asynchronicznego, Bowie - głos, Bowie - podróże, filozofia życia, duchowość i przyziemność. Egocentryzm i kompleksy. "A gdzie były pająki / kiedy mucha przecięła sieć / małe piwo by znów chcieć / wściekli na to że ma fanów / nie mogliśmy go znieść" (z tekstu "Ziggy'ego Stardusta").

"Ten film to sen na jawie"

Dla artystów zaangażowanych do projektu to była wyjątkowo długa przygoda. Najpierw, w 2017 roku, Morgen otrzymał od spadkobierców i rodziny Davida Bowiego zgodę na dostęp do archiwów artysty. Nie tylko materiały wideo, ale także kolekcje dzieł sztuki, kostiumy. Kilka lat trwał montaż tych materiałów, kolejnych osiemnaście miesięcy reżyseria dźwięku, synchronizacja dźwiękowa i logiczna, korekcja kolorystyczna, wkomponowanie animacji i głosu bohatera. Reżyser chciał być przy tym cały czas najbliżej jak tylko możliwe Bowiego, dlatego jego najbliższym współpracownikiem był menadżer i producent Davida, Tony Visconti oraz dźwiękowiec Paul Massey, laureat Oscara za dźwięk do "Bohemian Rhapsody".

Tytuł mówi wszystko. "Moonage Daydream" - "Sen na jawie", czyli tytuł pieśni Bowiego z kultowej płyty "The Rise and Fall of Ziggy Stardust and the Spiders from Mars" z 1972 roku. Taki jest ten film, to sen na jawie, duchowa opowieść o wewnętrznym życiu artysty, zarazem świat pełen kolorów, koncertów, podróży, szminek, przerysowania, zewnętrznego dygotu. David Bowie był postacią tak wyjątkową, że jego tajemnicy nikomu nie uda się rozeznać, ale przecież warto tej tajemnicy poszukiwać. Nie w dokumentach, nie w oczywistej chronologii, a właśnie we "śnie na jawie", w szukaniu po omacku,  bliznach i zabliźnieniach.

Bowie zadaje w tym filmie nieustannie pytania. Pyta siebie i widzów. Pyta, bo śni. Pyta, bo nie wie. Pyta, ponieważ szuka. I to było w artyście naprawdę fascynujące. Nie odpuszczał, szukał, błądził. "Ziggy z nami grał tańcząc jak w zaklętym voodoo / młodych za sobą wlókł / bo był dla nich jak król". Król wciąż jest królem. Dworzaninem, królową, kapłanem. Jest Bowiem.

8/10

"Moonage Daydream", reż. Brett Morgen, premiera kinowa: 25 listopada 2022 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Moonage Daydream | David Bowie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama