"Dwie minuty do piekła": Gwiazda "Wiedźmina" podbije kinowe ekrany? Tylko dla fanów horrorów!

Freya Allan w filmie "Dwie minuty do piekła" /Dystrybutor Kino świat /materiały prasowe

Przerażający i mrożący krew w żyłach? Kwestia wrażliwości i podejścia do samego gatunku. Jednak nie można odmówić realizacji debiutanta, Alberto Corredora, tego co w horrorze być powinno, czyli tajemnicy, atmosfery niepokoju, wreszcie podskórnego poczucia strachu. W tym nie najgorszym, ale też nie specjalnie odkrywczym obrazie, można to znaleźć. Plus, całkiem udane spotkanie z Freyą Allan, kojarzoną przede wszystkim z roli Ciri w serialowym "Wiedźminie".

  • "Dwie minuty do piekła" to horror debiutującego w roli reżysera Alberto Corredora.
  • Po zagadkowej śmierci ojca, którego nie widziała od lat, Iris (w tej roli Freya Allan) dziedziczy stary, podupadający bar na odludziu. Pragnąc dowiedzieć się, dlaczego ojciec porzucił ją, kiedy była jeszcze dzieckiem, Iris udaje się w podróż w nieznane. Szukając prawdy, odkrywa, że opuszczony lokal kryje coś więcej niż rodzinną tajemnicę.
  • Film trafi na ekrany polskich kin 26 stycznia 2024 roku.

Reklama

"Dwie minuty do piekła": Historia gotycka w duchu

Pretekstem do tej mrocznej, w duchu gotyckiej, historii jest wejście w posiadanie starego londyńskiego domu przez główną bohaterkę, graną rzecz jasna przez Allan. Dziewczyna, niemająca najlepszych relacji z ojcem, teraz przyjeżdża, by potwierdzić, że zmarły najemca ponurej nieruchomości był faktycznie jej rodzicem. Chwilę potem Iris sama podpisuje cyrograf i zostaje posiadaczką tymczasowym domu, skrywającego niepokojącą tajemnicę. Właściwie to ukrywającym bardzo konkretną osobliwość. Istotę, jakby z najdalszych otchłani piekieł, która jest w stanie przywołać na określony, bardzo krótki czas, zmarłych. Nietrudno się domyślić, że pokusa by spotkać raz jeszcze tych, co odeszli, będzie tu kluczowym wątkiem dramaturgicznym.

Cóż, horrory mogą być ciekawe albo nie. Mogą straszyć porządnie, ewentualnie mizernie. Jedne potrafią naprawdę mrozić krew w żyłach, inne co najwyżej ledwie podniosą ciśnienie. Są rzeczy bardzo angażujące i zdecydowanie mniej. Gdzie tu sytuuje się film "Dwie minuty do piekła"?

W niemal każdym przypadku gdzieś po środku. Napięcie jest dawkowane, a intryga nie rozpada się na niepotrzebne wątki czy epizody. Właściwie akcja zamyka się w jednym miejscu i czasie. I w tym zagęszczonym obszarze Alberto Corredor wydaje się dość sprawnie, jak na debiutanta, odnajdywać. Bardziej też stawia na atmosferę niż straszenie zza węgła. 

Typowych jump scare'ów zbyt wielu tu nie uświadczymy. Jedni się ucieszą, inni zmartwią. Mimo to reżyser radzi sobie zgrabnie i bez tego, serwując filmową grę, taką fabularną łamigłówkę w klimacie grozy, czerpiąc tu i ówdzie z "Egzorcysty" czy stylu Guillermo del Toro.

Horror tkwi w samym człowieku

Horror, jak to w życiu bywa, tkwi w samym człowieku, który sobie go najlepiej urządza. W tym kierunku idą właśnie "Dwie minuty do piekła". Oczywiście wiele rozwiązań, tak narracyjnych jak i dramaturgicznych, można ze sporym wyprzedzeniem przewidzieć, ale i tak ogląda się to bez przesadnego obciążenia.

Fani horroru najprawdopodobniej dojdą do wniosku, że to za mało. Ci, dla których gatunek jest jednym z wielu, niewykluczone, że obejrzą bez narzekania. Na pewno dużym plusem filmu jest obecność Freyi Allan, która po roli Ciri ma tutaj szersze spektrum do zagrania, co przekłada się na angażujący portret jej nowej bohaterki.

Czyli poprawnie i bez pretensji. Filmowi życzymy powodzenia, a tym, którzy go obejrzą dobrej zabawy. Krzywda Was nie spotka.

6/10

"Dwie minuty do piekła" (Baghead), reż. Alberto Corredora, Wielka Brytania / Francja 2024, dystrybutor: Kino Świat, premiera kinowa: 26 stycznia 2024 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy