Reklama

Humanizm w telenowelowym wydaniu

"Jej droga", reż. Jasmila Żbanić, Bośnia i Hercegowina, 2010, dystr. AP Manana, premiera kinowa: 10 września 2010

"Jej droga" Jasmili Żbanić to szlachetne kino z humanistycznym przesłaniem. Niestety jest też kiczowate jak wenezuelska telenowela.

Kto pamięta niezłą "Grbavicę", za którą Żbanić niespodziewanie dostała w Berlinie Złotego Niedźwiedzia, ten z pewnością przypomina sobie, że była to historia mieszkającej w Sarajewie kobiety, która po zakończeniu wojny na Bałkanach samotnie wychowuje córkę - efekt gwałtu dokonanego na kobiecie przez serbskiego żołnierza. Feministyczna perspektywa dominuje również w "Jej drodze", miejsce akcji jest także to samo. Zmieniły się tylko czasy.

Reklama

Bohaterką nowego filmu Żbanić jest Luna (Zrinka Cvitešić) - mieszkająca w stolicy Bośni stewardessa, której mąż - Amar (Leon Lučev), po utracie pracy jako kontroler lotów i problemach z alkoholem, poprzez osobę starego przyjaciela z czasów wojny przystępuje do radykalnego odłamu bośniackich muzułmanów - wahabitów. To żyjąca w odosobnionych obozach społeczność islamskich fundamentalistów, konsekwentnie przestrzegających surowych nauk Koranu. Amar z dnia na dzień przestaje więc pić alkohol, odmawia też Lunie przedmałżeńskich przyjemności, znika na całe dnie w meczecie. Najważniejsze - para od jakiegoś czasu bezskutecznie stara się o dziecko.

Kto bystry, zorientuje się od razu. Stopniowe światopoglądowe różnice między Amarem i Luną sprawią, że kobieta zacznie poważnie zastanawiać się nad przyszłością związku, ergo - nad sensem ciąży z ukochanym mężczyzną. Skończy się to wszystko sceną o emocjonalnym ładunku jakiejś bijącej rekordy oglądalności telenoweli: Luna jest przy nadziei, beznadziejnie rozdarta między chęcią posiadania potomka a pragnieniem niezależności.

Żbanić nakręciła film, który z pewnością ma szansę na wywołanie ważnej dyskusji. Przede wszystkim podejmuje w "Jej drodze" temat konfliktu wewnątrz muzułmańskiej społeczności. Automatycznie przyzwyczajeni do przeciwstawiania islamowi katolicyzmu, wychowani na medialnym antagonizmie demokratycznej Europy i arabskiego terroryzmu, przestajemy dostrzegać niuanse. Stajemy się niewolnikami schematu. Życie jest dużo bardziej złożone, prawda mniej oczywista. Tu Żbanić pokazuje swój kinematograficzny humanizm.

Obawiam się jedna, że "Jej droga" skończy jako punkt wyjścia do socjologicznych rozpraw, snutych przez poruszonych krytyków filmowych, bądź uczonych wywodów rozmaitych bałkanistów. W podjętej przez Żbanić problematyce dostrzegłem wielki temat dotyczący istoty religii. Sensu bezgranicznego poświęcenia. Idei bezwarunkowej miłości. Zamiast pójść w tę stronę, zainteresować się intrygującą postacią Amara, Żbanić zajmuje się egzystencjalnymi roztereczkami swej bohaterki. Ten film mógł być przejmującym moralitetem, stał się serialem obyczajowym. Zamiast uniwersalnej przypowieści o sensie wiary, jest tylko rejestracją narodowego stanu ducha. Zawsze coś.

4/10

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama